środa, 11 lipca 2007

Cabaret Voltaire - The Crackdown (by REQ)


Cabaret Voltaire - angielski zespół muzyczny pochodzący z Sheffield, założony w 1973 roku przez Stephena Mallindera, Richarda H. Kirka i Chrisa Watsona. Grupa zaczerpnęła swoją nazwę od słynnego klubu Cabaret Voltaire powiązanego z ruchem Dada.
Początkowo grupa zajmowała się performancem by z czasem priorytetem ich działań stała się muzyka. Dzięki nowatorskiemu wykorzystaniu instrumentów elektronicznych stosunkowo szybko stali się pionierami w dziedzinach alternatywnej muzyki pop, dance, techno i eksperymentalnej elektroniki (Wikipedia).

Album, który został umieszczony na życzenie. Dla mnie Cabaret Voltaire jest ciężkostrawny, jakikolwiek by to album by nie był. Tak jest i tutaj - fakt, że podobnie jak Kraftwerk byli jednymi z pierwszych, którzy kręcili się wokół elektronicznych zabawek, to jednak mocniej do mnie przemawia niemiecki kwartet... Płyta brzmi rytmicznie, prawie dyskotekowo a`la Blue Monday - jednak nie jest cukierkowato, a undergroundowo. Ciężko tu znależć melodyjne refreny, zespół ten na pewno trzeba odbierać na trochę innych falach. Niestety, nijak nie mogę nastroić samego siebie do tego zespołu - ale by chociaż wyróżnić tu jeden song - - to jest nim : Just Fascination - utwór trochę brzmi jak niektóre kompozycje Fad Gadget.

1. 24-24
2. In the Shadows
3. Talking Time
4. Animation
5. Over and Over
6. Just Fascination
7. Why Kill Time (When You Can Kill Yourself)
8. Haiti
9. Crackdown
10. Diskono
11. Double Vision
12. Badge of Evil
13. Moscow

DOWNLOAD

============
EDIT: Info for : Ryo

link do Kissing the Pink - What Noise w komentarzach.

ROb.

8 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Wielkie Dzięki za tę płytę. Ależ z Ciebie Dobry Człowiek RoB. Umieszczanie płyt na zyczenie to Wielka Sztuka jeszcze raz Dzięki. Kawałki 1 i 3 bardzo dobre, 4 i 8-10 wyśmienite, a Why Kill.. genialny i przewrotny mój ulubiony. Reszty rzadziej słucham. Szczerze polecam tę łatwiejszą wersję Cabaretu. Dziękuję, Gratuluję i Pozdrawiam Sylomiki.

czwartek, 12 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

What a great album did you post, thanks for sharing this, i was looking for it, a long time ago.

czwartek, 12 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

And Also The Trees - 1980-2005
http://www.free-file-host.com/a1612f15ccf5e2bf00e8223a130a9032
http://simpleupload.net/download/121239/AATT-1980-2005.rar.html
Password : malleus

pzdrwm komnen

piątek, 13 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Witam! :)

Przepraszam za te milczenie :). Dziękuję za wszystkie linki, i za szybką odpowiedź :). Co do pytań, jakie kierowałeś do mnie w swoich postach – tak, to ja, ten Ryoga ;). Cieszy mnie, że nie zostałem zapomniany, a co więcej, że zostałem rozpoznany ;).

