sobota, 20 listopada 2010

Uchwycenie Promieni na Gigancie

Alphaville - Catching Rays On Giant

Marian Gold
Martin Lister
Dave Goodes
Jakob Kiersch

" Catching Rays On Giant ". Nie pytaj mnie, co to znaczy. Wiem, ale nigdy nie powiem - Marian Gold

Pod tym dość dziwacznym tytułem Alphaville wydało następną płytę w swojej dyskografii. Tym razem bardzo osobistą, już sam sens tytułu płyty znany i zastrzeżony jest tylko do wiadomości wokalisty. Album na który wielu czekało z utęsknieniem, szeptano  nawet o powrocie zespołu do klimatów lat osiemdziesiątych.
 Singel I Die For You Today - może nie rzuca na kolana, lecz jest jednym z ciekawszych ostatnio rodzynków w niespecjalnej terażniejszej  muzyce pop. Przynosił nadzieję na wypakowany hitami krążek, który rzadko byłby zakurzony. Czy więc możemy skreślić ściereczkę z listy naszych zakupów?

Trochę mnie bawiły wypowiedzi ludzi, którzy mówili o ,,powrocie Alphaville", bo przecież tak naprawdę zespół cały czas istniał i wydawał płyty, a ostatnie lata to masa gigantycznych wojaży po świecie i koncerty, koncerty, koncerty... Faktem jest, że przez ostatnie lata grupa nie wydała żadnego znaczącego singla, przez co zainteresowanie zespołem było zawężone tylko dla wytrwałych fanów i maniaków syntezatorowego brzdąkania, do których i ja się zaliczam.

Catching Rays On Giant wysłuchałem parę razy, by w końcu zdecydować się na recenzję. Na początku chyba powiem to, w czym wszyscy przyznają mi rację: dużo brakuje do ideału, jakim jest płyta Forever Young. Marian Gold nie stworzył tym razem dzieła przełomowego.
Płyta stworzona bardziej dla wokalisty, który w piosenkach ukazał historie ze swojego życia i kariery muzycznej.
Biografia artysty w muzyce pop? Pomysł lekko szalony, chociaż Alphaville przyzwyczaiło nas do takich akcji (Crazy Show, Dreamscapes - to takie przykłady dla obeznanych).
Cztero- a nawet ośmiopłytowe wydawnictwa tworzone były specjalnie dla fanów; podczas, gdy szefowie firm płytowych pukali się w czoło, mówiąc, że oni by taki materiał ,,rozłożyli" na cztery lata, wydając co rok po jednej płycie, Alphaville postanowiło za jednym zamachem sypnąć prezentami niczym Święty Mikołaj, sprawiając swoim słuchaczom wiele radochy.
Trochę te szaleństwa zemściły się na Catching Rays On Giant, ponieważ w porównaniu z tymi olbrzymimi wydawnictwami, płyta prezentuje się raczej ubogo. Gold postanowił odsapnąć i podsumować swoje życie, które skondensowane zostało w dwunastu kompozycjach.

Przyznam się, że z początku miałem zamiar bezlitośnie ,,zniszczyć" tą płytę. Spowodowały to próbki dżwiękowe, które mnie prawdę mówiąc - przeraziły, niż zachęciły do wysłuchania całej płyty. Znajomy, który wysłuchał owych próbek, powiedział, że ,,płyta mogłaby równie dobrze nazywać się ,,Upadek Giganta z Wielkiej Góry" - tytuł jednoznaczny i bez niedomówień". Teraz przyznaje, że jednak z ,,Catching Rays On Giant" nie jest tak żle, jak się na początku wydawało.

Jak już wspomniałem w poście ,,W oczekiwaniu na nowy album Alphaville" najnowsza płyta to podróż po biografii wokalisty. Mamy tutaj opowiadania i refleksje, które ukształtowały świat Alphaville.  Wymowną treść posiada nagranie Carry Your Flag, znane z wcześniejszych odsłon. ,,Musimy grać aby uzyskać więcej niż dziesięć lat. Musimy pomyśleć, że jesteśmy nieśmiertelni". - śpiewa Marian Gold. Wokalista jasno daje do zrozumienia, jak wygląda proces starzenia się zespołu i jego fanów. Natomiast Song For No One (But Myself) - kompozycja, która już od paru lat krążyła w sieci i nie zmieściła się na ,,Crazy Show", tu ostatecznie znalazła swoje miejsce, doskonale wpasowując się w całość.
Jeżeli chodzi o melodie, mamy do czynienia z płytą dynamiczną, wręcz dyskotekową - na szczęście nie powodującą mdłości, jakie odczuwam słuchając (często z przymusem) nowoczesnych, plastikowopodobnych tworów, dzierżących palmę pierwszeństwa na dzisiejszych listach dance.

