niedziela, 23 grudnia 2012

Końca świata nie było :)

  Rok 2012 okazał się jednym z gorszych dla muzyki synthpop. Porównując poprzednie lata (chociażby 2011 i 2010), dinozaury z lat osiemdziesiątych jakby przysnęli. Młodzi wykonawcy, podążający utartą, elektroniczną ścieżką tworzą ostatnio mało oryginalnie i wałkują oklepane schematy. Zupełnie inaczej ma się z gatunkami rock, indie, a nawet z muzyką progresywną. Na tym polu zaobserwowano wyrażną poprawę i miłośnicy owej muzyki mogą zaliczyć ten rok do udanych. Sytuację ratuje Ultravox. ,,Brilliant" jest chyba jedyną płytą dla starych miłośników słuchaczy ,,new romantic", która ocaliła rok 2012 od całkowitej klęski. Na dodatek Midge Ure i spółka dobili konkurencję koncertowym wydaniem ,,2012 Tour", jednak w zestawieniu przedstawiam albumy studyjne. Jak co roku ujawniam swoją - powtarzam: SWOJĄ dziesiątkę ulubionych płyt, według MOJEGO gustu, z którym oczywiście nie musicie się zgadzać. Dlatego powyżej możecie przeczytać ,,TOP 2012" z dopiskiem ,,RObert POland". Wynik podsumowania trochę mnie przeraża. Na pierwszy rzut oka wygląda to, jak ,,dziesiątka kiczu", w porównaniu z latami poprzednimi :) Przyjrzyjmy się zatem dokładniej ,,szczęśliwcom roku" .

  1.ULTRAVOX - Brilliant
Miejsce pierwsze - bez niespodzianek. Ultravox i ,,Brilliant" to najczęściej ściągana płyta z mojego chomika. Chociaż album ma pewne wady i niedociągnięcia, to płytę przyjęli wszyscy z zaciekawieniem. Słuchacze new romantic, fani Ure`a i Ultravox, oraz miłośnicy lat osiemdziesiątych już dawno nie czuli takiej ekscytacji, jak przy słuchaniu dwunastu nowych nagrań Ultravox. Grupa nie zawojowała rynku nowatorstwem, a jedynie odświeżyła swoje stare patenty, a przede  wszystkim starła brudną, pożegnalną plamę, jaką była dla wielu płyta ,,U- Vox" z 1986.
Poza tym jestem pewien, że sporo czytelników bloga nie darowało by mi, jakby ta płyta była niżej w notowaniu. Album, do którego jeszcze nie raz będę wracał.

2.SANDRA - Stay In Touch
Dla mnie największa niespodzianka roku. Singel ,,Maybe Tonight" kazał podejść do całej płyty z dystansem. Prowadzący bloga zamierzał nawet stworzyć kąśliwy post, z którego w ostateczności ocalał  jedynie zabawny tytuł.  Stay In Touch ogłaszam  najlepszą płytą dyskotekową  roku, idealnie pasująca na sylwestrową noc.

3.MADONNA - MDNA
Ta płyta jest wulgarna. Teksty w stylu ,,Prowadż suko...wciśnij gaz do dechy  i zgiń jak suka", to ostatnio znak firmowy wokalistki. Jej ostatnia trasa koncertowa została nazwana najbardziej zyskownym tournee ( 228 milionów dolarów to zarobek, który przyprawi o zawrót głowy niejednego). Występy  Madonny nie raz i nie dwa wywoływały skandal. W Denver wokalistka wymachiwała pistoletem na scenie (nabitym? - ROb) wkrótce po strzelaninie w Colorado w lipcu tego roku. Na innym show pokazała goły tyłek, mówiąc: ,,Popatrzcie sobie na moją gołą dupę i dajcie mi trochę pieniędzy". Czemu nie... symboliczna złotówka właśnie do ciebie leci...

4.MEN WITHOUT HATS - Love In The Age Of War
Dla jednych jedna z lepszych płyt zespołu, dla drugich - zbyt monotonna. Jakby zapomniano, że już w latach osiemdziesiątych MWH grali muzykę w jednostajnym rytmie. Na początku podsumowania mieli spore szanse zmieścić się w pierwszej trójce, jednak pozycja czwarta to i tak spore osiągnięcie.