Dzięki za Comsat Angels, za The Fixx, Landscape, za wszystko :). Jestem bardzo wdzięczny za Twoją pomoc, i odnalezienie tych płyt. Comsat Angles jak to Comsat Angels – trzeba ich posłuchać. Szczególnie te późniejsze albumy są bardziej przystępne dla słuchaczy nie gustujących na co dzień w rocku alternatywnym. I to na nie właśnie poluję, ale jeden już dzięki Tobie mogę poznać w pełni :). The Fixx… słusznie zauważyłeś, że są bardziej popularni w Stanach niż w Europie. Zachęcam wszystkich do zapoznania się z tym zespołem, bardzo ciekawie gra ich klawiszowiec, mimo tego że gitary grają tu pierwsze skrzypce, to w tle brzmią zawsze jakieś ciekawe partie syntezatorów, budujące klimat, wspierające melodię… jak to się potocznie mówi „nie oklepane” brzmienie, które się aż tak nie zestarzało :). Breathless – ten album, który mam to „Glass Bead Game” z 1986 :). Ale pozostałych już nie mam i nie słyszałem. Dziwi mnie trochę reakcja niektórych komentujących na Breathless. A może to już na mnie nic nie robi takiego wrażenia, jak zrobiło kiedyś Joy Division. Owszem, trzeba mieć nastrój, poczuć klimat, ale powiem to szczerze – odkąd nasłuchałem się Joyów, to nawet „Pornography” The Cure słuchałem jak popowego albumu! Ot tak, puściłem sobie, i zająłem się pracą, płytka przeleciała, a ja stwierdziłem, że fajny rock, ale jakoś mnie nie zdołował. Ach, ten Ian Curtis… jego zespół był dla mnie przełomowy, jako pierwszy pasował do wtedy nieciekawej sytuacji emocjonalnej w moim życiu, i jako jedyny praktycznie… a po tych wszystkich latach już mnie nic nie rusza. Za stary jestem na te tricki brzmieniowe, na ten styl…nie, nie panowie, ja już wiem jak to się robi ;). Ale takich zespołów jak Breathless czy The Cure słucha się bardzo przyjemnie, w odpowiednich dawkach oczywiście. Wszystko dla ludzi :). Landscape – oj tak! Na razie poznałem dwa kawałki z pierwszego albumu, ale już mi się bardzo spodobały, i nie pozwolę komuś „od tak” powiedzieć że to zła płyta bez jakiegoś uzasadnienia! :). Faktycznie, to inne klimaty, ale ja akurat lubię jazz, jazz-rock, instrumentalną muzykę… tak wiec tak jak mówiłeś to płyta adresowana do mnie. Może niezbyt ambitna, ale przecież takiej lekkiej muzyczki w tle też nam potrzeba. A że zbyt ambitna dla lubiących np. rytmy disco? Ja tam nie twierdze, że to czy tamto jest zbyt ambitne, wszystko to kwestia osłuchania, zrozumienia innych brzmień, innego myślenia o graniu. No i gustu, czy jesteśmy w stanie się do czegoś przekonać, coś polubić, czy też nie – i to nie jest powód do kłótni. Rozumiem tych, którym się ten album nie podoba, jedynie się z nimi nie zgadzam ;). Ale proszę mi tu nie wciskać kitu, że zespół nie miał pomysłów, umiejętności… po prostu mieli inną wizję tego, co chcieli nagrać, i jak. A potem…wiemy co było potem ;). Co do drugiego albumu – posłucham i się wypowiem. Na razie za wcześnie by o tym pisać, ale zaczynam nabierać przekonania, że coś w tym jest (w tym, że opuszczono zasłonę milczenia). Ale czy tak samo jest w przypadku Kissing The Pink? Naprawdę słyszałem opinię, że ich dalsze nagrania są warte poznania :(. Poza tym, przyznam się do czegoś szczerze już drugi raz w tym komentarzu – wolę nawet bardzo przeciętne i miałkie płyty z lat 80 niż współczesny pop, czy o zgrozo disco polo – bez urazy dla tych, którzy lubią ten gatunek. Dla mnie jest to ciężkie do przełknięcia :(. Ale obiektywnym trzeba być – jeśli Landscape schrzaniło tamten album, nie będę udawał, że tak nie jest. Byłoby to bez sensu. Ufff… no, to napisałem co nieco o każdej z płytek, myślę, że jeszcze się podzielę swoimi opiniami po wysłuchaniu w całości wszystkiego :). Dziękuję Rob raz jeszcze, oraz liczę na to, że poszukasz pozostałych rzeczy z tamtej listy. Za Minor Detail ręczę sobą, że warto – chociaż znam tylko jeden kawałek, to jest to przyjemne elektroniczne granie w sam raz na imprezę. Novo Combo, to tak jak mówiłem styl The Police, czyli trochę rytmów jamajskich, a’la reggae, taki też styl partii basowych, gitarki na efektach, melodyjne oczywiście, elektroniki nie uświadczysz. Ale klimat, to podstawa tego grania. A poniżej umieściłem swoje myśli; to co napisałem na początku, po przeczytaniu Twojego posta. Pomyślałem, że powinienem napisać na temat, o tym co się wydarzyło podczas mojej nieobecności,więc przerzuciłem to na koniec, kto zechce ten przeczyta moje marne wynurzenia, kto nie chce morze uznać ten komentarz za zakończony :).

