środa, 26 stycznia 2011

Obrazy syntezatorem malowane

John Foxx to artysta, który poprzez muzykę elektroniczną wyraża różne emocje.  Poznaliśmy go jako rockowego wokalistę w Ultravox!, by następnie cmoknąć z podziwem słuchając nowatorskiego jak na tamte czasy albumu Metamatic.  Po roku artysta wymieszał elektroniczne farby, częstując nas pięknym krajobrazem ogrodu, utrwalonym na płycie The Garden. The Golden Section oraz In Mysterious Ways to już obrazy utrzymane w ciepłych barwach, cztery wyżej wymienione płyty są tymi, w których prawdziwi nowi romantycy zakochali się po uszy.
Póżniej przyszły czasy kolaboracji, sam artysta odsunął się jakby w cień, a może po prostu stał się zbyt ,,trudny" ze swoją muzyką, by docierać do pospolitych słuchaczy. Albumy nagrywane wspólnie z Haroldem Budd czy Luisem Gordon to już inna muzyka, często jest to sztuka dla osób bezwzględnie rozmiłowanych w twórczości Foxxa.
Niestety, osobiście nie mogę się zaliczyć do wiernych słuchaczy Johna, chociaż jego ,,Europe After The Rain" oraz kompozycja ,,The Garden" swojego czasu sprawiały, że prawie czułem zapach ogrodu, promyki słońca, obcowanie z naturą i totalne oderwanie od rzeczywistości.
Dla osób, poszukujących czegoś więcej niż samej muzyki, John Foxx stworzył także ,,kościelne chorały" zapisane jako ,,Cathedral Oceans", które nabrały ostatecznego kształtu jako trylogia. To muzyka uduchowiona i najlepiej słuchać jej wieczorami, lub w skupieniu z założonymi słuchawkami.

Twórczość Foxxa i jego ,,malowanie obrazów syntezatorami" można więc podzielić na dwie części. Pierwszą określiłbym jako tą twardą, zadziorną, z szybkim tempem i nie pozbawioną przebojowości. Drugie oblicze kompozytora to ukłon w stronę gatunku zwanego jako ,,ambient", w którym jest dużo miejsca na zadumę, spokój, melancholię i zwolnienie obrotów w szalonym pędzie ludzkiego życia.

Te dwie twarze Foxxa połączyły się w jednym, niezbyt długim albumie, który teraz prezentuję. Na D.N.A. góruje jednak ,,twarz ambientu", która może i przypadnie do gustu słuchaczom rozmiłowanym w ,,ciszy w muzyce", natomiast zwolennicy skocznych rytmów będą musieli zadowolić się zaledwie dwiema kompozycjami, początkowo jakby nie pasującymi do całości.
Trzeba tutaj dodać, że D.N.A. to płyta w całości instrumentalna. Nie usłyszymy tutaj wokalu artysty, przez co wydaje się, jakbyśmy słuchali nagrań  Vangelisa lub innego poety elektronicznych brzmień.
Foxx wydał te nagrania jako projekt audiowizualny - do tych dziewięciu nagrań w oryginalnym wydawnictwie została dołączona płyta DVD, na której są do obejrzenia krótkometrażowe filmy stworzone między innymi  przez Macoto Tezca, Karborn oraz Jonathana Barnbrook. Filmy o różnej treści zostały stworzone na zlecenie Johna Foxxa, który połączył je ze swoją muzyką.
Brytyjskie pismo Record Collector napisało o albumie, że jest on ,,idealnym połączeniem dżwięku i obrazu. Genialny pomysł, doskonale zrobiony przez geniusza". Myślę, że słowa mocno przesadzone (chociaż w pewnym sensie Foxx geniuszem jest:)), uważam, że w kompozycjach brakuje przebłysków arcydzieła. Napotkamy za to wiele ogranych chwytów, jakie można napotkać w muzyce oznaczonej  plakietką ,,ambient". Ale może, by docenić wielkość tego albumu, należałoby się zaznajomić z obrazami zawartymi na DVD, a potem brać się za ocenianie. Tak byłoby najuczciwiej. Jednak  sama muzyka, która na tej płycie jest  ulotna i delikatna nie broni się mimo faktu, że przecież osobiście można ruszyć wyobrażnią i malować własne obrazy do muzyki. Niestety, nie zostałem tym razem porwany i urzeczony kompozycjami zawartymi na D.N.A. Jednocześnie mam nadzieję, że nadchodząca nowa płyta ,,Interplay", na której będzie już słyszalny głos wokalisty przykuje moją uwagę na dłużej.

1. Maybe Tomorrow
2. Kaiyahura
3. City of Mirage
4. Flightpath Tegel
5. Violet Bloom
6. Phantom Lover
7. A Secret Life 7
8. A Secret Life 2
9. Over the Mirage

http://hotfile.com/dl/99515713/c36d260/dnaXX.rar.html

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Wiadomości

CREDO przekonuje tylko częściowo

Dość nieprzychylnie zrecenzował najnowszy album The Human League dziennikarz Ian Harrison w magazynie MOJO. Harrison jest jedną z pierwszych osób, które już zapoznały się z całym materiałem Phila, Susanne i Joanne zatytułowanym Credo. Płyta, która oficjalnie ma się ukazać w marcu, dostała od recenzenta dwie gwiazdki na pięć możliwych.

