Duran Duran - All You Need Is Now
Simon LeBon
Nick Rhodes
John Taylor
Roger Taylor
Zespół Duran Duran osiągnął w swoich latach istnienia właściwie wszystko. Widnieli na pierwszych stronach gazet, poczuli smak sławy, zwiedzili kawał świata... póżniej coś pękło. Sukces zaczął ich przerastać i męczyć. Doprowadziło to do tego, że panowie spędzając większość czasu razem, nie mogli w końcu już patrzeć jeden na drugiego, co doprowadziło do rozłamu w zespole.
Po tworzeniu muzyki opatrzonej łatką ,,new romantic", płynnym przejściu do muzyki pop, Duran Duran zapragnęli się ,,rozwijać artystycznie", co spotkało się z mieszanymi uczuciami u krytyków i u słuchaczy. ,,Notorious" w swojej zawartości brzmiał bardziej ,,amerykańsko", co uwydatniło się w nagraniu ,,Skin Trade", gdzie Simon Le Bon brzmi jak Prince. Po ukazaniu się Notorious magazyn Rolling Stone napisał: "W poszukiwaniu dojrzałości muzycznej, Durans stracili dużo ze swojej tożsamości."
W latach 90tych grupa wydawała płyty z różnym powodzeniem - godnym uwagi jest ,,The Wedding Album" z 1993 roku, póżniej już bywało ,,średnio", poczynania zespołu nie zwracały na mnie już szczególnej uwagi, aż do płyty All You Need Is Now.
Album ten to dla Duran Duran ,,być albo nie być" w muzycznym biznesie. Po niezbyt chwalonym Red Carpet Massacre, zespół poważnie się zastanawiał, czy w ogóle jest jeszcze sens się ,,w to bawić", bo nie ma co ukrywać - Duran Duran powoli znikał z rankingów i list przebojów.
Perkusista Roger Taylor powiedział w wywiadzie dla ,,Daily Star", że All You Need Is Now to płyta bardzo ważna dla całego zespołu, ponieważ może być (chyba w razie niepowodzenia - ROb) ostatnią w ich karierze. A więc jak już odejść to z płytą, która nie byłaby gwożdziem do trumny.
Tak naprawdę, to zespół nie ma właściwie nic do stracenia - już wszystkie wzloty i upadki jako gwiazdy pop przeżyli. Sprzedali więcej płyt niż Kwinto zjadł kotletów, nic więc nie stało na przeszkodzie, by na luzie zagrać po prostu to, od czego zaczęli - staroszkolny new romantic. A może powinno się to teraz nazywać ,,old romantic", bo i muzyka już nie brzmi nowatorsko a muzycy lekko posiwieli i przytyli.
Niektórzy uśmiechną się z politowaniem, mówiąc ,,Panowie, dzisiaj już się tak nie gra". Ale czy to wystarczający zarzut? Wydaje mi się, że u artysty priorytetem jest szczerość. Że to, co prezentuje, naprawdę lubi i nie zmusza się do tworzenia czegoś, co go tylko skompromituje i stanie się obiektem ciętych artykułów. Dopiero, gdy muzyka zabrzmi przekonująco, wiarygodnie, wtedy znajduje uznanie u nas, słuchaczy, którzy w swoich ocenach potrafią być bezlitośni, gdy ktoś gra nie tak, jak nas do tego przyzwyczaił.
W muzyce ,,new romantic" wszystko zostało już powiedziane i przedstawione na wszelkie możliwe sposoby. Mimo tego w ostatnich miesiącach tego roku zaczęły się dziać jakieś dziwne rzeczy. OMD ze swoim History Of Modern, ,,koncertowe" Yazoo, Alphaville (może nie staroszkolnie, ale nadal syntezatorowo), oraz nie wydane jeszcze, ale oczekiwane najnowsze Blancmange oraz Human League zmuszają nas do myślenia, czy przypadkiem nie zaleje nas niedługo potop ,,dinozaurów synthpopu i noworomantycznego grania". Jednak wątpię, by w tym temacie nastąpiła jakaś rewolucja - stawiałbym bardziej na chwilową modę, w stylu ,,łap okazję, póki trwa zainteresowanie".
No tak, ale miało być o All You Need Is Now.
