niedziela, 15 kwietnia 2012

Morten Harket - Out Of My Hands

Jeżeli kiedykolwiek w swoim życiu poczułeś miłość, dotknąłeś Boga.

Tym oto pompatycznym wstępem postanowiłem rozpocząć następny post. Rozleniwiłem się ostatnio, ale i też nie ma o czym pisać. Prawdę mówiąc, obawiałem się, że najbliższa wypocina będzie o tym że odszedł od nas Robin Gibb (podobno jest w ciężkim stanie i chyba rak tym razem już nie odpuści), jednak jest już w sieci dostępny najnowszy album Mortena Harketa (ex wokalista a-ha), więc wziąłem go ,,na tapetę".

Piosenkarz solowy to ma dobrze. Nie musi zżymać się z kolegami, jaki charakter i brzmienie ma mieć dane nagranie. Sporo zespołów rozsypywało się właśnie z tego powodu. Są także i minusy tej zabawy. Cała odpowiedzialność za ewentualną porażkę spada właśnie na muzyka, przedstawiającego nagrania pod swoim nazwiskiem, a nie na zespół.

Morten Harket - wokalista popularnego w latach osiemdziesiątych (plus następne dekady) zespołu a-ha, wydał oczekiwany, piąty już album solowy zatytułowany ,,Out Of My Hands". Z pewną rezerwą, jak do jeża podchodziłem do najnowszych nagrań, ponieważ poprzednie jakoś do mnie nie przemawiały.
Może więc tym razem - pomyślałem...

Na płycie jest dziesięć piosenek i zapewniam Was, że to wystarczająca liczba.
Nagrania są ciekawie zaaranżowane, trochę elektroniki (ale bez przesady), są gitary i ,,normalna" perkusja, lecz nie ma mowy, że to muzyka czysto rockowa.
Morten nadal obraca się w kręgach pop-rock, czyli tak trochę bez zaskoczenia i szału jest ten krążek.

Jeżeli chodzi o melodyjne refreny, na które ja osobiście zwracam uwagę, to nie ma ich tu też zbyt wiele. Utwory zaczynają się fajnie, człowiek czeka na jakiś mega odjazdowy refren, niestety otrzymuje taki, który po paru godzinach dość szybko ,,wyparowuje" z umysłu słuchacza.
Wokalnie jest to ten sam Morten (chociaż trochę mam podejrzenia, czy nie został w niektórych momentach ,,podrasowany" przez realizatora dżwięku), jeżeli nie to zwracam honor.

Może jestem upierdliwy, albo oczekuję cudów od dzisiejszej muzyki pop, ale najnowsza płyta dziełem przełomowym nie jest. Wiele brakuje jej do płyt a-ha, mimo, że kompozycje są naprawdę zróżnicowane i nie monotonne.
Szkoda, bo naprawdę chciałbym pozytywnie zostać zaskoczony w niedzielny poranek... a tu trochę lipa.

Do ciekawszych nagrań na płycie zaliczam jedynie tytułowy ,,Out Of My Hands" oraz ,,Burn Money Burn" (trochę trąca mi to ,,Someone Somewhere In Summertime" Simple Minds :)) albo ... Fade To Grey (posłuchajcie refrenu).

Podsumowując płyta jest dobrze zrobiona, lecz brak na niej pazura, albo to ja pierniczę bez sensu :) Mimo wszystko posłuchajcie, kto wie, może uchwycicie coś, na co ja jestem niewrażliwy. Spokojnej niedzieli!

1 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Rzeczywiście płyta nierówna, ale wynika to pewnie z dziwnego zestawienia autorów (kompozytorów) - wspomniane "Burn Money Burn" to cover piosenki zespołu Kent - "Kärleken väntar", zresztą Joakim Berg i Martin Sköld skomponowali też "Lightning".

piątek, 01 czerwca, 2012  

Prześlij komentarz

<< Home