Ktoś mógłby powiedzieć, że silnie emocjonalny utwór I Die For You Today to za mało, by mówić o Alphaville, że ich nowy album jest ,,kopalnią hitów". Czas więc na podliczenie nagrań, które mi najbardziej przypadły do słuchu: Song For No One, End Of The World, The Things I Didn`t Do (przypomina wczesne nagrania Erasure), - no i oczywista megabomba, która rozmaśliła mnie za pierwszym przesłuchaniem i zapomniałem na moment, jak się nazywam   - Call Me. Wstęp niczym Schaufensterpuppen zespołu Kraftwerk, a dalej mamy świetną przestrzeń w brzmieniu ( taki klimat stworzyli kiedyś A-ha w nagraniu The Sun Always Shines On TV). Przecież to idealny utwór na singel, który mógłby nawet wyrwać się na skrzydłach poza ramy synthpopowych list przebojów i przefrunąć z łopotem po wszystkich komercyjnych stacjach radiowych powodując zamęt nieprzeciętny.

Utrzymany w ostrzejszym, wręcz rockowym tonie - mocny, elektro-popowy numer Gravitation Breakdown kojarzy mi się wokalnie z nagraniami innej grupy synthpopowej - Covenant.
Phantoms - następny kandydat na singel, choć już nie tak wyrazisty jak Call Me, poza tym budowa nagrania wyrażnie skłania się do piosenek, które znamy z ,,Salvation". Na koniec także stary znajomy - Miracle Healing, który Marian zdecydował się umieścić na najnowszym albumie. Nagranie zostało stworzone w czasie podróży wokalisty po całym świecie, posiada wymowny tekst i  pytania bez odpowiedzi. Końcówkę utworu obleczono w dżwięki rozbrzmiewające niczym religijny hymn, znakomicie zamykając  płytę.

W internecie na torrentach jest także wersja deluxe. W dodatkach mamy  I Die For You Today w wersji original demo version (moim zdaniem bardzo słaba wersja i jakaś bez polotu - nawet jak na demo), Call Me - wersja demo, Fallen Angel w świetnej ,,orchestral demo version", oraz Forever Young 2001 Factory Mix - myślę, że  już chyba tak dorzucone na siłę.

To już właściwie wszystkie moje przemyślenia po przesłuchaniu najnowszej, o dziwo, całkiem niezłej płyty Alphaville. Obawiałem się, że będzie gorzej. Jak już kiedyś wspomniałem  przy oczekiwaniu na Catching Rays On Giant - stara miłość nie rdzewieje i widzę, że naprawdę są to zaślubiny ,,póki śmierć nas nie rozdzieli".
A wszystkim kręcącym nosami, mówiąc, że to ,,takie sobie synthpopowe granie", polecam zapoznać się z nagraniem ,,Night People" grupy Human League. Czy Alphaville zniżyłoby się do takiego poziomu?

18 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Co do nowosci tutaj jest nowy singiel Human League:

http://electronicrumors.com/2010/11/19/the-human-league-night-people-is-here/
Romance

sobota, 20 listopada, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

Nie powala, ale mniej wiecej od 3 minuty robi sie jakby drugie nagranie, duzo duzo lepsze.
w sumie jest... dobrze!
Romance

sobota, 20 listopada, 2010  
Blogger Ylo said...

Na początku byłam bardzo zawiedziona, jednak po kilku, kilkunastu przesłuchaniach płyta znacznie zyskuje. Słucham, oswajam się. Podobne odczucia miałam przy "Salvation". Ktoś kiedyś powiedział, bodajże Lenny Kravitz, że jeśli coś od razu wpada Ci w ucho to najpradopodobniej jest to chłam. Tak więc może z "Catching rays..." nie jest tak źle :) "Call me" rzeczywiście, idealnie pasowałoby na singiel, może nawet bardziej niż "I die...". Szkoda, że niektóre stacje komercyjne nie zgodziły się tego grać, bo "jest to mało przebojowe". Podsumowując, "Catching rays..." nie powala, ale nie jest też bardzo źle :)

sobota, 20 listopada, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

Nie zgadzam się z Lennym.
Romance

sobota, 20 listopada, 2010  
Blogger RObert POland said...

