SANDRA: Bezczelne, dyskotekowe nic
Jest rok 1985. Europejskie listy przebojów uginają się od cukierkowo - kiczowatych nagrań. Najzabawniejsze w tym wszystkim to fakt, że hity te zostały klasykami, które do dziś rozbrzmiewają w wielu stacjach radiowych. Do jednego z takich ,,evergreenów" zaliczamy hit ,,Maria Magdalena" niemieckiej piosenkarki Sandry. Wtedy dla wielu słuchaczy w Europie wokalistka nieznana. W Niemczech i Japonii - owszem. Zanim Sandra (wówczas jeszcze Sandra Lauer) rozpoczynała karierę solową, w obu wspomnianych krajach była znana jako jedna z trzech ,,Arabesek". Po zapoznaniu się z Michaelem Cretu i zakończeniu przygody z Arabesque, Sandra szybko rozwijała swój solowy wizerunek wykonując piosenki z gatunku pop i euro disco.
Do tej pory wokalistka sprzedała około 30 milionów płyt na całym świecie i jest uważana za jedną z najwybitniejszych piosenkarek w Niemczech. Oczywiście zalicza się do tej ,,lżejszej" ligi pop, w której znajdują się między innymi Madonna czy Kylie Minogue. Do dnia dzisiejszego Sandra posiada gromadę lojalnych fanów, będących z nią na dobre i złe czasy. Tak, nawet u Sandry życie nie było usłane ostatnio różami. Do dziś mam w pamięci jej mini występ w Sopocie (2008), gdzie playback był jedynie tym, czego można było wysłuchać. Cholernie smutno było także patrzeć na niewesołą twarz Sandry, która była chyba jeszcze zdołowana po rozstaniu ze swoim dotychczasowym mężem Michaelem Cretu. To już historia. Sandra wyszła po raz drugi za mąż i widać, że na dobre wyszło małżeństwo z Olafem Menges - wygląda o wiele lepiej, niż ją pamiętam z występu w Sopocie. Oczywistą naturą rzeczy jest jej powrót do muzyki swojej młodości.
Sandra - Stay In Touch
Sandra Menges (tak obecnie się nazywa), wydała w końcu płytę, którą zatytułowała ,,Stay In Touch" (Bądż w kontakcie) i to jest prawdziwa ,,czysta" Sandra, jaką znamy z dwóch, trzech pierwszych płyt z jej dyskografii. Jako drugi głos (męskie wstawki wokalne) znakomicie wpasowany jest Hubert Kah, ten sam, którego znamy z wczesnych przebojów (m. innymi Maria Magdalena).
Producentami płyty są Blank and Jones którzy ostatnio cwanie ,,wpieprzają się" we wszystko, co jest związane z latami osiemdziesiątymi i zbijają na tym niezłą kasę. Jednak to dzięki nim mamy taką płytę, ponieważ sami zaproponowali Sandrze, że można by ponownie tchnąć magię, która jest w piosenkach ,,Maria Magdalena" czy "In The Heat Of The Night ." Podczas pracy nad albumem uczestniczył także długoletni współpracownik Sandry Jens Gad - kompozytor.
Muzyka eurodisco ma to do siebie, że należy na nią spojrzeć pod innym kątem niż rock, czy nawet synthpop. Nie oznacza to zarazem, że można być zbyt pobłażliwym. W roku 1985 (czyli od czasów ,,Marii Magdaleny", aż do końca roku 1989) przez Europę przeszła potężna fala ,,koszmarków". Wykonawcy którzy nagrali jeden przebój i na drugi dzień zniknęli. Bardziej pomysłowy producent potrafił nawet wydać pod trzema pseudonimami różne nagrania. Jedynym śladem po ich ,,działalności" pozostał także często JEDYNY singel (WINYLOWY), oznakowany obecnie jako ,,rarytas" i osiągający na aukcjach EBAY dość wysokie ceny (często niewspółmierne do wartości muzycznej).
Z pewnym drżeniem zacząłem odtwarzać nagrania z ,,Stay In Touch". Już na samym otwarciu mamy tytułowego killera który według mnie powinien wyjść na singlu, a nie jakiś mdły ,,Maybe Tonight".