Ian Harrison opisuje Credo jako album nierówny, który przekonuje tylko częściowo. Prorokuje, że otwierające płytę nagranie Never Let Me Go może odstraszyć od wysłuchania reszty, wokal i teksty Oakeya nazywa ,,bredzeniem" i podsumowuje zjadliwie, by muzycy następnym razem zadzwonili lepiej do  Martina Rushent`a (producenta ich przebojowej płyty Dare).

Nie odbyło się bez reakcji oburzonych fanów, którzy nazwali Harrisona obłudnym gryzipiórkiem, a i magazyn MOJO dostał  po uszach, gdyż zwolennicy Human League nazwali artykuły i recenzje w nim zawarte ,,zwykłymi śmieciami". Przypomniało mi się, jak kiedyś jeden z muzyków powiedział, że to właśnie krytycy przyczyniają się w sporej mierze do upadku muzyki i niektórych zespołów.

ALPHAVILLE według Bryana Ferry

Nagranie ,,Alphaville", które znamy z najnowszego albumu Bryana Ferry ,,Olympia", wyjdzie na singlu 7 lutego. Kompozycja będzie zaprezentowana w różnych wersjach, niektóre remiksy wyglądają na jawną profanację gatunku i według mnie powinno się  takich manewrów zabronić.

Wydanie ma zawierać następujące wersje:

Alphaville (Radio Mix)
Alphaville (Radio Mix) Instrumental
Alphaville (Leo Zero Remix)
Alphaville (The Time and Space Machine Remix)

John Foxx and the Maths

John Foxx, były wokalista Ultravox, oraz jeden z pionierów elektronicznej rewolucji, szykuje nową płytę, którą nagrywa wspólnie z Benem Edwards znanym także jako Benge. Edwards jest entuzjastą analogowych syntezatorów, a jego album z 2008 roku ,,Twenty Systems" spotkał się z dużym uznaniem. Sam Brian Eno określił jego nagrania jako ,,wspaniały wkład w archeologię muzyki elektronicznej".

Najnowsza płyta będzie miała nazwę ,,Interplay" i jej wydanie planowane jest na 21 marca 2011 roku. Jako ciekawostkę można odnotować fakt, że gościnnie w utworze ,,Watching A Building On Fire" usłyszymy Mirę Aroyo z Ladytron (jeden z moich ulubionych zespołów), która również skomponowała syntezatorowy riff do tego nagrania, jednak reszta będzie już stworzona przez Foxxa i Benge.

Nagrania, które znajdą się na
John Foxx and The Maths ,, Interplay":

1. Shatterproof
2. Catwalk
3. Evergreen
4. Watching A Building On Fire
5. Interplay
6. Summerland
7. The Running Man
8. A Falling Star
9. Destination
10. The Good Shadow

sobota, 15 stycznia 2011

Vienna

15 stycznia 1981 roku firma płytowa Chrysalis wydała singel ,,Vienna" zespołu Ultravox. Piosenka została napisana przez cały zespół oraz wyprodukowana przez niemieckiego kreatora elektro o nazwisku Conny Plank.
Warren Cann, perkusista Ultravox wspomina, że utwór ten powstał bardzo szybko. Osobiście zazdroszczę muzykom, którzy potrafili w przeciągu paru godzin skleić z kawałków utwór, który na wiele lat staje się jednym z hymnów w swoim gatunku muzycznym.

Po złożeniu nagrania ,,do kupy", cały zespół zdawał sobie sprawę, że ,,Vienna" jest jednym z najmocniejszych utworów. Wiedzieli już o tym słuchacze, którzy zapoznali się z całym albumem o tym samym tytule. Muzycy Ultravox mieli ustalone, że kompozycja będzie trzecim singlem, jednak na początku wytwórnia płytowa Chrysalis miała ,,opory". Uważano, że nagranie trwa zbyt długo i jest powolne. Nowemu wokaliście zespołu, którym został Midge Ure, udało się ich w końcu przekonać, że singel ,,Vienna" poradzi sobie na listach przebojów. W towarzystwie charakterystycznego video, które wiele osób nazywało ,,mini- filmem" ( w tamtych czasach teledyski opowiadające jakąś historię nie były pospolite, jak teraz), piosenka stała się jednym z największych przebojów Ultravox, utrzymując 2 miejsce na brytyjskiej liście przebojów. Do legendy przeszła już historia o ,,zablokowaniu" pierwszego miejsca przez Joe Dolce, który swoim nagraniem ,,Shaddap You Face" uniemożliwił grupie Ultravox, by zostali ,,numerem jeden". Chris Cross - basista grupy, wspomniał w magazynie MOJO (luty 2009), że nagranie ,,Shaddap You Face" strasznie denerwowało Midge Ure`a. Cross ze swojej strony dodał, że w przeciwieństwie do Midge`a bardzo tą piosenkę lubi.

