poniedziałek, 10 marca 2008

Ultravox - BBC Radio 1 Live in Concert

Upload By REQ

Nagrania z albumu Vienna najczęściej mówią o przemijaniu krótkotrwałej młodości, ukrytych tajemnicach i o pytaniach, jaki będzie świat w przyszłości. Wiele nagrań z lat osiemdziesiątych, w których przewijały się słowa o futuryżmie, dawały mi dużo do myślenia o tym, jak będzie wyglądał świat za lat dwadzieścia. Po dwudziestu latach dorosłem, mamy już tą ,,futurę"... no i nie tak miało być, jak śpiewała Budka Suflera, zupełnie nie tak:) Nie mamy pojazdów - poduszkowców, w świecie muzycznym też lipnie, jakoś bez emocji.... a przecież w 1984 czy 1985 myślałem już mniej więcej ,,kurcze, w przyszłości, to będzie dopiero muzyka, z futurystycznymi odjazdami, niesamowite rozwiązania..." BLACH! Kubeł zimnej wody i budzę się w 2008... zamiast słuchania ,,future - muzyki" (powstała taka? :)) - bo futurepop to nic innego jak odwieczny synthpop w nowej oprawie - a więc, zamiast ,,jarać się" nowymi nagraniami Camouflage lub choćby VNV Nation, wciąż wracam do starych, jarych nagrań Ultravoxu, Human League, Foxx`a... i co ciekawe, nie jestem wyjątkiem w tej dziwnej sytuacji.
Mamy wiek dwudziesty pierwszy, a tu wciąż natykam się na ludzi słuchających Kim Wilde, Led Zeppelin, Genesis, Marillion, ,,starego" Depeche Mode , Soft Cell... to przykłady akurat z ,,mojego podwórka", czyli, tu gdzie mieszkam.
Ultravox także trzyma się wciąż zadziwiająco dobrze, chociaż pamiętam, jak w wojsku kumpel mówił, że mu taka muzyka nie odpowiada. Powiem Wam teraz także coś, w co może wielu nie uwierzy: Gdy jako jedenastoletni dzieciuch usłyszałem album Vienna, pierwszą moją reakcją było skrzywienie się z niesmakiem na ten ,,dziwny heavy metal" :) W domu rodziców zawsze leciały jakieś włoskie hity oraz ,,widokówkowe" szlagiery ( pseudovinyle:)), więc taki album rozrywał młodemu czerep z pokrywką... nienawidziłem szczególnie tych ,,zgrzytliwych" solówek...
Dopiero za trzecim odsłuchaniem zacząłem czuć tą muzykę, gdy znajomy, który był o cztery lata starszy i lepiej obeznany w temacie puszczał mi Viennę, oraz przedstawił mi do porównania niejako korzenie tej muzyki - czyli nagrania elektroniczne grupy Kraftwerk.
Do dziś trochę pozostaje żal, że dostęp do tej fali, która rozszalała się na zachodzie mieliśmy cholernie skromny i dopiero teraz wielu z nas nadrabia zaległości... i jak widać, kiedyś, gdy w kręgu znajomych człowiek był specem w temacie, to tak naprawdę znaliśmy jedynie cząstkę tego, co tam się wyrabiało na Wyspach... i jak skromna to była wiedza.

Przepraszam, że nie piszę wiele o muzyce Ultravox, bo chyba i tak już tu niewiele można dodać. Grupa nie po raz pierwszy daje występ na moim blogu i w poprzednich postach tak się rozpisywałem, że tu bym się tylko powtarzał. Tak więc, dziś trochę wspomnień do zapełnienia miejsca. Koncert na życzenie - nagrania z okresu albumu Vienna.

All tracks recorded 14th of January 1981, Paris Theatre, London.

http://www.shareonall.com/Ultravox_kexi.rar

6 Comments:

Blogger TOM said...

Dziś mało konkretów.
Podpisuję się wszystkimi kończynami pod tym co napisałeś o muzie, pierwszych odczuciach na nowe dźwięki i ciągłym odkrywaniem choć minęło już ładnych parę ( by nie powiedzieć kilkadziesiąt )lat. Wiesz, ale jesteśmy szczęściarzami - urodziliśmy się w czasie gdy powstawała piękna muzyka która towarzyszy nam cały czas. A to że nowatorska to dodaje jej dzisiaj blasku tak jak w momencie gdy się rodziła. Paradoksalnie docenia się ją gdy zaczyna przemijać i nastają nowe mody.A Ultravox zacząłem doceniać...gdy największe sukcesy mieli za sobą. Wariat i ignorant ze mnie.
Tomasz

poniedziałek, 10 marca, 2008  
Blogger HaLo said...

another great post robert..i love ultravox...thank you

mike

wtorek, 11 marca, 2008  
Anonymous Anonimowy said...

Arcymistrzowie w akcji!
Wcale nie przegiąłeś z tym metalem, ROb. Wyjątkowość UreVoxu polegała właśnie na wybuchowej mieszance: Billy: skrzypek, pianista, miłośnik muzyki symfonicznej, ambitny nerwus i choleryk; Warren: perkusista, zwolennik nowinek technicznych i… broni palnej, śpioch; Chris: basista, klawiszowiec, siła spokoju, wyjątkowo ugodowy człowiek, kumpel Midge'a; Midge: kompozytor-geniusz, gitarzysta-naturszczyk z zacięciem do ostrych brzmień, obciążony wcześniejszą współpracą z hard-rockowym Thin Lizzy i neo-punkowym The Rich Kids. Moim subiektywnym zdaniem, Ultravox 1980-1986 byli jedynymi w swoim rodzaju. Fajnym przykładem Ultravox'owego elektro-metalu jest mój ulubiony kawałek Mine for Life.

adventURE

PS. Dzięki serdeleczne, ROb.

PPS. Innym, ciekawym reprezentantem pop-metalu jest super dynamiczny utwór Duranów Careless Memories. A tutaj fragment wykonania aktualnego: Careless Memories 2. Szkoda, że nie było Andiego w składzie Duranów podczas koncertu na Służewcu 2 lata temu.

wtorek, 11 marca, 2008  
Blogger jc101 said...

Brilliant stuff Robert, Thanks you so much.
Great Blog. :)

środa, 12 marca, 2008  
Blogger w-basia said...

Zgadzam się z Tobą, z Tomem... piękna muza swoją drogą dziwnych czasów :) Kiedy mój brat puścił mi "Vienna", gdy byłam gówniarą, odleciałam... a potem to był koncert na Torwarze. Się działo! Pozdrawiam wszystkich fanów kapeli U-vox, i Robercie - thanks, thanks, thanks!

piątek, 14 marca, 2008  
Anonymous Anonimowy said...

Robert, brilliant way to bring back Ultravox ! They're ageless !

piątek, 14 marca, 2008  

Prześlij komentarz

<< Home