Komiksy muzyczne
Przeglądając od dość długiego czasu strony internetowe, spotykałem w swych wędrówkach komiksy związane z muzyką - znanymi wykonawcami, którzy zapisali się już w historii muzyki rozrywkowej.
Oczywiście, nie są to jakieś potężne opowieści, okraszone niezwykłą fabułą, rozrysowanymi minimalnie na czterdzieści stron - więcej w tym prostych (by nie napisać ,,prostackich") ,,historyjek", którym do prawdziwych komiksowych albumów daleeko, oj, daleko.
Czasami wykonawcy potrafili się szarpnąć na pomysł umieszczenia komiksowej historii na okładce swojej płyty - jednak można takie przypadki policzyć na palcach jednej ręki.
Najmocniej mi utkwiła okładka niemieckiej grupy O.Kay, gdzie przedstawione są perypetie członków grupy, w dodatku nakreślone profesjonalną kreską typową dla komiksów.
Nie przedstawię tu wszystkich ,,historyjek obrazkowych", jakie udało mi się wyszperać - zaprezentuję tu rysunki, które mnie szczególnie zainteresowały.
Na pierwszy ogień weżmy komiks z Adamem Ant i jego fantastyczne przygody :) Oczywiście znalazłem jedynie tą stronę (możliwe, że innych nie ma). Styl rysunku nasuwa mi na myśl kultowego Thorgala, chociaż wątpliwe, by pan Rosiński miał cokolwiek wspólnego z tym ,,dziełem" :) Dobrze odwzorowana została postać Adama Ant - wraz ze swoją nieodłączną pręgą na nosie przewija się przez każdą klatkę komiksu - o co jednak konkretnie chodzi, niestety, nie wiadomo. Obrazek jest po prostu zbyt mały, by cokolwiek z niego odczytać.
Następny komiks wart uwagi, to Janis Joplin - utrzymany w stylu płyty Big Brother and The Holding Company, ukazuje poszczególne etapy powstawania piosenek Joplin : Summertime, Piece of My Heart czy też Ball and Chain - całość zmyślnie rozkawałkowana w kształcie wydzielonej pizzy dla rodziny lub znajomych, którzy wpadli akurat do Ciebie na herbatkę ... :)
Komiksowej kreski nie ustrzegli się także panowie z Kraftwerk - słynne już manekiny, które stały się ich nieodzownym elementem w koncertowych halach wspomagają także świat rysunku. Niestety, w tym przypadku znowu mam do czynienia tylko z jedną stroną ,,akcji", mimo poszukiwań nie udało mi się zauważyć więcej rysunkowych przygód elektrownii.
We are the robots....Panowie z Kraftwerk wyznają zasadę, że wszyscy jesteśmy jak roboty. W czasach obecnych slogan ten nabrał już namacalnego znaczenia w społeczeństwie, gdzie wszyscy wykonujemy pracę mechanicznie, często bez satysfakcji, a jedynie tylko po to, by jakoś w tej społeczności utrzymać się od wypłaty do wypłaty...
,,Mój boże, doktorze, Oni są niepokonani!" - krzyczy kobieta, wyglądająca na przerażoną.
Czy ma na myśli atakujące robociki na drugim planie? A może jednak bezwzględne korporacje, wysysające naszą energię i pieniądze z kieszeni?
Made in Japan
Komiksowego wydania doczekał się także charyzmatyczny Robert Smith z The Cure, w dodatku zbrodnię tą popełnił jakiś samuraj z Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy to już naprawdę mają kulturę przesiąkniętą mangą - wokalista The Cure wygląda tu bardziej na jakiegoś osobnika, który potrafi wytwarzać śmiercionośne fireballe niż przejawiać jakieś tam ciągotki do mikrofonu. Typowe dla mangi duże oczy oraz krzaczki (japońskie pismo) nie pozostawiają cienia wątpliwości, skąd pochodzi rysownik.
Jethro Tull
Zbyt stary na rockandrolla, lecz zbyt młody, by umierać. Ktoś, kto narysował ten komiks o Jethro Tull, urodził się z ołówkiem w ręku i chyba zajmuje się nie od dziś tworzeniem opowieści obrazkowych.
Komiks znajduje się w wkładce albumu Too Old To Rock`N`Roll Too Young To Die!. Historia przedstawia rysunkowe perypetie Ray`a Lomas`a, (Ray Lomax) rockersa, który (jak wyjaśnił to w wywiadzie Ian Anderson) jest głównym bohaterem utworu Too Old To Rock`N`Roll... - postać nie wymieniona z imienia, lecz historia ukazuje właśnie tą osobę. Jest to alter ego Iana Andersona - ,,rysunkowa wersja" tego muzyka. Kolorem czerwonym oznaczono tytuły utworów Jethro Tull.