Minęło już trzydzieści lat od wydania singla Vienna - osobiście pokusiłem się na wspomnienie tej piosenki i sprawdzenie, ile czaru i klimatu pozostało w niej od czasu debiutu. Postanowiłem także odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kompozycja naprawdę zasłużyła sobie na to, by zostać okrzykniętą jedną z czołowych przedstawicielek nurtu new romantic (pomijając fakt, że Ure by się z tym szufladkowaniem na pewno nie zgodził). Przystępuję zatem do analizy nagrania.

Utwór rozpoczyna Warren Cann, obsługujący perkusję, oraz klasyczny Roland CR-78 CompuRhythm - elektroniczne urządzenie, w którym były już gotowe, zaprogramowane rytmy. Na pewno niejeden z nas podkręcał sobie basy, by się przekonać, jak domowe głośniki dają sobie radę przy tych uderzeniach. Powolny, powtarzający się rytm sprawia, że słuchacz bardzo szybko przyswaja sobie ten tajemniczy klimat i czeka na rozwinięcie nagrania. Same uderzenia brzmiałyby zbyt płasko, postanowiono więc dodać też pogłos, który niczym echo odbija się to z lewej, to z prawej strony.
Następnie spokojnie, prawie nieśmiało, by nas nie spłoszyć wchodzi głos Midge Ure`a. Jeszcze jesteśmy omamieni łagodnym nastrojem, naiwnie oczekując ballady układającej nas do snu. Gdzieś w oddali przewija się dżwięk brzmienia z syntezatora, którego ,,miauczenie" wypełnia ciszę, jednocześnie nie konkurując z wokalistą.
Nagle odzywa się dżwięk przypominający organy, podkręcone do granic możliwości. Tu już rozpoczyna się walka na śmierć i życie o pierwszeństwo:) Midge Ure podnosi swój głos, pokazując syntezatorowi, że łatwo swojej skóry nie sprzeda i udowadnia, że początkowa nieśmiałość i senność to tylko pozory. Kompozycja nabiera barw dzięki stylowej grze na pianinie, którego specyficzne brzmienie do dziś pozostało znakiem rozpoznawczym zespołu.
Po refrenie znowu się odzywa automat perkusyjny, tym razem nawiązuje do nagrań zespołu Kraftwerk. Dżwięk, przypominający syczenie, to już zasługa samego Conny Planka, który także ,,majstrował" przy tej kompozycji.
Brzmienie ,,otaczające" zostaje wzbogacone o klawisze. Conny Plank z doświadczenia wiedział, by nie przesadzić z ,,bajerami" i postawił na minimalizm. Słynny grecki filozof Platon kiedyś powiedział, że ,,Piękno stylu i harmonia, i elegancja, i rytm, wynikają z prostoty" i jego słowa znakomicie pasują do analizowanego nagrania. Nie doświadczamy tutaj melodii napakowanej efektami, często mającymi za zadanie maskowanie ułomności utworu, oraz jak to w obecnej muzyce popularnej ma miejsce - dobijania jej zbędnymi wstawkami dżwiękowymi. ,,Przesolenie zupy" dałoby wręcz niestrawną i godną politowania tandetę, po której skosztowaniu wszyscy musielibyśmy iść na zwolnienia lekarskie.
Przechodzimy do części trzeciej utworu - to coś, na co wielu czeka. Przysłowiowa ,,kropka nad i", szczegół, który wyróżniał ten utwór od reszty ,,melodyjek" na liście przebojów. Spotykałem się z wieloma określeniami: ,,przyspieszacz" ,,punkt kulminacyjny" ,,wyrwanie ze snu..." Nieuchronnie do głosu dochodzi zmiana tempa, która powodowała, że miałem ciarki na plecach, mogę nawet powiedzieć o stanie euforii i jakiegoś religijnego uniesienia.
Wraz z szybszymi uderzeniami, solowy popis daje Billy Currie i jego elektryczne skrzypce. Dla wielu jest to magiczny moment. Fragment działa orzeżwiająco jak woda (byle nie z saturatora!), natomiast dżwięk klawiszy, niczym wodospad rozbija zwariowane krople elektronicznej ekstazy na głowach oszołomionych słuchaczy.

