piątek, 3 sierpnia 2012

Duran Duran - A Diamond in the Mind

 Jeszcze w piątkę - lata osiemdziesiąte, gdzieś w Londynie (?)

Płyty koncertowe mają swoich zwolenników i przeciwników. Niektórym nie podoba się wrzawa wielotysięcznego tłumu, i osoby takie wolą słuchać studyjnego brzmienia. Jednak do plusów ,,koncertówek" należą ( o ile jakiś pseudoartysta nie oszukuje, czyli ,,nie jedzie z playbacku") znane utwory zagrane w trochę innych wersjach, niż znamy z albumów nagrywanych w studio.

Grupa Duran Duran wydała trzecią ,,koncertówkę" po wydanej w 1984 roku płycie ,,Arena" oraz ,,Live at Hammersmith 82!" z 2009 roku. Tym razem panowie już strząsnęli z siebie resztki wody sodowej, dojrzeli, a niektórzy nawet zarośli jak ten dziki agrest (tak, tak, Simon, o Tobie mówię!) Nie sądzę, by ten niby światowy kryzys był tak głęboki, że w Anglii brakuje żyletek. Na szczęście image nadal jest niezmienny - czyli Durani są wciąż wieszakami na odzież. Eleganckie marynarki i dżentelmeńskie zachowanie wpisały się już na stałe w styl zespołu.
A jak tam z muzyką, bo to nas najbardziej interesuje?
Myślę, że osobom lubiącym ten zespół płyta się spodoba, a to ze względu na to, że grupa, a przede wszystkim głos wokalisty Simona Le Bon ciągle są w świetnej kondycji. Co mu żona dodaje do obiadu, to już chyba pozostanie tajemnicą, bo przecież niejeden w takim wieku chciałby brzmieć i zachowywać się ,,forever young" :)

Osobiście zwróciłem uwagę na nagrania z najnowszej płyty - All You Need Is Now, ponieważ nigdy jeszcze nie wydano ich w wersji live.
Tu także pochwalę grupę za lekkość i polot, oraz za nieprzesycenie elektroniką swoich nagrań. Perkusja i gitary brzmią miękko i czysto. Zresztą po tylu latach grania to powinno już brzmieć zawodowo, pomijając fakt, że grupa Duran Duran była dla wielu krytyków wkurzającymi modnisiami nie mającymi pojęcia co chcą tak naprawdę grać.

Można się przyczepić do takich szczegółów na płycie jak np. brak nagrania ,,Save A Prayer" (dla wielu będzie to chyba błąd karygodny), które zastąpiły niektóre piosenki ,,niepotrzebne" (?) jak na przykład ,,White Lines" lub ,,Reach Up for the Sunrise".

Podsumowując - płyta fajna na lato, puszczona na cały regulator w słoneczny dzień pozytywnie nastraja do życia. I na koniec chciałbym, by następny album studyjny Duranów był tak samo ,,fajny" jak ,,All You Need Is Now". Bez eksperymentów. Bez udziwnień. A że jest to krok wstecz do lat osiemdziesiątych? A czym tu się przejmować! Ultravox zagrało (prawie) po staremu i proszę jaki efekt. Najważniejsze, że ludzie nadal lubią słuchać muzyki w takich klimatach, więc kuć żelastwo póki gorące.

23 Comments:

Blogger peiter said...

Jeszcze tylko chciałbym podać najbardziej orgazmiczną wersję ostatniej płyty. 1.AllYouNeedIsNow 2.BlameTheMachines 3.BeingFollowed 4.LeaveALightOn 5.NetworkerNation 6.GirLPanic! 7.OtherPeople'sLives 8.TheManWhoStoleAleopard 9.TooBadYou'reSoBeatuiful 10.Mediterranea 11.RunawayRunaway 12.BeforeTheRain płynnie przechodzi w 13.AllYouNeedIsNow(Reprise - Marcel Agterhuis Mix). Ośmielę się dodać, że taka wersja płyty byłaby najlepszą rzeczą, jaką DD zrobili od 82r. Amen. Pozdrawiam ciepłosierpniowo w 30 roku po "Rio". :)

poniedziałek, 06 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

Ano właśnie. RIO ma trzydziechę. Znalazłem cos takiego - bardzo ciekawe dla tych co nieco pogrywali/ją:
http://www.youtube.com/watch?v=-k2emYtC0CQ