5.JOHN FOXX AND THE MATHS - Evidence
Pan Foxx został mocno przyćmiony przez swoich dawnych kolegów z Ultravox, choć tworzy przecież niebanalną muzykę elektroniczną. Podejście Foxxa do muzyki jest jednak zupełnie inne, niż ,,czterech pancernych". Jeżeli od Ultravox za bardzo ,,śmierdzi" pieniędzmi i parciem na szkło, to od Foxxa poraża rozbrajająca skromność i chowanie się na drugi plan. Myślę, że dzięki temu na artyście nie jest wywierana presja od wiecznie niezadowolonych słuchaczy i może spokojnie tworzyć zupełnie niekomercyjną muzykę. Evidence to trzeci album Foxxa nagrany jako spółka Foxx and the Maths.

6.SOUND TESSELATED - Morning
Piąta płyta niemieckiego duetu to kontynuacja muzyki, którą tworzył inny duet z ich kraju, a mianowicie The Twins. Lekki synthpop, czasem ocierający się o dyskotekę, czasem nasuwający skojarzenia z muzyką zespołu Erasure... opis ich muzyki brzmi trochę przerażająco, tak jakby panowie nie mieli swojej osobowości i tylko bawili się w jeden z setek obecnie mało oryginalnych zespołów. Jest jednak coś tak rozbrajającego w ich muzyce ( bądż co bądż to już ich piąty album), że słucham ich bardzo często, przymykając oko na oklepane ,,umpaumpa". Cóż bowiem można więcej wycisnąć z grania na syntezatorach? Może kiedyś panowie znajdą swoją drogę, chociaż szanse są na to chyba marne. To nie Depeche Mode, którzy się rozwijali z płyty na płytę...

7.FUTURE PERFECT - Escape
Simon Owen i Rebecca Morgan wydali drugi album z muzyką electropopową, którego słuchają nawet miłośnicy  muzyki dyskotekowej. Północnowalijski duet bez zająknięcia kseruje lata osiemdziesiąte, a krytycy chyba już pogodzili się z faktem, że w dzisiejszych czasach słuchacze są głusi, mało wymagający i wychwalający zespoły, które za rok może znikną ze sceny, skoro już na starcie bezczelnie kopiują prekursorów... Są jednak na płycie przebłyski nadziei: ,,Silent Scream"oraz ,,Complicated Machine".

8.MR.KITTY - Eternity
 Muzyk naprawdę nazywa się Forrest Carney i pochodzi z Arlington (Texas). Rozpoczął od nagrywania płyt opatrzonych  tytułami ,,R.M.X." (wydał ich sześć części), lecz szczerze mówiąć, nie warto zawracać sobie nimi głowy. Jego pierwszy autorski album ,,Until Death Do Us Part" pochodzi z 2010 roku i już zawierał parę interesujących nagrań za pomocą syntezatorów. ,,Death" z 2011 zebrał bardzo dużo pochwał i porad od słuchaczy, by muzyk właśnie szedł dalej tą drogą.
Słuchając ,,Eternity" z kończącego się 2012 roku, niektórzy zaczęli się obawiać, czy czasem kompozytor aby nie ,,przesłodził". Niektóre utwory brzmią prawie na modłę ,,Living On Video" Trans-X (ach, ta linia basowa), w innych się rehabilituje  (niesamowity klimat  w Mother Mary), a często też nawiązuje do Crystal Castles (,,Night Terror") z którymi niedawno koncertował.  Eternity to piętnaście napakowanych elektroniczną energią piosenek, które rozruszają nawet czterdziestolatka.