Co ten Phil Oakey (Human League) wciąż z tymi płatkami kukurydzianymi? Jest na diecie? :D
Muszę przyznać, że nagranie Night People w wersji studyjnej prezentuje się o wiele ciekawiej, niż wersja ,,live". Susan i Joanne w swojej części tego nagrania dają z siebie więcej klimatu, niż głównodowodzący Filip. Mógłby chłopina w końcu dać więcej pola do popisu swoim dziewczętom.

sobota, 20 listopada, 2010  
Blogger jacyk said...

mistrz konsolety w studio się postarał i głos Mariana w większości piosenek jest zupełnie zmieniony, tylko pytanie po co?
- Gravitation Breakdown to jakby utwór z repertuaru Apoptygmy Berzerk
- Call me Down tu słyszę zdecydowanie De/Vision
'Piosenka dla nikogo tylko dla mnie samego', czyli Gold'a - to można powiedzieć o całej płycie, to jego prywatna wizja muzyki - do mnie to nie przemawia, nie kupuję tej płyty. to już od dawna nie powinno nazywać sie Alphaville gdyż nie ma nic wspólnego z ZESPOŁEM, który stworzył Forever Young... szkoda słów.

sobota, 20 listopada, 2010  
Anonymous Sylomiki said...

Romance, wielkie dzięki za linka do singla Human. Wersja studyjna brzmi super oprócz tego debilnego początku są tam ciekawe dźwięki. Napawa wielkim optymizmem. Pozdrawiam Sylomiki.

sobota, 20 listopada, 2010  
Blogger RObert POland said...

Sylomiki, nie rozbrajaj mnie :)
Przecież to zwykła rąbanka bez refrenu, Human League faktycznie wydał najgorszy singel w karierze.

I jeszcze ten tekst ,,zostaw swoje płatki kukurydziane w lodówce", w naszym kraju nawet Doda by tego nie wymyśliła :D

niedziela, 21 listopada, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

Mnie się nowy singiel, jak wyżej, podoba. Co do tekstu to sie nie wypowiadam, ale jeśli są jakieś płatki, t może to jest... reklama :)
A dla mnie najgorszy ich singiel to I need your loving z koszmarnej płyty Crash z 1986 roku.
PS. Na youtube są dwa fajne miksy Night People, zwłaszcza Cerone mix jest niezły.
Romance

niedziela, 21 listopada, 2010  
Blogger RObert POland said...

Tak, słyszałem ten oficjalny remiks - wersja Cerone wyjdzie na singlu, a raczej na maxi singlu...

Choć raczej zdania o NIGHT PEOPLE nadal nie zmieniam.
Alphaville ze swoją ,,niby słabą" płytą po prostu miażdży tą ponad pięciominutową monotonnię, przypominającą marsz robocików na baterie.

niedziela, 21 listopada, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

Plyta bardzo podobna do Salvation z 1997 r. Gdyby Salvation i "Giganta" wlozyc do zmieniarki cd to trudno by sie bylo zorientowac kiedy skonczyla sie jedna a zaczela druga. To smutne ale od kilkunastu lat ani kroku do przodu nie zrobili... Nie rozwijaja sie. Czy to zla plyta ? Nie, to przecietny popowy album i gdyby nie napis Alphaville na okladce to ta plyta nie zainteresowalaby fanow lat osiemdziesiatych. Sama muzyka nie przekonuje do siebie ale etykietka ktora ja sprzedaje ma jeszcze swoja sile razenia.

niedziela, 21 listopada, 2010  
Blogger peiter said...

dla mnie siła rażenia etykiety Alphaville skończyla sie na... oj lepiej zmilczę, bo się narażę Gospodarzowi :)

wtorek, 23 listopada, 2010  
Blogger TOM said...