poniedziałek, 06 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

RIO to najlepsza płyta jaką DD zrobili i więcej takiej nie nagrają...
A z drugiej strony,np. taka płyta "La Verite" niejakiego Classix Nouveaux jest pod względem artystycznym dużo lepszą płyta (tez sprzed 30 lat). Szał wokół DD polegał na muzie z domieszką marketingu podlanego modnymi ciuchami, piszczącymi dziołchami, megakoncertami i bajeranckimi (czytaj drogimi) klipami. Ot, szołbiznes burżuazyjnym stylu i tyle. Classycy nie mieli nic-prócz talentu (sic!)
Pozdrawiam
romance

poniedziałek, 06 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

heya robertpoland.blogspot.com admin discovered your site via yahoo but it was hard to find and I see you could have more visitors because there are not so many comments yet. I have found site which offer to dramatically increase traffic to your website http://bestwebtrafficservice.com they claim they managed to get close to 1000 visitors/day using their services you could also get lot more targeted traffic from search engines as you have now. I used their services and got significantly more visitors to my website. Hope this helps :) They offer most cost effective services to increase website traffic Take care. Mike

poniedziałek, 06 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

... i tego talentu wystarczyło
Classixom raptem na 3 płyty:) DiDisi jak narazie wypuscili tych płyt 12, z czego mz przynajmniej 3 bardzo dobre. "LaVerite" mz nieco brakuje do "Rio"; obok wybitniaków typu NeverAgain czy ToBelieve wpakowali ze dwa gnioty, typu ItsAllOver. "Rio" jest zdecydowanie równiejsze. Poza tym "LaVerite" zostało zamordowane zbyt "suchą", mało mięsistą produkcją - dokładnie tak jak pierwszy miot KajaGoogoo :(

poniedziałek, 06 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Zaryzykowałbym i stwierdził, że Classix Nouveaux nagrało tylko 2 dobre płyty (w miarę – takie na minus 4), a co do wyglądu to też prezentowali się całkiem okazale?! Niestety szybko skład się zmienił a Solo odwaliło – nie ma chyba sensu porównywać ich do DD? Nie ta liga. Pozdrawiam

wtorek, 07 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Classix to takie same wieszaki na ciuchy, tyle ze im się nie udalo. Ze dwie ligi dzieli te kapele.

środa, 08 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Durani nagrali 12 płyt i tylko jedna RIO (no i może jeszcze debiutancka płytka) jest równa od początku do końca. Kolejne płyty to mniejsze lub niestety - megawielkie rozczarowania i eksperymenty; na nieco lepszych płytach typu Wedding Album można było wyciagnąc kilka w miarę dobrych kawałków. Dla potwierdzenia: Ostania płyta jest miła w odsłuchu właśnie dlatego, ze nawiązuje w dużym stopniu do RIO.
Nie ta liga? Nie wiem, nie szereguję w taki sposób muzyki, bo dla mnie ważne, czy to co mi w uszach gra jeszcze mnie po tylu latach przekonuje. Nie chcę nikogo podpuszczać, że Classycy byli lepsi, bo nie jestem i nie byłem fanem obu kapel, mimo to wolę dziś posłuchać takich nagrań jak La Verite, dynamicznego Outside Inside, podniosłego The final lub nastrojowego When they all have gone - to oczywiście z całego repertuaru Classyków. A przy To believe z 1982 r. wciąż u mnie gęsia skórka...
Pozdrawiam
romance

czwartek, 09 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

Masz racje, nie powinienem się licytować kto jest lepszy, czy w ktorej lidze. Możemy jedynie napisać co nam się bardziej podoba :) Ja osobiscie obok "Rio" stawiam "Astronaut" i "All You Need Is Love", tyle ze do Rio z oczywistych powodów starczonostaligcznych mam największy sentyment. Plus jeszcze "Madazzaland", tyle że to troche inne granie. Hana Solo & Chlopaków też lubię, ale im naprawde nie dopisało szczęście :)