9.PET SHOP BOYS - Elysium
Ten album powinien się nazywać Yawning (Ziewanie) - napisał na forum brytyjskim jeden ze słuchaczy.  Pet Shop Boys rozpoczynali swoją karierę w momencie, gdy reszta syntezatorowych zespołów z lat osiemdziesiątych powoli dogorywała. Wokalista niejednokrotnie podkreślał w wywiadach, że są ostatnim z takich duetów lat osiemdziesiątych. Chociaż duet na początku wykorzystał bez ogródek pomysły poprzedników i prezentował sprawdzone przecież w tej muzyce patenty, to nie zatrzasnął się w jednej szufladce. Tennant i Lowe łączą muzykę dyskotekową z nagraniami operowymi, nie gardzą muzyką klasyczną, a nawet tworzą pop- balet, czyli coś, co w latach osiemdziesiątych było nie do pomyślenia (czytaj: po prostu by się nie sprzedało).
Elysium przesłuchałem nie raz i nie dwa, wciąż  jednak brakuje w tym albumie magnesu.  Please i Actually, oraz Alternative to ostro namagnesowane płyty, które mnie już do końca życia będą przyciągały. Głos Neila nadal brzmi świetnie, duet jest wspaniały na koncertach ( to chyba jedyna dyskotekowa grupa która nie robi lipy występując na żywo), lecz płyta Elysium niestety mnie rozczarowała.

10.TRAVELOGUE - The Noise Is Only Temporary
Pod pseudonimem Travelogue (czyżby ukłon w stronę płyty Human League?) ukrywa się Jon Sonnenberg, multiinstrumentalista działający na rynku już od lat dziewięćdziesiątych. Jako Travelogue wykonuje muzykę łudząco podobną do tej, która zawarta jest na albumach... Alana Replica.
W roku 2012 Travelogue wydał dwie płyty: Fireworks ( wszystkie dźwięki  perkusyjne to nagrane i przetworzone przez sampler  fajerwerki i petardy), oraz bardziej rozbudowaną - The Noise Is Only Temporary .

Poprzednie podsumowania:

TOP 2010

TOP 2011

Na  koniec pozostaje mi życzyć wszystkim słuchaczom i odwiedzającym mój blog (ale macie wytrwałość, by tu jeszcze wciąż zaglądać) Spokojnych świąt Bożego Narodzenia oraz wielu szczęśliwych i radosnych chwil w nadchodzącym Nowym Roku 2013.

sobota, 15 grudnia 2012

Carlos Perón - Die Schwarze Spinne

Rok 2013 jeszcze się nie zaczął, a już rozpoczęły się prośby o płyty :) Aż boję się pomyśleć, co będzie po Sylwestrze... lecz przecież kiedyś blog słynął z tego, że masa rzeczy niemożliwych się tu ukazywała. Po album Carlosa Peróna  RObert POland musiał wybrać się tym razem w niebezpieczną drogę - do samego piekła i z powrotem. Muszę Wam powiedzieć, że nie było łatwo. I o to chodzi!

Pakt z diabłem przeważnie nie wychodzi człowiekowi na dobre. Na szczęście gatunek ludzki potrafi być także sprytny i przebiegły, wprawiając czasem w osłupienie ciemne moce. Niestety zwycięstwo często opłacane zostaje życiem, tak też jest w powieści Jeremiasa Gotthelfa zatytułowanej ,,Czarny Pająk".
Na podstawie tej książki w roku 1983 powstał horror ,,Die Schwarze Spinne", do którego muzykę stworzył Carlos Perón.

Ten szwajcarski muzyk był założycielem i członkiem słynnego zespołu Yello, z którego odszedł w roku 1984. Obecnie pracuje jako producent muzyczny.
Prezentowany teraz soundtrack przedstawił  w latach osiemdziesiątych Jerzy Jop w drugim programie Polskiego Radia (audycja Słuchajmy Razem). Jest to album na życzenie jednego z czytelników bloga, a że - teraz zatkajcie swoim pociechom uszy - Święty Mikołaj nie istnieje i życzenia takiego nie spełni , to odpowiedzialność za ten fakt spadła teraz na mnie :)