Poza zespołem, wielkie brawa należą się producentowi o nazwisku Mark Ronson, który stworzył płytę w stylu lat osiemdziesiątych. A więc - tylko dziewięć nagrań, niczym w RIO ( oczywiście w tej wersji internetowej, ponieważ wydanie CD będzie miało jeszcze trzy nagrania dodatkowe), oraz zupełny brak ,,loudness war", przez co muzyka ,,nie kłuje" nas w uszy.
,,To najlepsza płyta jaką stworzyliśmy od dwóch dekad" - powiedział Nick Rhodes, a ja jeszcze niedawno uśmiechałem się ironicznie, mówiąc: ,,Takie teksty szokowały mnie jak miałem dziesięć lat, teraz mam trochę dystansu do pochwał, które są niczym innym, jak reklamą, nawet jeżeli jest to gniot stulecia".
Muszę przyznać, że mimo swojej wtórności, ciężko cokolwiek tu znależć, by mieszać Duransów z błotem. Większość słuchaczy (którzy pamiętają czasy, gdy Duranies debiutowali) właśnie takiej płyty chciała. ,,Dajcie nam drugie Rio!" ,,Skończcie z eksperymentami!" wykrzyknął z pewnością niejeden fan.
Z tego, co zdążyłem wyczytać, większość recenzji jest przychylnych zespołowi. Chociaż to nie jest Rio (po paru przesłuchaniach stwierdziłem, że jednak trochę brakuje AYNIN by dorównać tej klasycznej płycie), to i tak słucha się tego nieżle.
Do pierwszych trzech nagrań nie mam zastrzeżeń - a do Being Followed wcale - dla mnie najlepszy, najbardziej przebojowy numer na płycie. ,,Rozmydlenie" zaczyna się właśnie po tym nagraniu - Leave A Light On trochę buja w obłokach, a Safe strasznie drażni i nie pasuje do całości płyty.
The Man Who Stole A Leopard - kiedyś w komentarzach DD rozmyślaliśmy z Romance, czy uda się zespołowi stworzyć coś na miarę Save A Prayer - ja dodałem, że nawet nie myślę o czymś w stylu The Chauffeur i... proszę, jaka miła niespodzianka. Może nie ma tej piorunującej siły , co wspomniane wyżej dwa klasyki, lecz i tak posiada klimat (dżwięki są mocno stworzone na bazie The Chauffeur). Nie wszystkim jednak się to nagranie podoba (jeden z komentatorów w poście zapowiadającym tą płytę uznał nagranie za strasznie irytujące). Jeżeli byłbym osobą odpowiadającą za układ płyty, to nagranie wziąłbym na zakończenie. Chociaż wtedy całkiem kojarzyłoby się to z Rio... Natomiast Runway Runaway ustawiłbym jako utwór numer 4. Na zakończenie pozostaje nam Before The Rain - nasycona posępnym marszem w deszczu nostalgia, po której właściwie ważą się losy Duran Duran. Być albo nie być w muzycznym świecie? Słuchacze już osądzają. Mnie zaskoczyli pozytywnie.
Image kontrolowany
Tak jak The Rolling Stones mieli dług wobec Bo Diddleya i Chucka Berry`ego, tak i my zawdzięczamy wszystko Roxy Music. Nie mieliśmy intencji stać się zespołem z Factory Records. Nie szukamy współczucia - szukamy przebojowych piosenek. W przemyśle rozrywkowym odgrywamy rolę, która od dawna była potrzebna - rolę dostawcy radości.
-Nick Rhodes (Melody Maker 1982)
Nick Rhodes i John Taylor dorastali mieszkając obok siebie w Hollywood. Jednak nie tym słynnym Hollywood w stanie Kalifornia. Tak samo nazywa się przedmieście w Birmingham.
,,Od samego początku wiedziałem, że Nick Rhodes chce działać w muzyce rockowej. Miał ogromne ambicje" - wspomina John Taylor. ,,Miał bardzo jasne wyobrażenie tego, co chciał robić".
Kiedy Rhodes miał szesnaście lat, opuścił szkołę i kupił tani syntezator. John Taylor lubił grać na gitarze, wkrótce wspólnie z muzykiem z Birmingham o nazwisku Stephen ,,Tin Tin" Duffy, który został wokalistą i grał na gitarze basowej założyli w 1978 roku Duran Duran. Wkrótce dołączył do nich Simon Colley grający na klarnecie. Nick przyjął nazwisko Rhodes, odrzucając swoje prawdziwe Bates, wyjaśniając , że zrobił to ,,ze względów estetycznych".