Komentarz do Golden Section był bardzo ciekawy :). Zabawny, ale coś w tym jest, dobra obserwacja. Jednak ja mam do tego pewne podejście, to wszystko to fragment historii. Warto wiedzieć, warto znać, warto zachować dla innych – oczywiście to, co uznam za wartościowe. Chciałbym kiedyś w jakiś sposób skatalogować to co mam; te zespoły, które poznałem, te albumy, które wysłuchałem… stworzyć jakieś kompendium wiedzy o muzyce, z naciskiem na ten okres określany ogólnie latami 80-tymi. Kompendium, to chyba złe słowo… jednak moim zdaniem ta wiedza nie może przepaść. To, co daje nam sieć, wymiana myśli, rzadkich zapomnianych nagrań, wspomnień – możliwe jest spojrzenie na sytuacje muzyczną z innego punktu widzenia. Przed poszukującymi otwierają się takie możliwości jak poznawanie lokalnych scen muzycznych, nagrań nieznanych zespołów pochodzących z różnych części świata. I jeden problem – przebrnąć przez to i wyselekcjonować to, co wartościowe. Dać wskazówki dla innych jak się w tym gąszczu poruszać by odnaleźć to, czego się szuka. Zmienić pogląd na muzykę jako taką, przyczyną odchodzenia ludzi od niej jest przesyt nią. Przesyt w pewnym sensie podsycany przez ogólnie to ujmując media itd. :). Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy nauczyli się słuchać muzyki tak jak to czyniono kiedyś – w dobrej atmosferze, wsłuchując się w teksty, smakując nagrania, dawkując sobie albumy, unikając przesytu. „Kultura słuchania”. Coś, co jest nie do pomyślenia w świecie pośpiechu, szybkości, nowości… . Wieczory płytowe… chwila na siebie, i na dany LP. Nie pozwólmy sobie wmówić co mamy robić, co ładować na odtwarzacze mp3, czy w ogóle coś ładować. Muzyki słuchajmy z przyjemnością dla ducha, na chwilę „zwalniając”, tak jak to być powinno :). Ah, interpretacja tekstów, rozmyślania nad oprawą graficzną i kontekstem nagrań… chyba przesadzam ;). Ale jednak – niech będzie to bardzo dobry dodatek do naszego życia. Niech muzyka przestanie być tylko kolejną częścią kultury, zdominowanej przez urządzenia i modę narzucającą nam nawyki związane z jej odbiorem, które nie są dobre dla nas ale dla tych, którzy chcą na tym zyskać. Niech wróci na swoje miejsce, tak jak dzieła sztuki, które się podziwia. Myślę, że to taka alternatywa, trochę inne spojrzenie, że można tak, a nie w ten sposób, jaki się proponuje. I nie chodzi mi tu o jakiś bunt, czy oskarżanie firm, że chcą zyskać. Chodzi o to, aby ludzie inaczej spojrzeli na rzecz. Wtedy muzyka nie znudzi się nam tak szybko, ani nie będzie przesytu, bo nie będziemy się nią katowali. Dobra, wystarczy, w końcu to tylko blog, co ja się tu w dyskusję będę wdawał? :). Jałowe rozważania, moi drodzy, wracajmy do pracy i życia, ach ten czar akademickich sporów i dyskusji :).

Pozdrawiam!

piątek, 13 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Kissing the Pink - What Noise:

http://www.zshare.net/download/2056026be0dad3/

jest na tym blogu:

http://hiddenamongtheleaves.blogspot.com/2007/05/kissing-pink-what-noise-1984.html

sobota, 14 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Jeśli próśb w ostatnim czasie nie było za wiele, to proszę o Legendary Pink Dots - The Maria Dimension.
Jakoś trudno o ten album w sieci.

Z góry Dzięki.
Marc

niedziela, 15 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Zapomniałem dodać zaimka "the"! :-)
The Legendary Pink Dots.

niedziela, 15 lipca, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

Robert thanks for this album.

wtorek, 17 lipca, 2007  

Prześlij komentarz

<< Home