Przechodzimy do muzyki. Już od samego początku jest mrocznie, lecz melodyjnie. Pierwszy pocałunek diabła w policzek kobiety, z którego wykluje się w przyszłości za niespełnioną obietnicę Czarny Pająk nie jest taki straszny. Słyszymy ciężkie, rockowe brzmienie, lecz w większości jest to nadal muzyka elektroniczna. Zagłębiamy się dalej w ten dziwny, poważny świat. Odwieczna walka dobra ze złem przewija się tu w każdym utworze zagranym przez Peróna.
Wspaniale słucha się tej muzyki wieczorami,  potęga zmierzchu robi swoje i wyolbrzymia często uczucie niepokoju.
Ostre i drażniące dżwięki wbijają się niczym tysiące ostrych szpilek w kompozycji Dance Or Death. Latają niczym natrętne insekty, które aż się proszą o to, by wziąć jakiś muchozol i pokazać im, kto tu rządzi. Muszę Was przestrzec, że katorga dla uszu jest niemiłosierna i po prostu twardym trzeba być, by przejść to piekło.
W nagrodę za to, że wytrwale przebrnęliśmy przez  tortury i się nie daliśmy złamać słyszymy bardziej taneczną część na płycie. Oto prawie dziesięciominutowy Der Komtur. Wprawdzie kłóci się to z mroczną koncepcją całego krążka, lecz słucha się tego wspaniale. Poza tym dobrze w nim słychać charakterystyczne brzmienie z nagrań Yello.
Podejrzewam, że Chris Lowe z The Pet Shop Boys też musiał słyszeć to nagranie, bo kojarzy mi się z  niektórymi instrumentalnymi nagraniami ze stron B singli duetu. Tak jest też z utworem Dropouts, a po nim powracamy do spokojniejszych kompozycji.

Zaczynam pojmować, na czym polega tajemnica grozy w muzyce. Im mniej dżwięków, tym większy efekt. Pestzug to dowód na to, jak sama perkusja i ograniczenie instrumentarium do minimum potrafi spowodować nerwowe obgryzanie paznokci. Na ,,Catastrophe" natomiast perkusji brak, lecz masa psychodelicznych dżwięków podtrzymuje w nas stan gotowości bojowej.

Podejrzewam, że niewielu z Nas obejrzało film, do którego Perón skomponował tą dość niepokojącą muzykę. Może ktoś, kto uwielbia horrory miał z nim kiedyś styczność i wypowie się w kwestii obrazu? Choć wiem, że to wątła nadzieja. Pozostaje jak na razie samemu wizualizować obrazy do muzyki, a ta potrafi naprawdę z wyobrażnią zdziałać cuda.

 1- Main Title        
2- Knight's Theme        
3- Breakin' In        
4- End Title    
5- Dance Of Death        
6- Der Komtur
7- Dropouts    
8- The Devil's Kiss    
9- Nothing Is True...    
10- Pestzug    
11- Catastrophe        
12- Knights In The Dome  

czwartek, 13 grudnia 2012

Ultravox: Prezent przedbożonarodzeniowy

Po sukcesie albumu Brilliant brytyjscy prekursorzy elektronicznego pop rocka w składzie Midge Ure, Billy Currie, Warren Cann oraz Chris Cross, ruszyli czołgiem jako Czterej Pancerni w trasę koncertową. Owocem tych wycieczek jest limitowana edycja wydana na dwóch krążkach CDr, wydana przez Chrysalis i Live Here Now która ukazała się w pażdzierniku i została zatytułowana po prostu 2012 Tour.

Nie jest to pierwszy album koncertowy Ultravox. Z wokalistą Midge Ure ukazały się oficjalnie BBC Radio 1 Live In Concert, Monument oraz Return To Eden.
,,2012 Tour" został nagrany na żywo 27 września 2012 w HMV Hammersmith Apollo (Hammersmith Odeon) podczas ,,Brilliant Tour".
Poza znanymi hitami, nas oczywiście interesują wykonane na żywo piosenki z najnowszego albumu Ultravox. Możemy się też przekonać, czy z wokalem Ure`a jest coś nie tak. Już na wstępie wita nas tytułowy ,,Brilliant" i w końcu można go sobie wysłuchać bez tego udziwnionego, według mnie zupełnie niepotrzebnego ,,wytłumienia" dżwięku na początku, jaki mamy w wersji studyjnej.
Osobiście przysłuchiwałem się wokalowi Midge Ure`a - w nagraniach ,,New Europeans" słyszymy, że ten głos brzmi wciąż dobrze, jak za starych, dobrych lat. Słuchając niektórych nagrań na ,,Brilliant" obawiałem się, że jest żle  z kondycją i że w ogóle starość... :)
Dość dobrze uwidacznia to ,,Change" - myślę, że nasz szkocki Jan Kos chciał bardzo zostać pierwszym barytonem nowej generacji synthrocka, coś na podobieństwo Dave`a Gahana, lecz fakt faktem - o wiele lepiej sprawdza się w tonach wysokich niż niskich.