Zespół narodził się w nocnym klubie Rum Runner, gdzie Nick i John byli zatrudnieni. ,,Była to klubodyskoteka, własność dwóch braci Paula i Michaela Berrow" - mówi Rhodes -,,Zawsze było pełno biznesmenów ubranych w modne koszule. Zarazem był to najpopularniejszy klub w mieście". Tam też odbywały się próby i regularne muzykowanie przyszłych Duran Duran.
Pod koniec lat siedemdziesiątych jeden z właścicieli klubu Paul Berrow wrócił z wycieczki z Nowego Jorku i natchniony tym, co zobaczył, pragnął urzeczywistnić wielkie plany. Chciał obrócić Rum Runner w Studio 54 ulokowane w Birmingham.
Bracia Berrow szybko zaproponowali zespołowi, że podejmą się zarządzania zespołem, a Rhodes się zgodził. On i menedżerowie rozpoczęli pracę nad wizerunkiem grupy. Berrow rozpoczął poszukiwania najnowszego gitarzysty oraz wokalisty ( ponieważ w międzyczasie odszedł z zespołu Stephen Duffy). Tym razem, zamiast po prostu wybierać kogoś z puli lokalnych muzyków zespół umieścił ogłoszenie w brytyjskim piśmie muzycznym Melody Maker.
Jednym z ludzi, którzy odpowiedzieli był Andy Taylor, gitarzysta z Whitley Bay, który był dopingowany przez swojego ojca, widzącego muzykę jako bardzo opłacalny wybór w karierze. Andy swoją pierwszą gitarę miał już w wieku pięciu lat, a kiedy miał lat szesnaście, wyjechał z domu zwiedzając Europę grając w różnych miejscach.
Z Andym menedżerowie spotykali się wielokrotnie, by ostatecznie zdecydować się na to, by wcielić w końcu gitarzystę do składu. Jednak nadal brakowało im wokalisty. Usłyszała to barmanka, która zaproponowała, że jej chłopak nieżle śpiewa i może go namówić na spotkanie.
,,Ten facet przyszedł w skórzanych spodniach różowego koloru z cętkami pantery, brązowej, zamszowej kurtce, okularach przeciwsłonecznych i spiczastych butach" - mówi Rhodes - ,,Powiedział wtedy: Moje nazwisko: Le Bon, a ja pomyślałem: Nie! On nie może się nazywać Le Bon!"
Le Bon studiował dramat na Uniwersytecie, w przyszłości zamierzał zająć się na stałe aktorstwem i wywodził się z klasy średniej.
,,Totalna klasa średnia" - mówił o sobie. Parę lat póżniej Simon zachłyśnięty swoim gwiazdorstwem, na pytania reporterów, jak się czuje zwykły człowiek, który osiągnął karierę, prawie arogancko odpowiedział: ,,Ja nie jestem z klasy robotniczej!"
Nigdy jednak nie sądził, że związek z Duran Duran wypełni mu resztę życia. ,,Myślałem, że to było hobby. Póżniej zdałem sobie sprawę, że to biznes. Czysty biznes."
Aby sfinansować trasę koncertową dla Duran Duran, Michael Berrow musiał sprzedać swój dom. Na szczęście tournee się opłaciło, ponieważ różne wytwórnie płytowe zwracały uwagę na zespół z Birmingham. Już jesienią 1980 roku grupa miała podpisaną umowę z EMI Records. W lutym 1981 roku został wydany ich pierwszy singel ,,Planet Earth". Osiągnął dwunastą pozycję na brytyjskiej liście przebojów, niewątpliwie przyczyniło się wciąż rosnące w tym czasie zjawisko ruchu ,,new romantic", rozdmuchane przez Visage oraz Spandau Ballet - chociaż łączenie tych zespołów było czysto przypadkowe. Niemałą rolę odgrywał oczywiście image zespołu - falbaniaste koszule, wytapetowane twarze i połączenie Bowiego z Roxy Music nasuwały skojarzenia z ,,Blitz Kids".
,,Może powinniśmy na koncertach nosić maski" - powiedział Nick Rhodes, zapytany czy dużo fanów słucha Duran Duran tylko ze względu, że dobrze wyglądają. Po chwili dodał: ,,Zresztą nie gramy muzyki dla trzydziestoletnich urzędników bankowych".
