niedziela, 14 października 2012

Pofrunąć z prędkością dżwięku

Nieważne, jakiego gatunku muzyki słuchasz. Na pewno chociaż raz w życiu ci się to zdarzyło. Śledzisz listy przebojów, namiętnie tkwisz w ,,tych swoich klimatach", normalnie ekspert z Ciebie pełną gębą. Dokładnie pilnujesz, co porabia Twój ulubiony wykonawca, nad jaką płytą pracuje, jaką kawę pije rano, w jakich gaciach chodzi, jaką lubi zupę i z kim ostatnio się szlaja. Zanim się zorientujesz, o co mi chodzi, już podpowiadam: aluzję robię do tych niby gwiazd, które to niby mają talent (uhahah), ale bynajmniej nie muzyczny, lecz towarzysko - plotkarski.
Przez takich szkodników wiele fajnych, ciekawych (a często sporo ambitnych wykonawców), niestety nie posiadający  pleców (czytaj: promocji), zostaje bezczelnie zgłuszonych przez ostrą konkurencję.
Wielka to szkoda, że człowiek czasami dowiaduje się o jakimś zespole, który już przestał istnieć, a grał naprawdę ciekawie. Także w muzyce synthpop jest od groma takich ,,przypadków". Nie uważam, że akurat wszyscy byli jacyś wspaniali czy oryginalni, jednak gdyby dać im większe szanse, to kto wie, czy niektórzy nie rozwinęli by skrzydeł tak, by stanąć z Felixem Baumgartnerem  w konkury i pofrunąć z prędkością dżwięku.

Aby dalej nie rozwadniać tematu, ponieważ już w pierwszych linijkach tekstu to zrobiłem  i zboczyłem z kursu, mamrocząc coś znowu o wypromowanych ,,talentach", powracam na właściwe tory.
A więc - jesteś namiętnym słuchaczem (tutaj: muzyki lat 80tych, ówczesnego synthpopu itp). Wydaje się Tobie, że jesteś na czasie, nie przegapiając ciekawie brzmiących wykonawców i tu ... STOP! Wiek dwudziesty pierwszy, gdzie technologia w postaci internetu, telefonów komórkowych i latających patelni  ostro ruszyła do przodu ryjąc nam wszystkim berety i pomału zabierając człowieczeństwo, pokazuje wszystkim, że NIE DA SIĘ ogarnąć wszystkiego. Człowiek musiałby być albo automatem siedzącym non stop przy portalach informacyjnych, nie dbającym o porządek w swoim mieszkaniu i żyć bez pracy lub... opcja numer dwa: być Bogiem.
Ani jedno, ani drugie nie wchodzi w rachubę.
Dlatego umykają nam co niektóre płyty, zespoły, które po cichu coś tam wydały, a ty przez kilka lat żyjesz w nieświadomości...
Koniec z tym.
Chciałbym Wam przedstawić trzech takich wykonawców, o których dowiedziałem się w tym roku i ani słowa nie napisałem na swoim blogu.
Skupiłem się na muzykach, którzy na szczęście jeszcze nie złożyli broni i nie powiedzieli  ostatniego słowa.

Na początek duet z Portland, Oregon (USA) czyli 
Mackintosh Braun. 

Tworzą go Ian Mackintosh oraz Ben Braun. Jako ciekawostkę nadmienia się fakt, że ojciec Bena  - Michael Braun to długoletni perkusista zespołu Hall & Oates.
Dopiero w tym roku zapoznałem się z ich muzyką, a konkretnie z albumem wydanym w roku 2010 - ,,Where We Are". Płyta jest w całości wypełniona przyjemną muzyką i całe lato mi towarzyszyła, wprowadzając w niesamowity, radosny nastrój. Nie ma na niej słabych numerów, wciąż się do tych nagrań chce wracać, mimo swojej rozbrajającej prostoty. Przegapiłem ten album w 2010 roku -  a szkoda, bo z pewnością śmiało konkurował by z takimi płytami jak Hurts ,,Happiness" czy Alphaville ,,Catching Rays On Giant".
,,Where We Are" to druga płyta w dyskografii Mackintosh Braun. Napalony na więcej tego samego, posłuchałem ich debiutu, który niestety wypadł w moim odsłuchu jakoś blado.
Ostatnio duet wydał nagranie ,,Spook You", które także według mnie jest słabszą kalką tego, co ,,wyrabia się" na ich płycie z 2010 roku.

Mackintosh Braun albumy:

The Sound (2007)
Where We Are (2010)

Teraz przenosimy się do Francji, gdzie spotkamy się z facetem o nazwisku
Alan Replica.