Cześć !
Wybrzydzamy trochę na nowe dziecko Alphaville ale powiedzcie szczerze kto tak na prawdę myślał że powstanie płyta na miarę debiutu ?
No właśnie, to se nevrati czy też nic dwa razy się nie zdarza. Podpisuję się jednak pod stwierdzeniem kolegi Anonimowego, że płyta jest przeciętna i gdyby nie nazwa Alphaville przeszlibyśmy obok, nawet nie zastanawiając się czy to dobre czy złe, ale że to Alphaville....to jest o czym dyskutować. Mnie się płyta generalnie nawet podoba, lubię głos wokalisty, nie wnikam jak mocno poprawiony w studiu nagraniowym ale jest OK. I tak jak Ariana - przyzwyczajam się do tej płyty, sorry za wyrażenie - orgazmu przy jej słuchaniu nie dostanę, ale fragmentami fajnie pieści ucho a i całości można posłuchać. Naprawdę - mogło być gorzej, doceńmy to !
Tomasz

wtorek, 23 listopada, 2010  
Blogger VollmondArt said...

Mówcie co chcecie, a mnie się podoba. Oczywiście najpierw ją sobie przesłuchałam z torrentów, co by nie kupować kota w worku (ale obiecałam sobie słuchać pobieżnie, żeby mieć niespodziankę) no i właśnie ją zamówiłam, czekam aż mi przyjdzie do domu. Do tego zamówiłam jeszcze inną, o podobnym tytule-'Cath the fall" Dolphin Bros., ale z 87 roku:-) No i prezent na gwiazdkę już mam. Miło, że mój gust co do bajecznego Call Me się z niektórymi pokrywa. Radia słucham od przypadku, wiec czuję się jak w niebie, gdy np. stoję w kolejce w sklepie albo wracam ze studiów autobusem i slyszę 'I die 4 u 2day' Bo co innego myślą ludzie którzy młodzież tworzyli w 80-tych, a co innego ja, która znam i ubóstwiam AV dopiero od końca gimnazjum (czyli dopiero 3 i pół roku) Po nielubianym przeze mnie 'Salvation' AV mnie już raczej do siebie nie zrazi;-)

poniedziałek, 06 grudnia, 2010  
Blogger gjon said...

Dla pełnego obrazu warto podkreślić, że jej współproducentem jest Sebastian Komor, którego pole działania artystycznego łatwiej dostrzec poprzez muzykę takich grup jak Icon of Coil czy Monofader (info za Motylem: http://www.klub80.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=11815)

piątek, 11 lutego, 2011  
Blogger Unknown said...

nowy album alphaville - kicz do potegi trzeciej. muzyka na wesela, a raczej do remizy z lat 80.

wtorek, 05 kwietnia, 2011  
Blogger RObert POland said...

P, mamy ubaw po pachy z twoich (twoich oczywiście z małej litery) komentarzy.
Mylisz poza tym czysty staroszklolny synthpop z indie elektroniczną muzą.

To nie blog dla ciebie. Spadaj

wtorek, 05 kwietnia, 2011  
Blogger palkoff said...

Po przesłuchaniu albumu "Salvation" gotów byłem przyznać rację panu P., którego lekko chłostał Gospodarz blogu. Urodziłem się w 1972 roku, a Alphaville było dla mnie objawieniem, zwłaszcza dwie pierwsze płyty. To na nich uczyłem się angielskiego (choć z marnym skutkiem - ale teraz jestem anglistą tłumaczem). Słucham kolejny raz płyty "Catching Rays.." i staram się żywić ciepłe uczucia dla Mariana, którego czas i geny zamieniły w tłuściocha, do którego zupełnie nie pasuje głos, który znamy z "Forever Young" i "Afternoons in Utopia". Liczyłem, że Gold odnajdzie swoją poważną ścieżkę i będzie rozwijał się w takim kierunku w jakim poszła płyta "Prostitute", która jest według mnie swoistą perełką. Po tej płycie nie usłyszeliśmy nic powalającego na kolana od Mariana. Spójrzcie na Depeche Mode, którzy nadal trzymają formę. Wracając do "Catching..." - rzeczywiście nie jest to całkiem zła płyta, poza naprawdę obciachowymi piosenkami typu "The things I Didn't Do" czy "Call me", z pozytywnym wskazaniem na utwory "Call me down", "Gravitation Breakdown", "I Die for You Today" czy przepiękna "Miracle Healing". Myślę, że Marian powinien zająć się bawieniem swoich licznych wnuków z kilku pań czy rozpamiętywaniem czasu, gdy był o 30 kilogramów młodszy... Pozdrawiam fanów.

sobota, 09 lutego, 2019  

Prześlij komentarz

<< Home