Na sam koniec otrzymujemy pompatyczny nastrój rozbrzmiewający jak elektroniczna symfonia, w której wokal Ure`a, wspomagany jest przez rozedrgany klekot instrumentów klawiszowych, oraz uroczyście kończące dzieło trzykrotny dżwięk wydawany przez talerze muzyczne - to wszystko już oczywiście po powrocie do ,,normalnego" tempa utworu.
Dla takich nagrań warto było zostać romantykiem. Po pierwszym zetknięciu się z kompozycją ,,Vienna" czułem, że nie słyszałem przed chwilą jednej z wielu zwyczajnych piosenek, puszczanych po pięć razy dziennie w radio. Takie utwory zapadały głęboko w pamięć, dzięki swojej niczym nieskrępowanej i odważnej budowie. Mogę tylko z uznaniem pokręcić głową i wyrazić swój podziw, że potrafiono tak wiele emocji umieścić w paru minutach nagrania.

wtorek, 11 stycznia 2011

Powrót do Blitz

W sobotę 15 stycznia 2011 roku w miejscu legendarnego klubu Blitz (obecnie mieści się tam budynek o  nazwie Red Rooms), będzie można poczuć czasy new romantic. Miejsce, w którym narodziła się moda i muzyka ochrzczona jako ,,new romantic" zostało ustanowione celem imprezy wspominkowej, na której gospodarzami będą Steve Strange i Rosemary Turner.
Podobno jako DJ ponownie będzie Rusty Egan, chociaż nie wiadomo do samego końca, czy pomysł wypali. Przybycie potwierdziła za to DJ Princess Julia, która była jednym z pracowników w Blitz.
Zabraknie najprawdopodobniej jednych z ,,wielkich", którzy także byli stałymi bywalcami klubu - czyli Midge Ure z zespołem Ultravox. Zanim Midge Ure został wokalistą Ultravox, nagrywał utwory wspólnie z właścicielami klubu, którymi byli Steve Strange i Rusty Egan jako Visage.

Impreza zbiegnie się z jedną, ważną datą dla wielbicieli nurtu new romantic. 15 stycznia 1981 roku firma płytowa Chrysalis wydała singel ,,Vienna" zespołu Ultravox, jedno z najważniejszych nagrań owego gatunku muzycznego.
Chociaż Midge Ure i reszta Ultravox zawsze się odcinali od tego, by nie nazywano ich muzyki new-romantic, łatka ta dzięki klubowi Blitz przylgnęła mimo wszystko do czasów dzisiejszych.

Zanim Strange i Egan przenieśli się do  Blitz, sporo czasu spędzali w klubie nazwanym Billy`s. Odwiedzali go młodzi urzędnicy, którzy ubierali się w ekstrawaganckie i różnokolorowe stroje, by odreagować sobie po nużącym dniu pracy. Wkrótce lokal zaczął się zapełniać uczniami ze szkół artystycznych, przybywali też debiutujący projektanci mody, praktykanci zakładów fryzjerskich, a w końcu muzycy.

Po przeniesieniu całego kramu do Blitz, stali bywalcy Billy`s podążyli oczywiście do nowej siedziby Strange`a i Egana. Puszczana muzyka przez tego drugiego to przede wszystkim zbiór nagrań Roxy Music, Davida Bowie oraz egzotycznej jak na tamte czasy muzyki elektronicznej z Niemiec - w ruch szły płyty zespołów Kraftwerk i La Dusseldorf.
 Wygląd odwiedzających Blitz, którzy obowiązkowo musieli być wytapetowani na twarzy, paradować z wyrazistym makijażem i uzupełnieni w odzież, w której przede wszystkim  górowały falbaniaste koszule, w połączeniu z elektroniczną muzyką serwowaną przez Rusty Egana, stopniowo zaczęły się zlewać w jedną masę, którą póżniej media ochrzciły jako ,,new romantic".

Impreza odbędzie się od godziny 19:00 do 23:30, wygląda na to, że wielu przyjdzie tak samo jak kiedyś ubranych ,,futurystycznie", a już na pewno wyglądających ekscentrycznie i wymalowanych jak lalki. Chociaż jak sobie wyobrażę osobę w okolicach czterdziestki, wyglądającą  jak żywa reklama Max Factor, to się za głowę łapię...

Jednymi z zapowiedzianych i potwierdzonych już gości, umilającymi wieczór będzie zespół Paradise Point (http://www.myspace.com/paradisepointmusic), w którym gra Roman Kemp, syn Martina Kemp z zespołu Spandau Ballet.
News jest właściwie bardziej dla Brytyjczyków, niż dla nas, których od Wysp dzieli ponad dwa tysiące kilometrów. Informację podaję dlatego, ponieważ blog jest mocno kojarzony z nowymi romantykami. Pozostaje mi więc życzyć gościom udanej imprezy.

czwartek, 6 stycznia 2011

Nowiny na Trzech Króli

John Taylor z Duran Duran wspomina Micka Karn

John Taylor z zespołu Duran Duran napisał wzruszający hołd o Micku Karn, basiście z zespołu Japan, który zmarł w wieku 52 lat.

,,Z wielkim smutkiem czytamy o odejściu Micka Karn, jednego z największych stylistów póżnych lat siedemdziesiątych i wczesnych osiemdziesiątych - zarówno dżwiękowych jak i wizualnych.
Nick i ja pierwszy raz zobaczyliśmy zespół JAPAN w klubie Barbarellas w Birmingham, gdzie grali w ramach trasy ,,Obscure Alternatives" i byliśmy zaskoczeni ich brzmieniem. To co grali, było takie świeże. Kiedy wracam pamięcią do tego wieczoru, obraz który pierwszy przychodzi mi na myśl, to widok Micka z jego rudymi włosami, trzymającego gitarę basową Ibanez, ogolone brwi i baletki, którymi szurał po podłodze niczym posłuszny robot. Grał również z wielką urodą i rozmachem.