Płyta zrobiona według bardzo prostego schematu. Granie na biegu wstecznym (czyli cofnięcie się do lat 80tych) nie każdemu się spodoba. Patrząc na płytę przez jej życie osobiste - dokładnie czuć, że wokalistka otrząsnęła się po odejściu ,,enigmatycznego" Rumuna i przybranie sobie nazwiska Menges wyszło jej na zdrowie.
Album posiada czyste, eleganckie brzmienie. Nie jest zrobiony ,,na jedno kopyto", czego strasznie się obawiałem. Nie brakuje pięknie wyrzeżbionych, subtelnych dżwięków - Between Me And The Moon to prawdziwa podróż w przestrzeń kosmiczną, gdzie słuchacz może doznać stanu nieważkości. Na plus zasługuje świetnie dograny duet Kah - Sandra, obydwa wokale zachowały swoje, że się tak wyrażę - oryginalne :) - brzmienie.
od lewej stoją Peter Ries, Sandra, Wolfgang Filz i Frank Peterson
Teraz coś zabawnego - Maria Magdalena 2 ukrywa się pod tytułem nagrania Kings and Queens. Już sam wstęp kompozycji wytrąca z równowagi. Plagiat samej siebie? Często się to zdarza, ale tu jest już jazda po naprawdę chwiejnej krawędzi. Jak ktoś jest wyczulony na wtórność - niech lepiej bierze to nagranie z przymrużeniem oka. Przynajmniej ostrzegałem :)
Szczerze mówiąc - jestem zawiedziony. Strasznie chciałem dokopać tej płycie. Tak jak duetowi Pet Shop Boys. Jednak tutaj nie ma nudy. Ciężko się gniewać na piosenkarkę, do której miało się słabość w latach osiemdziesiątych. Trudno znależć też słaby punkt na płycie. Chociaż ogólnie niektórych może wkurzyć, że ta płytka jest taka ,,cacy cukierkowa" i ,,milusia" i w ogóle eurodisco pełną gębą. Przyłapiecie się i Wy na fakcie, że nie często będziecie ,,skipować" w odtwarzaczu, by przejść szybko do następnej piosenki. Dla fanów Sandry pozycja obowiązkowa. Śmiem powiedzieć, że Stay In Touch to killer w jej dyskografii i zapowiedzi, że będzie to jedna z jej najlepszych płyt, to faktycznie nie były czcze przechwałki.
Płyta jest też dość szczera w wyrazie. Nie bawi się w jakieś wyszukane, nowoczesne ,,odjazdy", nie naśladuje Lady GaGa czy piosenkarki o ksywie Rihanna - to po prostu jest ,,nasza" Sandra i tak do pioruna ma być. Jak kogoś mdli, to niech się męczy w sosie podawanym przez podane wyżej przeze mnie piosenkarki - dla mnie to hardcore nie do strawienia, a znam bardziej wymyślne narzędzia tortur.
Szkoda, że ta płyta nie ukazała się latem. Wiem, że sporo czasu zajęło dopracowanie tego cacka, by RObert POland nie mógł się do niej zbytnio przyczepić, heh:)
No i co, dranie zza Odry - udało się Wam to. A taki fajny tytuł już przygotowałem, miał być lincz i co? I sito! A właśnie. Pozostaje mi wytłumaczyć się z tytułu posta. ,,Bezczelne dyskotekowe nic" padło dawno temu pod adresem duetu Pet Shop Boys, a wypowiedział te słowa jeden z redaktorów pisma NON STOP. Chociaż dla Pet Shop Boys muzyka dyskotekowa to żartobliwa forma wyrazu i nigdy duet nie traktował jej śmiertelnie poważnie to i tak im się dostało. Niby ,,takie zwyczajne nic", ale jakże zabawne i urocze. Podobnie ma się rzecz z najnowszą płytą Sandry. Ktoś z Was chciał, by wróciły lata młodości, przenieść się do lat osiemdziesiątych? No to macie. Niektórzy mogą kręcić nosami, że to wszystko już spowszedniało i nie robi obecnie żadnego wrażenia. Wiem, że krytycy będą pisać, że płyta jest wtórna i nie wyznacza nowych trendów w muzyce. Fakt. To już było. Za dużo lat 80-tych na płycie z roku 2012? Sandra już zdobyła świat. Może więc szczerze powrócić do ,,swoich" klimatów, rozpływając się w pastelowych dżwiękach. Brzmi bardzo naturalnie i nikt nie będzie jej osądzał za powrót do korzeni. Ale jak już na początku pisałem - to jest muzyka eurodisco i jakiegoś objawienia nie należy się w tym gatunku spodziewać.