Nick, John, Roger i Simon
Członkowie Duran Duran w latach osiemdziesiątych jasno określali swoją muzykę, jako muzykę taneczną. Łączyła w sobie rytmy disco z energią i witalnością klasycznego rock and rolla. Jednak wielu uważało, że Duran Duran to zespół płytki, prosty, a nawet artystycznie bezwartościowy. Obecnie zespół złożony jest z czterech muzyków - z tego ,,właściwego" składu nie ma Andy Taylora. Przyjrzyjmy się aktualnej czwórce zespołu.
NICK RHODES
Poza tym, że jest współtwórcą Duran Duran, klawiszowiec Nick Rhodes był odpowiedzialny za wiele innych aspektów związanych z zapewnieniem grupie sukcesów. Medioznawca i sprytny biznesmen szybko stał się rzecznikiem od spraw zespołu i często udzielał wywiadów. Nawet, jeżeli nie promował swojego zespołu, dzielił się swoją wiedzą z innymi grupami. Był współproducentem przeboju ,,Too Shy" zespołu Kajagoogoo, i chcąc nie chcąc, właściwie stworzył konkurencję dla Duran Duran. ,,Muszę być szalony" - przyznał wtedy. Niemniej jednak pozostali członkowie zespołu są zgodni w tym, że Nick to wieczny optymista i zawsze stawiał grupę na nogi w trudnych czasach.
JOHN TAYLOR
Kumpel Nicka, John Taylor, jest najbardziej kontrowersyjnym rzecznikiem w zespole. Podobnie jak Nick jest optymistą, pragnie, by takie nastroje towarzyszyły w ich piosenkach. Jak mówi ,,Ostatnią rzeczą na świecie byłoby to, byśmy kiedykolwiek śpiewali o złych czasach. Chcemy być zespołem, który wciąż gra, gdy Titanic idzie na dno".
Nick i John w początkowym okresie działalności zespołu często spędzali czas w klubie nocnym o nazwie Barbarellas. Z tego też powodu postanowili nazwać zespół od imienia postaci z filmu z lat sześćdziesiątych ,,Barbarella" (Durand Durand). Drugą nazwą dla zespołu był Raf, ale zgodzili się, że Duran brzmiało przyjemniej dla ucha.
ROGER TAYLOR
Wkrótce po nazwaniu zespołu Duran Duran, zespół dobiera sobie następnych muzyków. Jako perkusista zostaje wybrany Roger Taylor (który nie ma nic wspólnego z Johnem Taylor). Roger rozpoczynał muzyczną karierę w punkowej kapeli, jednak szybko otrzymał miejsce w Duran Duran. Często uważano, że ,,nie pasuje" do zespołu.
,,Człowiek - zagadka" mówi o sobie, że zawsze w życiu był spokojny.,,W szkole byłem tym dzieciakiem, który siedzi z tyłu klasy i nic nie mówi. Nie jestem naturalnym ekstrawertykiem". Roger nie lubi wywiadów i wydaje się być całkowicie zadowolony, gdy reszta zespołu mówi za niego.
SIMON LE BON
Ostatni rekrut to oczywiście Simon Le Bon, wokalista Duran Duran. Na pewno sporo przyczynił się do sukcesu zespołu zarówno jeżeli chodzi o śpiew jak i o niezły wygląd. Jednak nie marzył o tym, by przez resztę życia być piosenkarzem. Już jako pięciolatek brał pierwsze lekcje aktorstwa, które doprowadziły go do występu w reklamie.
Zwerbowany na przesłuchanie przez barmankę w Rum Runner stawił się punktualnie, jednak po pierwszym przesłuchaniu ,,jurorzy" :) nie byli pod wrażeniem tego, co usłyszeli.
,,On brzmi okropnie" - powiedział wtedy Nick Rhodes - ,,Jak ministrant".
Prawdą jest, że Simon Le Bon rzeczywiście był ministrantem w lokalnym kościele parafialnym.
Mówi, że jednym z głównych czynników przyczyniających się do jego zainteresowania muzyką i pragnienie sukcesu było zdobycie szacunku od swojego ojca. Simon jest też największym filozofem w zespole. Zawsze zachęca ludzi do wiary w swoje możliwości. ,,Apatia to najbardziej destrukcyjna rzecz, jaka może spotkać człowieka. Pozytywna postawa jest o wiele bardziej korzystna".
Jego pozytywne myślenie, które znalazło swoje odbicie w tekstach piosenek Duran Duran niektórzy uważali za wręcz dziecinne, lecz Simon zawsze odpowiadał: ,, Dlaczego miałbym pisać piosenki, które są trudne do zrozumienia"?