Wielką tragedią jest dla mnie fakt, że członkowie Japan nigdy nie byli w stanie dojść wspólnie do porozumienia, nie mogąc znależć sposobu, by pracować znów razem.
Mick zmienił moje życie w dobry sposób. ,,Quiet Life" ,,Gentlemen Take Polaroids" ,,Adolescent Sex" oraz ,,Tin Drum" to jedne z najlepszych płyt dokonanych podczas ery post-punk, moim zdaniem. Jako saksofonista Mick również brzmiał interesująco.
Będzie mi go brakowało".

Adam Ant powraca na deski londyńskiego teatru

Trochę zapomniany Adam Ant wraca na deski londyńskiego teatru w ramach drugiej części swojego tournee nazwanego "The Good, the Mad i Lovely World Tour 2010/11". Po serii udanych koncertów w jego Punk Rock Winter Campaign, Adam ponownie wkracza na scenę w styczniu tego roku, aby zaprezentować swój nowy materiał, wraz ze swoimi klasycznymi nagraniami.
Występy związane są z wydaniem jego nowego albumu „Adam Ant Is The Blueblack Hussar in Marrying The Gunner`s Daughter”, który spodziewany jest wiosną tego roku. Płyta wydana zostanie przez własny label Adama Ant - BlueBlack Hussar Records.
Ostatnie występy ,,Księcia z bajki" zostały bardzo pozytywnie odebrane  przez brytyjską prasę, przede wszystkim pismo ,,Daily Telegraph" zachwycało się muzykiem pisząc w zeszłym roku w listopadzie, że Adam Ant jest jedną z najbardziej ozdobnych i pomysłowych kreacji ery pop, od którego nie można było oderwać wzroku. Natomiast Duff MacKagan z zespołu Guns N` Roses, który był jednym z widzów koncertu, skwitował krótko i dobitnie jak na rockmana przystało: ,,Było zajebiście".
Najbliższe oficjalnie ogłoszone koncerty odbędą się 26 i 27 stycznia tego roku w legendarnym 100 Club, umiejscowionym na Oxford Street w centrum Londynu, chociaż mówi się też po cichu o wcześniejszych ekskluzywnych koncertach w klubie Ronnie Scotts, które niby mają się odbyć 18 i 19 stycznia. Więcej dat i szczegółów o występach mają być ogłoszone w najbliższych dniach.

Blancmange - Blanc Burn startuje 7 marca

Ruszyła strona zespołu Blancmange http://www.blancmange.co.uk/
Poza informacją o tym, że najnowsza płyta zatytułowana Blanc Burn ukaże się 7 marca, możemy posłuchać czterech kompozycji, z których nowe brzmią... oceńcie sami. Moim zdaniem Blancmange chyba skłania się ku muzyce eksperymentalnej, elektroniczne próbki zaprezentowane przez zespół brzmią dla mnie mocno intrygująco.
Może i wolałbym, aby grupa grała lekki pop w stylu kompozycji ,,Don`t Tell Me" czy ,,Waves", jednak zaprezentowane nagrania to chyba bardziej zwrot do pierwotnej odsłony Blancmange, która jest znana z płyty ,,Irene & Mavis".
Podejrzewam, że nie wszystkim przypadnie do gustu to oblicze Blancmange 2011, osobiście jestem nadal zainteresowany ich najnowszym albumem. Brzmią tak... inaczej niż większość obecnie tworzących. Elektroniczna awangarda dwudziestego pierwszego wieku. Może i trochę przesadzam, ale... pomimo pierwszego szoku, jakiego dostałem po usłyszeniu kompozycji (chociaż jedna z nich -  Radio Therapy jest zaprezentowana w remiksie, a wersja oryginalna będzie na albumie), uważam, że to będzie czysta, trochę trudna dla niektórych w odbiorze elektronika.

4  songs  Blancmange 2011:
http://soundcloud.com/blancmange

środa, 5 stycznia 2011

Mick Karn (Japan) nie żyje

                               1958 - 2011

O chorobie multiinstrumentalisty, który grał na basie w popularnej grupie JAPAN, mówiono od dość długiego czasu. Mick Karn zmarł 4 stycznia  po sześciu miesiącach walki z rakiem w wieku 52 lat.

Jak podaje internetowa strona MickKarn.net, muzyk zmarł spokojnie w swoim domu w Chelsea (Londyn), w otoczeniu swojej rodziny oraz przyjaciół.
Urodzony na Cyprze jako Andonis Michaelides, Karn grał z zespołem JAPAN od 1974 roku, aż do jego rozpadu w roku 1982. Po działalności w Japan muzyk nagrał solowy album, a następnie z Peterem Murphy w 1984 roku nagrał album Waking Hour jako Dalis Car.