Ultravox to oczywiście nie sam Ure. Nie zapominajmy oczywiście o Gustliku... to znaczy o pozostałej, jakże ważnej trójce. Przecież Ultravox nie byłby sobą bez Billy Currie (to jest właśnie bardziej kręgosłup UV, a nie wokalista Ure, jak wielu błędnie sądzi). Jego ARP i klawisze zadziornie piszczą, czasem wręcz kłują swoim metalicznym brzmieniem po uszach, Warren Cann profesjonalnie macha uzbrojonymi w pałeczki łapkami  trafiając bezbłędnie w bębny (żywa perkusja, a nie jakieś tam plastikowe podróby), chociaż tu brzmi co najwyżej poprawnie i nie wybija się aż tak na czoło. Pięć minut sławy ma oczywiście  jak zawsze w brawurowym wykonaniu The Voice - lecz do mistrzowskiego popisu, jaki dali wszyscy na Monument jest daleko. Natomiast ciężko mi tu uchwycić pana Chrisa Cross. O ile Warren jest mistrzem drugiego planu, to Chris ma pole do popisu (?) jako osoba trzeciego planu, albo w ogóle. Niech pan nie będzie taki skromny, panie Cross! Proponuję, by przy następnym albumie Ultravox, o ile jakiś się jeszcze ukaże, mieć oko na tego Pancerniaka i dać mu się wyszaleć, bo jak nie  - to uwzględnię go przy wypłacie. Albo niech kompakt będzie tańszy w sprzedaży :) Bądż co bądż, ludzie płacą za całą czwórkę.

Nie tak dawno czytałem artykuł opisujący, jak panowie przygotowywali się do Brilliant Tour. Podobno Warren Cann chciał, by prezentować m. innymi nagranie ,,Passionate Reply" (strona B singla ,,Vienna"), a nawet, by Ure zaśpiewał coś z płyt Ultravox! (czyli z czasów Johna Foxxa jako wokalisty. A propos - ten ,,!" - wykrzyknik obok nazwy Ultravox to ukłon w stronę niemieckiej grupy Neu!)
Ostatecznie stanęło na tym, by nie udziwniać trasy koncertowej (Warrenowi znowu się chyba dostało i ponownie stałby się kozłem ofiarnym na którego zwalano by winę za fiasko:)).

Słuchając Ultravox, grupa niewiele zmieniła się od lat osiemdziesiątych. Brzmi nawet bardziej rockowo, niż syntezatorowo. Grupa, która na koncie ma masę hitów, do dziś nawet prezentowanych w radio (Dancing With Tears In My Eyes, Hymn, Vienna), która była ze mną przez całą młodość, przeszła długą drogę, poprzez zmiany wokalistów, upadek new romantic, w końcu upadek samego zespołu, nieudane reaktywacje z mało chartyzmatycznymi wokalistami aż do wskrzeszenia umarlaka w tym roku (ROb, kończ to zdanie, gdzie ta kropka?!), zasługuje na podziw i uznanie. Poza tym lubię emerytów, którzy im są starsi, tym bardziej potrafią pokazać młodym, jak powinno się grać i jaką drogę czasami trzeba przejść by wpisać się do historii.


ULTRAVOX *2012 TOUR*
Recorded 27 Sept., Live At Apollo Hammersmith, Odeon

320 kbps mp3.