Dla mnie jedna z lepszych płyt wokalistki, ostatnie płyty z dyskografii mówiąc brzydko ,,olałem", a tą sobie zachowuję i będę męczył przez najbliższe dni do znudzenia swego i sąsiadów zza ściany:)
Do tej pory wokalistka sprzedała około 30 milionów płyt na całym świecie i jest uważana za jedną z najwybitniejszych piosenkarek w Niemczech. Oczywiście zalicza się do tej ,,lżejszej" ligi pop, w której znajdują się między innymi Madonna czy Kylie Minogue. Do dnia dzisiejszego Sandra posiada gromadę lojalnych fanów, będących z nią na dobre i złe czasy. Tak, nawet u Sandry życie nie było usłane ostatnio różami. Do dziś mam w pamięci jej mini występ w Sopocie (2008), gdzie playback był jedynie tym, czego można było wysłuchać. Cholernie smutno było także patrzeć na niewesołą twarz Sandry, która była chyba jeszcze zdołowana po rozstaniu ze swoim dotychczasowym mężem Michaelem Cretu. To już historia. Sandra wyszła po raz drugi za mąż i widać, że na dobre wyszło małżeństwo z Olafem Menges - wygląda o wiele lepiej, niż ją pamiętam z występu w Sopocie. Oczywistą naturą rzeczy jest jej powrót do muzyki swojej młodości.
Sandra - Stay In Touch
Sandra Menges (tak obecnie się nazywa), wydała w końcu płytę, którą zatytułowała ,,Stay In Touch" (Bądż w kontakcie) i to jest prawdziwa ,,czysta" Sandra, jaką znamy z dwóch, trzech pierwszych płyt z jej dyskografii. Jako drugi głos (męskie wstawki wokalne) znakomicie wpasowany jest Hubert Kah, ten sam, którego znamy z wczesnych przebojów (m. innymi Maria Magdalena).
Producentami płyty są Blank and Jones którzy ostatnio cwanie ,,wpieprzają się" we wszystko, co jest związane z latami osiemdziesiątymi i zbijają na tym niezłą kasę. Jednak to dzięki nim mamy taką płytę, ponieważ sami zaproponowali Sandrze, że można by ponownie tchnąć magię, która jest w piosenkach ,,Maria Magdalena" czy "In The Heat Of The Night ." Podczas pracy nad albumem uczestniczył także długoletni współpracownik Sandry Jens Gad - kompozytor.
Muzyka eurodisco ma to do siebie, że należy na nią spojrzeć pod innym kątem niż rock, czy nawet synthpop. Nie oznacza to zarazem, że można być zbyt pobłażliwym. W roku 1985 (czyli od czasów ,,Marii Magdaleny", aż do końca roku 1989) przez Europę przeszła potężna fala ,,koszmarków". Wykonawcy którzy nagrali jeden przebój i na drugi dzień zniknęli. Bardziej pomysłowy producent potrafił nawet wydać pod trzema pseudonimami różne nagrania. Jedynym śladem po ich ,,działalności" pozostał także często JEDYNY singel (WINYLOWY), oznakowany obecnie jako ,,rarytas" i osiągający na aukcjach EBAY dość wysokie ceny (często niewspółmierne do wartości muzycznej).
Z pewnym drżeniem zacząłem odtwarzać nagrania z ,,Stay In Touch". Już na samym otwarciu mamy tytułowego killera który według mnie powinien wyjść na singlu, a nie jakiś mdły ,,Maybe Tonight".
Płyta zrobiona według bardzo prostego schematu. Granie na biegu wstecznym (czyli cofnięcie się do lat 80tych) nie każdemu się spodoba. Patrząc na płytę przez jej życie osobiste - dokładnie czuć, że wokalistka otrząsnęła się po odejściu ,,enigmatycznego" Rumuna i przybranie sobie nazwiska Menges wyszło jej na zdrowie.