Jego unikalny styl gry na gitarze basowej  spodobał się samemu Gary Numanowi. Płyta ,,Dance", w której większość nagrań jest z udziałem Micka, zawiera  sporą  dawkę muzyki bardziej dla wielbicieli sennego klimatu znanego z płyt Japan, niż dla słuchaczy lubiących odhumanizowane , metaliczne rytmy, do których Numan nas poprzednio przyzwyczajał.

Ponadto Mick Karn współpracował z takimi muzykami jak Midge Ure (Ultravox), Kate Bush i Joan Armatrading.
Muzyk zaskoczył także świat sztuki. Gdy w roku 1981 otworzył swoją pierwszą wystawę rzeżb, krytycy nie szczędzili pochwał dla jego twórczości, a dzieła wystawiano w Londynie, Japonii i Włoszech.

 Mick Karn (pierwszy z lewej) z zespołem Japan
http://www.mickkarn.net/index.htm

niedziela, 2 stycznia 2011

Alphaville - Bratislava (Slovakia) - 18.11.1997

I Wish Happy New Year With Great Music To All Music Fans- Pavelse
Thank You, Pavelse - ROb.


Z noworocznymi życzeniami od południowego sąsiada otrzymałem linki do koncertu Alphaville, który odbył się 18 listopada 1997 roku w Bratysławie. Koncert wyemitowała pod koniec 1997  roku słowacka stacja VTV, Pavelse nagrał go na kasetę video (VHS), dżwięk jest w wersji mono. Jakość obrazu także pozostawia trochę do życzenia - były to czasy, gdy nagrywarki DVD jeszcze nie istniały, więc nagrywało się obraz na taśmy video, która jak wiemy, nie jest supertrwała.

Alphaville v Bratislavě - 18.11.1997
Alphaville byli v roce 1997 na turné a vystoupili i v ČR a SR.
Koncert vysílala koncem roku 1997 slovenská TV stanice VTV a já jsem to nahrál na vhs (mono) a před pár dny mi to kolega přehrál na dvd.


Alphaville in Bratislava (Slovakia) - 18.11.1997
Alphaville were on tour in the year 1997 and they had concerts in Czech and Slovak Republic.
In the end of the year 1997 the show was transmited by Slovak TV station VTV and i recorded it on vhs (mono) and few days ago my friend recorded it to dvd


kvalita nic moc - krátká ukázka / quality isnt good - short preview:

http://www.multiupload.com/7UY6UO95SN

Tracklist:
Soul Messiah
A Victory Of Love
Guardian Angel
Control
Monkey In The Moon
New Horizons
Sounds Like A Melody
Flame
Wishful Thinking
Dance With Me
Forever Young
Jerusalem
Big In Japan

dvd / 4GB / 71 min

1. http://www.multiupload.com/I403JDKL8H
2. http://www.multiupload.com/48EX2OI1I6
3. http://www.multiupload.com/99IORHDGJW
4. http://www.multiupload.com/NFFKL13UOP
5. http://www.multiupload.com/WCZE7GCE16
6. http://www.multiupload.com/COBTVXZL20
7. http://www.multiupload.com/JQXNX3YWOF
8. http://www.multiupload.com/DDBSEM36NT
9. http://www.multiupload.com/3LWL7H7HPF
10. http://www.multiupload.com/BMZOD1BGG4
11. http://www.multiupload.com/OQKQ7SJR6A
12. http://www.multiupload.com/WJW5QQ4QXW
13. http://www.multiupload.com/9IL2EATO4G
14. http://www.multiupload.com/ONP1KY5E7K
15. http://www.multiupload.com/X9XEFAQKRK
16. http://www.multiupload.com/NIR6DRN5QX
17. http://www.multiupload.com/TVQIKG0PN9
18. http://www.multiupload.com/BBLLWXOC1G
19. http://www.multiupload.com/213CI2FN9Y
20. http://www.multiupload.com/O2HDWDNGDB
21. http://www.multiupload.com/73WLAL55GP

               Marian Gold jako Alphaville

Ostatni album Alphaville wywołał różne reakcje, co do stylu zaprezentowanej muzyki. Catching Rays On Giant to muzyka elektroniczno-dyskotekowa, jednak słuchacze, pragnący by zespół (?) a właściwie jedyny ,,prawdziwy" członek Alphaville cofnął się do korzeni i skroił coś na miarę Forever Young nie szczędzili słów krytyki.
Pomijając nagrania studyjne, Marian Gold na koncertach wykazuje się wręcz imponującą energią. Okazuje się, że nie tylko dobre samochody oraz piwo pochodzą z Niemiec.
W latach osiemdziesiątych Alphaville kojarzone było z niemieckim miastem Münster. ,,Wiele miłych wspomnień łączy mnie z Münster, ponieważ jest kolebką Alphaville".  - wspomina Gold - ,,Jednak nie urodziłem się  w Münster, lecz w Herford we wschodniej Westfalii. Obecnie większość czasu przebywam w Berlinie oraz  Londynie".