1 Brilliant        
2 New Europeans        
3 Mr. X        
4 Reap The Wild Wind        
5 Visions In Blue        
6 Change        
7 White China        
8 Rise        
9 Sleepwalk        
10 The Voice        
11 Live        
12 We Stand Alone        
13 The Thin Wall        
14 Lament        
15 I Remember (Death In The Afternoon)        
16 Vienna        
17 Flow        
18 One Small Day        
19 Passing Strangers        
20 Love's Great Adventure        
21 All Stood Still        
22 Hymn        
23 Dancing With Tears In My Eyes        
24 Contact

DOWNLOAD-  SENDSPACE:

DISC 2

DOWNLOAD - MEDIAFIRE:


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Zmiany, zmiany... czyli co nowego na blogu w 2013

Przeglądając ostatnio różne blogi o tematyce muzycznej (m. innymi starych znajomych - Piotr K, artu, oraz ich znajomych - np. Piotyr2), widzę, że praca idzie tam pełną parą.
Aby ze wstydu nie spłonąć przed kolegami (ROb, przecież Ty nie masz... :)) postanowiłem ruszyć dupę i krzyknąć: ,,Pieriestrojka"! czy jakoś tak i wprowadzić parę zmian, co by blog całkiem nie zniknął zapomniany.

Tematyka lat osiemdziesiątych i nowej muzyki synthpop nadal będzie tematem przewodnim, choć czasami kusi mnie ostra, rockowa jazda... Zastój w pisaniu nie zawsze wynika z braku czasu. Problem tkwi w tym, że często nie ma o czym pisać.  Zespoły jak na przykład Depeche Mode nie wydają już systematycznie albumów i singli co roku. Jest oczywiście masa naśladowców z którymi codziennie się spotykam, jednak krępuję się Wam prezentować tak banalne w swoim wyrazie płyty (no, czasami z litości wrzucam takie kwiatki dla rozrywki), ale fakt faktem - gatunek synthpop - podobnie jak  w latach osiemdziesiątych przestał się rozwijać. Owszem, mamy za to świetny Crystal Castles - wiem, nie zaliczamy tego do synthpopu, lecz do elektroniki cięższego kalibru. Nie sądzę też, by czterdziestolatkom przypadłoby do gustu - no chyba, że lubi muzykę punk electro - polecam ich wcześniejszą płytę z 2010 roku.

OMD, Depeche Mode, Karl Bartos (ex-Kraftwerk) oraz Mackintosh Braun pracują już nad płytami, które mają się ukazać w 2013. To wciąż za mało. Postanowiłem więc dokonać rewolucji.
Pierwsze, co mi się nasunęło na myśl, to tematyka ,,Płyty sprzed 30 lat". Na tapetę idą albumy z roku 1983, a jest w czym wybierać. ,,Feline" grupy The Stranglers,  ,,Hurting" Tears For Fears, ,,War" U2 to tylko niewielki wycinek z tego, jakie  albumy  wtedy wydawano. Nie mam zamiaru robić recenzji tych ogólnie znanych płyt - przecież byłoby to bez sensu. Chciałbym spojrzeć na te albumy pod kątem, jak bardzo się zestarzały, czy nadal wywołują emocje przy słuchaniu, lub czy powodują zażenowanie. Myślę, że taki kącik tchnie trochę życia w lekko zachwaszczony blog.

Natomiast druga rewolucja, nad którą naprawdę długo się zastanawiałem to... powrót do korzeni. Czyli coś dla ,,zasysaczy". Chomik może i jest ,,fajny", lecz te ograniczenia transferu są lekko przesadzone i na dłuższą metę dość uciążliwe. O wiele łatwiej więc dawać to na serwery takie jak na przykład SpeedyShare. Wrzucać będę rzeczy przeważnie mniej  dostępne, które zbierałem od 2006 roku - w większości bootlegi, lub nagrania nie wydane na płytach oficjalnie. Od razu zastrzegam: format dominujący to mp3, ponieważ często w takim formacie mam uzbierane różne ,,pierdółki" do słuchania. W formacie bezstratnym wrzuciłem na przykład ,,Brilliant Tour" - koncert Ultravox z tego roku (jest na chomiku) i nikt do tej pory tego nie zassał (poza paroma utworami). Podejrzewam więc, że ściąganie plików o sporej objętości jest uciążliwe, w miarę możliwości będę dokonywał ,,przeobrażenia" flac na mp3 w bitrate 320 kbps. Pasuje? Wiem, że nie wszystkim,. ale jak mówi stare, mądre przysłowie - ,,Jeszcze się taki nie urodził..."

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i 2013 rok będzie bogatszy (bardziej zróżnicowany) na tym nadgryzionym przez ząb czasu blogu.

ROb