No dobrze, to nie jest jego prawdziwe nazwisko. Naprawdę nazywa się Marc A. Suaton (ur. 8 pażdziernika 1964 roku) i grał już w latach osiemdziesiątych. Pierwsze zetknięcie z jego muzyką (dwa tygodnie temu) zacząłem od płyty ,,Clockworks, Juliet" - normalnie wykapany Gary Numan z najlepszych lat. Pomijając oczywiście elektronikę, bowiem tu nie ma staroszkolnego grania, ale... posłuchajcie sami, a przyznacie rację, że Numan wywarł na Alanie Replica niesamowity wpływ. Chociaż z drugiej strony może być problem - płyty tego muzyka nie są łatwe do zdobycia nawet w sieci. Chyba, że posiadasz konto na synthema.ru :)
Alan Replica w młodości pracował w post punkowych nocnych klubach jako DJ lub barman. Podobno miał skandalicznie ekscentryczny wygląd, fryzurę i makijaż, dzięki któremy zdobył przydomek The Marquee. W 1981 zagrał w pierwszym swoim zespole nazwanym Then... Mask Decay, póżniej nazwa została skrócona do MASQ. Z tym zespołem koncertował przez pięć lat ( od 1983 do 1988). Grupa wysłała nawet taśmy ze swoją muzyką do firmy MUTE, Gary Numana a nawet do Ultravox - w roku 1986 już prawie mieli być supportem na ,,U-Vox Tour" we Francji, lecz firma Virgin powiedziała nie, wybierając innego wykonawcę.

Najciekawsze jest to, że do niedawna nie miałem pojęcia o tym muzyku - przeglądając jego biografię, to jest przecież jakiś weteran muzyki elektronicznej, tworzący w czasach świetności Ultravox, Gary Numana i Depeche Mode. Jednak o samym zespole MASQ o dziwo informacji w necie brak.

Alan Replica albumy:

Clockworks, Juliet (2003 / 2004)
Simulacra ( 2006)
Darkened (2008)

Na sam koniec grupa
Sound Tesselated.
Tutaj niezbyt spora  obsuwa z mojej strony, ponieważ płyty ,,Morning", wydanej w roku 2012 wysłuchałem... no, zgadnijcie, w którym roku. Okazuje się jednak, że niemiecki duet, który tworzą wokalista Ricardo Beck oraz klawiszowiec Norman Haas, zadebiutował już w 1996 roku, więc możecie mi zaśpiewać hymn pod tytułem ,,Stary niedżwiedż mocno śpi". Ostro więc nadrabiałem straty, wysłuchując ich dyskografii, którą w całości można polecić. Wokal trochę niczym stary, dobry The Twins, a wiem, że są ludzie rozmiłowani w takich lekkich, romantycznych wokalach. Dla nich przede wszystkim proponuję płytę ,,Morning" - a następnie można zająć się resztą ich płyt.
Duet sam siebie określa jako odpornych na muzyczne trendy i obojętnych na wyniki list przebojów, chcą być niezależnymi i wolnymi w tworzeniu eleganckiej muzyki pop mocno bazującej na wzorcach z lat osiemdziesiątych.

Sound Tesselated albumy:

Overnight (1996)
Homeless (2000)
Dizzy (2004)
Ghostwriter (2008)
Morning (2012)

3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Witaj, b. trudno „ustrzelić” tą muzykę! Z wymienionych wykonawców największe wrażenie robi na mnie duet Mackintosh Braun, natomiast Sound Tesselated za bardzo zalatuje mi italo disco, ale to rzecz gustu zapewne? Przy okazji chciałbym Cię zapytać – co sądzisz o Shiny Toy Guns? Wg mnie są godni uwagi, mają potencjał i często można wychwycić „te klimaty”. Oczywiście to stosunkowo młody zespół, ale miło dostrzec że czerpie (czasem garściami) od mistrzów. Pozdrawiam

wtorek, 23 października, 2012  
Blogger RObert POland said...

Shiny Toy Guns? Fakt, mają już trochę płyt na koncie, dość fajnie brzmią jednak jakoś nigdy nie byli moimi ulubionymi. Czasami nie mogę się do niektórych zespołów / wykonawców przekonać - choć wiem, że prezentują ciekawą muzykę.
Zresztą jak każdy - czasem ignorujesz jakąś grupę przez lata, by w jakimś utworze zachwycić cię na amen.

ROb

piątek, 26 października, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Mnie ich muzyką „zaraziły” moje dzieci i tak już zostało! :-)

piątek, 26 października, 2012  

Prześlij komentarz

<< Home