Zanim Gold został piosenkarzem, swoją przyszłość widział bardziej w malarstwie, jednak od roku 1977, na początku ery punk, jego zainteresowania bardzo szybko skłoniły się ku muzyce. Pracował na różnych stanowiskach - wylał sporo potu na budowach, zatrudniał się w cyrku, przy meblach, w gospodarstwach rolnych i jak mówi - zawsze była to uczciwa praca. W 1984 roku nastąpił przełom, gdy wyszedł pierwszy singel Alphaville.

Obecny skład zespołu całkowicie różni się od tego, który pamiętamy z lat osiemdziesiątych. Wokalistą niezmiennie pozostaje Marian Gold, jednak jego otoczka wygląda zupełnie inaczej. Martin Lister, Dave Goodes oraz Jakob Kiersch to muzycy, którzy nie byli obecni przy tworzeniu  jednej z legendarnych grup pop.
Na pytanie, co porabiają byli członkowie zespołu i czy wokalista nadal ma z nimi kontakt, Marian Gold odpowiada: ,,Nadal mam bliski kontakt z Bernhardem Lloyd, który mieszka blisko Berlina i pracuje jako producent muzyczny. Jest także członkiem zespołu Atlantic Popes. Rick Echolette wraz z rodziną mieszka na południu Francji. Frank Mertens? Zupełnie straciłem z nim kontakt i  nie wiem, gdzie się podziewa".

(Bez)boleśnie o HURTS

Już w tym miesiącu (21 stycznia w Krakowie, 22 w Warszawie i 23 w Gdańsku) na koncerty  do naszego kraju przyjeżdża duet Hurts. Theo Hutchcraft (wokalista) oraz Adam Anderson (instrumenty klawiszowe, gitara) obwołani zostali jako największa sensacja i nadzieja muzyczna 2010 roku w wielu magazynach muzycznych.
Na pewno i Wy, gdziekolwiek się nie ruszyliście po portalach internetowych w zeszłym roku, byliście bombardowani reklamą ich albumu ,,Happiness". Osobiście przeszedłbym koło tej ,,zachęty" obojętnie i lekceważąco, ponieważ nachalna reklama działa na mnie wręcz odwrotnie, jednak dopiski w stylu ,,synthpop", i ,,powrót do muzyki lat 80tych", oraz image do złudzenia przypominający album Actually duetu Pet Shop Boys zdecydowały, że i ja złapałem się jak ryba na haczyk.

Po obejrzeniu i przesłuchaniu utworu Wonderful Life nie odczułem żadnej, nawet najmniejszej ekstazy. Powiem więcej - czułem się oszukany, bo dla mnie było to żerowanie na latach osiemdziesiątych i zwyczajne wykorzystanie słuchacza, lubującego się w tamtej epoce.
Ile jest prawdy o duecie,  którym tak zachwyca się wiele osób? Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest to celowy chwyt marketingowy, który narzuca nam stary numer ,,Tego słuchaj, to jest teraz modne,a  jeżeli na Ciebie to nie działa, musisz iść do lekarza".

Wybaczcie moje wątpliwości, ale w przypadku duetu HURTS podejrzewałem przez długi czas ,,ściemę". Jak to możliwe, by dwóch bezrobotnych, bez prawie żadnej długiej przeszłości i kariery muzycznej, wyskoczyło ,,ni z gruchy ni z pietruchy" albumem, który zrobił z nich w krótkim czasie gwiazdy światowego formatu. Podczas, gdy inni dwoją się i troją, by wydać jakiś ,,meganiedościgniony materiał" (wliczając w to wykonawców  z bogatą przeszłością muzyczną) nagle dwóch dwudziestoparolatków zamiata konkurencję pod dywan, przynosząc im wstyd na listach przebojów.

Przetrząsając internet oraz zaglądając w papierowe magazyny muzyczne próbowałem doczytać, jak to w ogóle się stało. Nie znalazłem jednak żadnej ,,ściemy", by te wszystkie wywiady o tym, że niby muzycy ,,tacy biedni" i  mieszkający pod jednym dachem (Adam Anderson wylądował w końcu na bruku i jako bezdomny zamieszkał w domu Theo) były sprytną kampanią, usiłującą wzbudzić nutę współczucia dla dwójki ,,świeżaków". Chociaż ich eleganckie ciuchy (ech, te piękne marynarki), zaprzeczają temu, że panowie niedawno byli bez grosza przy du... szy.

Powyższe słowa traktujcie jako jedynie moje przemyślenia. To co się dzieje w branży muzycznej, ma różne oblicza i należy faktycznie przez sporo rzeczy się ,,przekopać", by się upewnić, jak to jest naprawdę .
Cóż - dowodów, potwierdzających moją teorię nie znalazłem.  Wydaje się więc, że naprawdę HURTS obdarzeni są sporym talentem, którym po prostu sprzyjał łut szczęścia. Wykorzystali coś jeszcze - modę na brzmienie z lat osiemdziesiątych oraz promowanie się poprzez ostatnią technologiczną rewolucję ludzkości, czyli internet.