Kurna, ale różowoLecz czego można było się spodziewać, jeżeli głównymi bohaterami opowieści są Andy Bell oraz Vince Clarke z Erasure. O ile Vince lubi kobiety, to w przypadku wokalisty (Andy Bell) powiedzieć tego nie można. Kiczowato wręcz narysowany komiks przypaść m
oże kolorystycznie jedynie naszym milusińskim bobasom, reszta może dostać lekkiego ataku epilepsji. Kolor różowy i purpurowy wydaje się być ulubioną barwą rysownika, myślę, że efekt był celowy, a nie, że akurat tą kredkę miał najdłuższą... :) Wgłębiając się w szczegóły komiksu, możemy zauważyć parę rozbrajających smaczków. Mamy tu Erasure na koncercie, gdzie już na wstępie Andy Bell pokazuje nam całą ,,paszczękę", krzycząc ,,kto zacz..." Najlepsze są ,,chmurki" unoszące się nad Vince`m Clarke - kto zna koncerty Erasure i samego muzyka, z pewnością wie, że prawie wcale się nie udziela słownie, więc typowy LOL atakuje mnie, widząc, jak w usta klawiszowca wkładane są słowa ,,most certainly" oraz ,,moon is cool" :D
Jeszcze jeden szczegół ,,rządzi" w kadrze numer 3 - gdzie jakiś fan trzyma transparent (a raczej kartkę) z napisem ,,Vince to bóg!" :D
Jedynie do czego można tu mieć pretensje, że facjaty Vince`a i Andy`ego są mało podobne do tych ,,realnych". Gdyby nie opis, że to Erasure, można by te postacie podczepić pod jakikolwiek inny band.
Skoro już przy tematyce koncerowej jesteśmy, znalazłem co nieco o Duran Duran -
czarno biała historia, gdzie przedstawiony jest show Simona Le Bon, Rhodesa i Taylorów w czasach obecnych.
Rysownik jednak skupia się bardziej na reakcji słuchaczy uczestniczących w koncercie, niż na przedstawieniu samej grupy - ,,ludziki" tańczące i poubierane w stylu lat osiemdziesiątych z wymalowaną ekstazą na ich twarzach :)
Najmocniejszym punktem jest tu scena, gdy Duran Duran odgrywają numer Save A Prayer - w ruch idą nieodzowne w balladach zapalniczki oraz... telefony komórkowe :) Trzeba iść z duchem czasu, jednak kadr poprzedzający tą scenę trochę zmusza do zadumy. Gość zwraca uwagę, że widzi na koncercie dużo dzieciaków, którzy nie pamiętają lat osiemdziesiątych, zaś osoba obok niego celnie rzuca tekst, że lata osiemdziesiąte wróciły, podbijając słowa krytyką obecnego stanu w muzyce pop (
Sucks!)
Kartonowym stylem poszczycić się może okładka do singla Cambodia w wykonaniu Kim Wilde, pochodząca z końca roku 1981.
W skrócie przedstawia wartość tekstową piosenki - utwór opowiada o żonie pilota, który poleciał do Kambodży i nigdy nie powrócił - ojciec Kim Wilde, Marty Wilde napisał ten utwór zainspirowany dramatycznymi wydarzeniami, które miały miejsce w południowym Wietnamie.
Tak powstał Dark Side of the Moon.Zapomnijcie o tym, że piramidka ukazana na okładce płyty Pink Floyd to symbol
masońskiej ingerencji w muzykę. Oto prawdziwa historia powstania kultowej okładki :) Jak widzimy, najprostsze rozwiązania są zapamiętywane najdłużej i to one przechodzą do historii...
Tak sobie myślę, czy aby Gary Numan i ,,jego" piramidka z Pleasure Principle nie powstała w podobny sposób... coś jednak jest w symbolice, ukazywanej na niektórych płytach, ale to bardziej temat na odrębny post...
Zresztą o symbolice ukazywanej na okładkach albumów Pink Floyd można by książkę napisać, ile jest w tym prawdy, co oznaczają ukryte przesłania na nich zawarte, to już chyba jest słodką tajemnicą samych muzyków.
Na zakończenie przedstawiam wspomniany już wcześniej pseudokomiks, który pieści oko za sprawą okładki płyty ,,Bang!" niemieckiej grupy synthpop Okay.
Nikki, Marcus, Robin i Christian przedstawieni w komiksowym stylu doprowadzili do tego, że dużo mówiło się w okresie wydania o okładce albumu. Nie dość, że dostaliśmy wtedy kawał fajnego materiału do posłuchania, to jeszcze zostaliśmy uraczeni czymś do poczytania. Szkoda jedynie, że całość jest w języku niemieckim.
Miałem zamiar dodać tu jeszcze rysunek Spandau Ballet oraz komiks Ultravox, jednak są one tak mało interesujące, że ich nie umieszczam. Chyba, że w przyszłości nazbiera się więcej takich ,,skarbów", to będzie i część druga postu o komiksach.
A może i Wy natknęliście się na podobne ,,cartoony"? Jakby co, proszę o linki, każdy będzie mile widziany.