wtorek, 21 kwietnia 2009

RObert POland said... vol.31

Make-up w muzyce

KISS - Gene Simmons: ,,Numer z pomalowaniem sobie ryjów wart był tych kilkudziesięciu milionów dolców..."

Pierwsze pytanie: po co kobietom potrzebny jest makijaż? Przede wszystkim, aby podkreślić swoją urodę oraz zatuszować pewne niedoskonałości.
Pytanie numer dwa: po co piosenkarzom - facetom potrzebny jest makijaż? Odpowiedzi może być wiele - sami muzycy używający Max Factora i innych wynalazków odpowiadają różnie.
Pierwsze ślady ,,mejkapu" odkryto przy badaniach archeologicznych starożytnego Egiptu. Upiększanie ciała było wtedy w modzie bez względu na płeć i orientację seksualną, potem przeniosło się to na Grecję i na resztę Europy. Makijaż szczególnie upodobali sobie artyści - aktorzy teatralni, cyrkowcy, mimowie uliczni, w końcu - muzycy.

Prawdziwy boom na umalowanych piosenkarzy w muzyce rockowej oraz popowej zapoczątkował Marc Bolan - wokalista grupy T.Rex. Poza wymalowanymi oczami, muzyk ten często występował w dość drogich ubraniach. Jego styl szybko obwołano ,,glam - rockiem", który doczekał się sporej rzeszy naśladowców.
Tuż za nim uplasował się David Bowie.
David Bowie i Marc Bolan - obaj byli modsami, obaj przeszli przez ruch ,,flower power". Na nich wskazywano jako na przedstawicieli ,,glitter" lub ,,glam rocka".
Glitter rock kojarzył się z szokującą manierą stylistyczną z makijażem i powrotem superpopu.
Bowie ubierał się jak pop futurysta, do tego dochodziła fantazyjna fryzura i ekspresyjny makijaż.
Do tego stylu wciskano także Alice Coopera, który moim zdaniem bardziej jednak pasuje do ,,shock- rocka" a nie do glamu. Zamiast lukrowatego i błyszczącego make-upu, muzyk ten zaserwował publiczności makabryczny wizerunek czarownicy z siedemnastego wieku.
Osobiście nie chciałbym spotkać go po północy w rejonach, gdzie nawet straż miejska się nie zapuszcza...

Spore wrażenie Alice Cooper wywarł na niejakim Kim Benedix Petersenie. Człowiek ten, znany obecnie jako King Diamond, zupełnie zmienił swoje oblicze po koncercie Coopera w roku 1975.
Specyficzny makijaż obydwu wymienionych powyżej ma nawet swoją nazwę: corpse paint (według wikipedii: rodzaj czarno-białego makijażu, szczególnie rozpowszechniony wśród grup muzycznych z gatunku black metal. Makijaż ma potęgować przesłanie jak i wrażenie tajemniczości danego wykonawcy. Stosowany głównie na twarzy, ponadto na ramionach i torsie. Rzadko wykorzystywane są kolory inne niż czarny i biały. Początki corpse paintu sięgają wczesnych lat 70 XX wieku, kiedy to popularność zdobyły zespół Kiss i wokalista Alice Cooper stosujący ten rodzaj makijażu. W latach 80. zjawisko rozpowszechniło się za sprawą takich grup jak Hellhammer czy Mercyful Fate oraz w latach 90. wraz z rozwojem norweskiej sceny muzycznej (grupy Mayhem, Gorgoroth, Satyricon, Limbonic Art, Darkthrone).

Peter Gabriel i Fish

Makijaż nie oszczędził nawet muzyki progresywnej. Pierwszym, który przychodzi na myśl, to oczywiście Peter Gabriel, były członek zespołu Genesis.
Teatralne show z magiczną atmosferą plus niesamowicie wytapetowana twarz frontmana wprowadzały sporo ożywienia w muzyce progresywnej.
Po odejściu Gabriela z Genesis, pałeczkę wokalisty przejął Phil Collins - jednak nie dał się skusić na farbki. A tak przy okazji - wyobrażacie sobie wymalowanego Phila Collinsa? :)
Za naśladownictwo Gabriela podjął się za to Fish wraz z zespołem Marillion. Niestety, przy okazji oberwało się potężnemu Szkotowi od wszędobylskich krytyków, którzy to podobieństwo często wytykali. Jednak Fish nic sobie z tego nie robił i dalej kontynuował występy z facjatą pełną barw.

Na początku lat osiemdziesiątych zapanowała moda na mocny makijaż i gajerki - odpowiedzialnością za taki stan ,,obarczono" Steve Strange`a, Rusty Egana i Chrisa Sullivana, którzy zapatrzeni byli w styl Davida Bowie i Roxy Music.
Klub, który otworzyli, był przeznaczony dla osób, które prześcigały się w wymyślnej fryzurze i nieodzownym makijażu (mówię tu o płci męskiej :D).
W czasach obecnych wielu z nas skrzywiłoby się z niesmakiem, popukało w czoło - ale wtedy
jakoś to wszystko było ,,na topie" i mi osobiście nie przeszkadzało.
Sam Steve Strange poszedł na całość, prezentując się w teledysku ,,Fade To Grey" jako Visage, ukazując różne oblicza, którymi charakteryzowali się bywalcy klubu. Początkowy ,,Kult Bez Nazwy" dość szybko został zastąpiony słowami ,,New-Romantic", chociaż dla niektórych była to kontynuacja szalonego glam - rocka, tyle, że bardziej biseksualnego.
Klub dał szansę wielu muzykom wybić się od zera - między innymi Boy George`owi i grupie Culture Club. Jego zniewieściały image szybko zrobił furorę na całym świecie. Mało kto miał odwagę wytapetować sobie twarz na wampa, przypominając bardziej kobietę, niż mężczyznę.
Chociaż wymalowanie sobie twarzy nie zawsze znaczyło, że jest się gejem, to u Boya George`a skojarzenia te narzucały się większości.

Makijaż w muzyce nie skończył się wraz z odejściem lat osiemdziesiątych. W latach 90 tych był co prawda zastój w tej tematyce, jednak obecnie obserwuje się powrót do tworzenia wyrazistego wizerunku scenicznego za pomocą farb i pomadek.
Marilyn Manson czy Lacrimosa, to jedynie wycinek całego szaleństwa, które czasami bierze górę nad prezentacją muzyki.

2 Comments:

Blogger sond said...

Dobry i ciekawy artykuł. Tak po przeczytaniu nasunęła mi się myśl, czy te wszystkie pomalowane twarze nie miały swej motywacji jak w cytacie z Simmonsa... Może czasem jest to jeszcze inna motywacja (pomijając oczywiście artystyczne), bo ja bym Kinga Diamonda na ulicy nie poznał, jeżeli nie wyszedłby w takiej masce jak na koncercie.
To trochę zabezpiecza przed watahą fanów biegających za swym ulubionym muzykiem. Bo skoro czasem zdarza nam się budzić koło zupełnie innych kobiet niż tych które kładły się z nami wieczorem... :)

wtorek, 21 kwietnia, 2009  
Anonymous peiter said...

i jeszcze Robert Smith z Kjura, jeszcze goci i elektropseudoshitgoci...

środa, 22 kwietnia, 2009  

Prześlij komentarz

<< Home