czwartek, 09 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Witam, racja jest po obu stronach (co do ligi) – zarówno DD jak i Classix wystartowało bardzo sprawnie, niestety Ci drudzy mieli mniej szczęścia lub niestety talentu? Durany utrzymały się w branży przez długie lata a o CN niemal wszyscy zapomnieli? DD nagrał jednak kilka niezłych płyt, pierwsze trzy są naprawdę dobre (no „Seven and…” troszkę gorsza od debiutu i „Rio”) ale jednak trzyma poziom? Później grali… dziwne rzeczy, jednak kiedy zeszli się w oryginalnym składzie na „Astronaut” poczułem, że mogą zrobić jeszcze coś fajnego w stylu lat 80-tych (pomijam ten „Red Carpet…” który był… mierny), no i ostatnia płyta – to jest dokładnie to, na co czekaliśmy przez te lata? Co do „eksperymentów” z W. Cuccurullo to zdarzały się perełki (jak na „The Wedding Album”), oraz koszmarki o których lepiej zapomnieć!? Tak czy owak, cieszę się, że ta muzyka nie została zapomniana. Chciałbym tutaj przypomnieć jeszcze (przy okazji) o grupie Pseudo Echo i jej „Autumnal Park” – ta płyta jest wręcz doskonała! Niestety pomimo debiutu z niesamowitym wykopem panowie zmienili skład i styl i dalej była już równia pochyła (chociaż podobno z powodzeniem grali przez lata w rodzimej Australii). Pozdrawiam serdecznie

piątek, 10 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Moi drodzy, zainspirowaliście mnie. A może by tak pokusić się o listę grup, które świetnie się zapowiadały debiutanckimi longami a potem czar prysł, bo coś się zepsuło?
 Wg mnie Pseudo Echo, na pewno też White Door czy Aphaville. 
Kto jeszcze?
romnace

piątek, 10 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

Stone Roses (potok łez), ups, nie to forum, przepraszam :)

piątek, 10 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Real Life "Hartland"? ;-) Ktoś jeszcze pamięta?

piątek, 10 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Real Life z 1983-pamiętam, lubię. Oj dobra płytka, choć Pseudo Echo miało lepszy debiut. Druga płyta Real Life pt. Flame z 85r. jeszcze tez była do posłuchania.
romance

sobota, 11 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

Red Box

sobota, 11 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Red Box faktycznie, druga płyta rozczarowała. Chyba nie tylko mnie.
Dodam jeszcze Frankie Goes To Hollywood i z lekkim dystansem Howarda Jones'a.
romance

sobota, 11 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

„Answers To Nothing” – Midge Ure – Tomasz Beksiński „nie miał pytań”, ale ja byłem zawiedziony drugim albumem M. Ure! Oczywiście płytka była dojrzalsza i zawierała sporo fajnej muzy, niestety nie był to już MR Ultravox! A kolejne płyty to już tylko... folk! ;-) Swoją drogą widziałem świetny skąd inąd (w oryginalnej wersji) „The Leaving (So Long)” na YouTube w wykonaniu M.U. wyłącznie na syntezatorach i była to rewelacyjna wersja! Ciekawe jak by ta płyta zabrzmiała, gdyby tak ją przerobić na typowe brzmienie, do którego przywykliśmy słysząc nazwę Ultravox?

sobota, 11 sierpnia, 2012  
Blogger peiter said...

Big Country, Bolshoi...

środa, 15 sierpnia, 2012  
Blogger RObert POland said...

Ja tu bym dorzucił drugą płytę Fiction Factory - nędza jak nie wiem co. Chociaż i ich pierwsza nie była czymś niezwykłym. Grupa jednego hitu i tyle.

ROb

środa, 15 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Pamiętacie Music for Pleasure i ich płytę „Into the Rain”? Był w tej muzyce potencjał, ponoć nagrali jeszcze jeden album, ale kariery nie udało się zdobyć – wielka szkoda, byli na swój sposób oryginalni?

środa, 15 sierpnia, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

A to pamiętacie/znacie?

http://nrrules.blogspot.com/2010/12/kids-in-kitchen-kids-in-kitchen-1986.html

Beksiński odkrył ten zespół w 1987 roku i puścił płytkę w Romantykach. Kolejny dowód na to, że w Australii potrafili zrobić niezły pop w latach 80. Szkoda, że tylko ta płyta była ok, następna i ostatnia tego zespołu to już cienizna.
romance

sobota, 18 sierpnia, 2012  
Anonymous Benji said...

Durani są w tej chwili w lepszej formie niż kiedykolwiek wcześniej. Widziałem na własne oczy z odległości ok. 50 m w Hyde Parku w wieczór otwarcia igrzysk. Czapki z głów!
Parę moich fotek znajdziecie tu:
http://www.flickr.com/photos/26571259@N08/7803316288/in/set-72157625036053472

sobota, 01 września, 2012  
Blogger RObert POland said...

To się Tobie udało, bo Durani odwołali parę dni temu koncerty. Nick Rhodes złapał jakiegoś wirusa i lipa...

Fotki eleganckie, już się bałem przed wejściem na flickr , że będą zrobione z jakiejś komórki :)

sobota, 01 września, 2012  

Prześlij komentarz

<< Home