Marketing wirusowy i reklama szeptana stały się potężnym narzędziem w promocji muzyki. Na dodatek dostępnym dla każdego - od gwiazd po zupełnie nieznanych wykonawców. I nieomal za darmo. Zamiast spektakularnej reklamy - pomysł na zaintrygowanie odbiorców, zamiast bijącej po oczach z gazet nazwy - zachęta dla fanów, aby sami poszukali więcej o usłyszanym kawałku czy obejrzanym klipie i przekazali informację znajomym.

Brytyjski dziennik "Guardian" tylko w pierwszych tygodniach nowego roku doliczył się kilku bardzo spektakularnych przykładów takiej aktywności. Wymieniany wśród kandydatów na gwiazdy roku 2010 manchesterski duet Hurts trafił na pierwsze strony muzycznych gazet, zamieszczając na swojej stronie jedno czarno-białe zdjęcie i jeden skromny wideoklip do utworu "Wonderful Life". Jego strona internetowa to tak naprawdę tylko zwrotny link do MySpace'a. Strategia ryzykowna, ale jak widać, się opłaciła.


żródło :Tak się zmienia promocja muzyki
               Szczęściarze z Manchesteru 

Duet HURTS na swoim debiutanckim albumie ,,Happiness" nawiązuje do  kompozycji muzyki synthpop z lat osiemdziesiątych, wzorując się także na scenie gejowskiej, do której zaliczani byli np. Bronski Beat. Chociaż panowie zarzekają się w wywiadach, że nie są homoseksualistami, nawet jeśli jeden z nich mieszka na Canal Street - ulicy położonej w gejowskiej dzielnicy Manchesteru, oraz jest (albo był) stałym bywalcem lokalnych barów z darmowymi drinkami - to duet zyskał popularność w środowisku ,,panów lubiących panów".
Duet niejako walczy z ,,duchami przeszłości", jakimi byli wykonawcy wywodzący się z Manchesteru. Obecna scena muzyczna zdecydowanie różni się od tej, która istniała jeszcze trzydzieści lat temu. Wiele grup, na których ciąży dziedzictwo dokonań zespołów z tego miasta, zbyt mocno trzyma się starego schematu, które znajduje swoje odbicie w twórczości.
HURTS postanowili odważyć się na zaprezentowanie czegoś innego niż Oasis, Happy Mondays czy Joy Division. Ich muzyka to mało rockowe granie, ich brzmienie skierowane jest przede wszystkim dla miłośników muzyki pop - jednak nie tak prostackiej i mdłej, jakby się na początku wydawało.

Większość kompozycji duetu otrzymało swój ostateczny kształt  nie w Manchester, lecz w Göteborg (Szwecja), ponieważ mieszka tam producent płyty ,,Happiness". Jak opowiada wokalista Theo Hutchcraft w jednym z wywiadów - chcieli nagrać piosenki w ciemniejszej atmosferze, innej niż Manchester. Nagrań dokonano w opuszczonej stacji radiowej, w gmachu posiadającym około pięćdziesiąt pokoi. Wszystkie były niewykorzystane, z wyjątkiem tego, w którym przebywali muzycy.
,,Budynek sprawiał przygnębiające wrażenie" - mówi Theo - ,,Czuliśmy się w nim jak bohaterowie filmu ,,Ghostbusters" (Pogromcy duchów) w opuszczonej siedzibie straży pożarnej. Na zewnątrz minus dwadzieścia stopni, a my mieliśmy tam spędzić kilka miesięcy. Tak naprawdę trwało to dwa i pół tygodnia. Zupełne szaleństwo - byliśmy zupełnie odizolowani od świata, otoczeni śniegiem w tym zimnym budynku. Na początku idea brzmiała romantycznie, dlatego zdecydowaliśmy się tam pracować".

Album wydano 6 września 2010 roku i otrzymał mieszane recenzje od krytyków muzycznych. Niektórzy żartowali, że o wiele ciekawsza niż ich muzyka jest opowieść o tym, jak zyskali sukces za pomocą internetu. Dorian Lynskey w magazynie Q  napisał, że duet ,,żle odrobił lekcję z tematu ,,lata osiemdziesiąte", nazywając płytę ,,przygnębiająco zwykłą wiązanką z przekwitłymi melodiami przyobleczonymi w tekstowe komunały od których czuć stęchliznę".

Pomimo tych prztyczków w nos, z jakich przecież słyną brytyjscy krytycy, duet nie uskarża się na brak odbiorców. Zadomowili się zarówno u miłośników brzmień lat osiemdziesiątych, jak i u gospodyń domowych do lat pięćdziesięciu włącznie. Ich wygląd zdecydowanie pomógł w zdobyciu powodzenia u pań, a nawet i u panów (wokalista mówi, że na ich koncerty przychodzi sporo homoseksualistów, dodając, że na każdym kroku słyszy, że wygląda jak Luke Goss  z popularnego w latach 80tych zespołu BROS).

Popularność duetu nie ominęła także naszego kraju. Już wkrótce - 21 stycznia w Krakowie, 22 stycznia w Warszawie i 23 stycznia w Gdańsku HURTS zagra na żywo dla polskiej publiczności.

http://www.informationhurts.com/pl/home/