Laid Back - Cosyland
Ale gorąco w tych nosorożcach.... ~ Ace Ventura
Upał dziś niesamowity, a ja tu piszę następną notatkę. Tym razem na celowniku duński duet, który we wczesnych latach osiemdziesiątych rozbrzmiewał w głośnikach przede wszystkim za sprawą ,,Sunshine Reggae". Tak, tak. Powrócili. O ile powyżej wymieniony hicior nie powoduje u mnie do dziś wzruszenia, to przy ich szybszych kompozycjach ,,High Society Girl" oraz ,,Elevator Boy" wracają wspomnienia dyskotekowych wygibasów .
Z tym większą ciekawością sprawdziłem, co tym razem mają dla nas John Guldberg i Tim Stahl.
Nagranie Cosyland, jak tłumaczą sami muzycy, jest odkopane z archiwum z roku 1981, kiedy to duet eksperymentował jeszcze z syntezatorami (przede wszystkim chodzi tutaj o instrument Roland 808).
Z tych sesji jedynie nagranie ,,White Horse" doczekało się finalnej obróbki i ukazało się na płycie. Reszta materiału przeleżała przez lata, pokryta kurzem.
Nie wiem, czy aż tak bardzo pragnąłem takich zabytkowych ,,dziwolągów", bardziej ekscytują mnie najnowszy Men Without Hats (kurcze, nowa płyta wymiata, choć niektórzy mówią, że im się szybko nudzi), oraz zbliżający się olbrzymimi krokami ,,Brilliant" Ultravoxu. Słyszycie już to dudnienie? Ja tak!
Powracając do Cosyland - jest to EP`ka, zawierająca zaledwie cztery (jak na EP`kę przystało) kompozycje. Nie wiem, jak ocenić te nagrania. Na pewno nie są to ,,hiciory". Nagranie ,,Cocaine Cool" mocno przypomina właśnie ,,White Horse" (nawet pogwizdujące sample są dość podobne), jednak rytmy są strasznie monotonne i powodują u mnie senność.
Można to porównać do jazdy pociągiem - rytmiczny, obojętny stukot kół o szyny, który tylko przyspiesza naszą tęsknotę, by ta podróż się skończyła.
I tu już pragnę zakończyć tą dość krótką notkę o naprawdę przeciętnym powrocie Laid Back, przepraszając jednocześnie za stracony czas, że musieliście to jeszcze wyczytać do końca :)
Upał dziś niesamowity, a ja tu piszę następną notatkę. Tym razem na celowniku duński duet, który we wczesnych latach osiemdziesiątych rozbrzmiewał w głośnikach przede wszystkim za sprawą ,,Sunshine Reggae". Tak, tak. Powrócili. O ile powyżej wymieniony hicior nie powoduje u mnie do dziś wzruszenia, to przy ich szybszych kompozycjach ,,High Society Girl" oraz ,,Elevator Boy" wracają wspomnienia dyskotekowych wygibasów .
Z tym większą ciekawością sprawdziłem, co tym razem mają dla nas John Guldberg i Tim Stahl.
Nagranie Cosyland, jak tłumaczą sami muzycy, jest odkopane z archiwum z roku 1981, kiedy to duet eksperymentował jeszcze z syntezatorami (przede wszystkim chodzi tutaj o instrument Roland 808).
Z tych sesji jedynie nagranie ,,White Horse" doczekało się finalnej obróbki i ukazało się na płycie. Reszta materiału przeleżała przez lata, pokryta kurzem.
Nie wiem, czy aż tak bardzo pragnąłem takich zabytkowych ,,dziwolągów", bardziej ekscytują mnie najnowszy Men Without Hats (kurcze, nowa płyta wymiata, choć niektórzy mówią, że im się szybko nudzi), oraz zbliżający się olbrzymimi krokami ,,Brilliant" Ultravoxu. Słyszycie już to dudnienie? Ja tak!
Powracając do Cosyland - jest to EP`ka, zawierająca zaledwie cztery (jak na EP`kę przystało) kompozycje. Nie wiem, jak ocenić te nagrania. Na pewno nie są to ,,hiciory". Nagranie ,,Cocaine Cool" mocno przypomina właśnie ,,White Horse" (nawet pogwizdujące sample są dość podobne), jednak rytmy są strasznie monotonne i powodują u mnie senność.
Można to porównać do jazdy pociągiem - rytmiczny, obojętny stukot kół o szyny, który tylko przyspiesza naszą tęsknotę, by ta podróż się skończyła.
I tu już pragnę zakończyć tą dość krótką notkę o naprawdę przeciętnym powrocie Laid Back, przepraszając jednocześnie za stracony czas, że musieliście to jeszcze wyczytać do końca :)
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home