Album posiada czyste, eleganckie brzmienie. Nie jest zrobiony ,,na jedno kopyto", czego strasznie się obawiałem. Nie brakuje pięknie wyrzeżbionych, subtelnych dżwięków - Between Me And The Moon to prawdziwa podróż w przestrzeń kosmiczną, gdzie słuchacz może doznać stanu nieważkości. Na plus zasługuje świetnie dograny duet Kah - Sandra, obydwa wokale zachowały swoje, że się tak wyrażę - oryginalne :) - brzmienie.
od lewej stoją Peter Ries, Sandra, Wolfgang Filz i Frank Peterson
Teraz coś zabawnego - Maria Magdalena 2 ukrywa się pod tytułem nagrania Kings and Queens. Już sam wstęp kompozycji wytrąca z równowagi. Plagiat samej siebie? Często się to zdarza, ale tu jest już jazda po naprawdę chwiejnej krawędzi. Jak ktoś jest wyczulony na wtórność - niech lepiej bierze to nagranie z przymrużeniem oka. Przynajmniej ostrzegałem :)
Szczerze mówiąc - jestem zawiedziony. Strasznie chciałem dokopać tej płycie. Tak jak duetowi Pet Shop Boys. Jednak tutaj nie ma nudy. Ciężko się gniewać na piosenkarkę, do której miało się słabość w latach osiemdziesiątych. Trudno znależć też słaby punkt na płycie. Chociaż ogólnie niektórych może wkurzyć, że ta płytka jest taka ,,cacy cukierkowa" i ,,milusia" i w ogóle eurodisco pełną gębą. Przyłapiecie się i Wy na fakcie, że nie często będziecie ,,skipować" w odtwarzaczu, by przejść szybko do następnej piosenki. Dla fanów Sandry pozycja obowiązkowa. Śmiem powiedzieć, że Stay In Touch to killer w jej dyskografii i zapowiedzi, że będzie to jedna z jej najlepszych płyt, to faktycznie nie były czcze przechwałki.
Płyta jest też dość szczera w wyrazie. Nie bawi się w jakieś wyszukane, nowoczesne ,,odjazdy", nie naśladuje Lady GaGa czy piosenkarki o ksywie Rihanna - to po prostu jest ,,nasza" Sandra i tak do pioruna ma być. Jak kogoś mdli, to niech się męczy w sosie podawanym przez podane wyżej przeze mnie piosenkarki - dla mnie to hardcore nie do strawienia, a znam bardziej wymyślne narzędzia tortur.
Szkoda, że ta płyta nie ukazała się latem. Wiem, że sporo czasu zajęło dopracowanie tego cacka, by RObert POland nie mógł się do niej zbytnio przyczepić, heh:)
No i co, dranie zza Odry - udało się Wam to. A taki fajny tytuł już przygotowałem, miał być lincz i co? I sito! A właśnie. Pozostaje mi wytłumaczyć się z tytułu posta. ,,Bezczelne dyskotekowe nic" padło dawno temu pod adresem duetu Pet Shop Boys, a wypowiedział te słowa jeden z redaktorów pisma NON STOP. Chociaż dla Pet Shop Boys muzyka dyskotekowa to żartobliwa forma wyrazu i nigdy duet nie traktował jej śmiertelnie poważnie to i tak im się dostało. Niby ,,takie zwyczajne nic", ale jakże zabawne i urocze. Podobnie ma się rzecz z najnowszą płytą Sandry. Ktoś z Was chciał, by wróciły lata młodości, przenieść się do lat osiemdziesiątych? No to macie. Niektórzy mogą kręcić nosami, że to wszystko już spowszedniało i nie robi obecnie żadnego wrażenia. Wiem, że krytycy będą pisać, że płyta jest wtórna i nie wyznacza nowych trendów w muzyce. Fakt. To już było. Za dużo lat 80-tych na płycie z roku 2012? Sandra już zdobyła świat. Może więc szczerze powrócić do ,,swoich" klimatów, rozpływając się w pastelowych dżwiękach. Brzmi bardzo naturalnie i nikt nie będzie jej osądzał za powrót do korzeni. Ale jak już na początku pisałem - to jest muzyka eurodisco i jakiegoś objawienia nie należy się w tym gatunku spodziewać.
Dla mnie jedna z lepszych płyt wokalistki, ostatnie płyty z dyskografii mówiąc brzydko ,,olałem", a tą sobie zachowuję i będę męczył przez najbliższe dni do znudzenia swego i sąsiadów zza ściany:)