wtorek, 14 grudnia 2010

Old Romantic ?

   
Duran Duran - All You Need Is Now

Simon LeBon
Nick Rhodes
John Taylor
Roger Taylor


Zespół Duran Duran osiągnął w swoich latach istnienia właściwie wszystko. Widnieli na pierwszych stronach gazet, poczuli smak sławy, zwiedzili kawał świata... póżniej coś pękło. Sukces zaczął ich przerastać i męczyć. Doprowadziło to do tego, że panowie spędzając większość czasu razem, nie mogli w końcu już patrzeć jeden na drugiego, co doprowadziło do rozłamu w zespole.

Po tworzeniu muzyki opatrzonej łatką ,,new romantic", płynnym przejściu do muzyki pop, Duran Duran zapragnęli  się ,,rozwijać artystycznie", co spotkało się z mieszanymi uczuciami  u krytyków i u słuchaczy. ,,Notorious" w swojej zawartości brzmiał bardziej ,,amerykańsko", co uwydatniło się w nagraniu ,,Skin Trade", gdzie  Simon Le Bon brzmi jak  Prince. Po ukazaniu się Notorious magazyn Rolling Stone napisał: "W poszukiwaniu dojrzałości muzycznej, Durans  stracili dużo ze swojej tożsamości."

W latach 90tych grupa wydawała płyty z różnym powodzeniem - godnym uwagi jest ,,The Wedding Album" z 1993 roku, póżniej już bywało ,,średnio", poczynania zespołu nie zwracały na mnie już szczególnej uwagi, aż do płyty All You Need Is Now.

Album ten to dla Duran Duran  ,,być albo nie być" w muzycznym biznesie. Po niezbyt chwalonym Red Carpet Massacre, zespół poważnie się zastanawiał, czy w ogóle jest jeszcze sens się ,,w to bawić", bo nie ma co ukrywać - Duran Duran powoli znikał z rankingów i list przebojów.

Perkusista Roger Taylor powiedział w wywiadzie dla ,,Daily Star", że All You Need Is Now to płyta bardzo ważna dla całego zespołu, ponieważ może być (chyba w razie niepowodzenia - ROb) ostatnią w ich karierze. A więc jak już odejść to z płytą, która nie byłaby gwożdziem do trumny.

Tak naprawdę, to zespół nie ma właściwie nic do stracenia - już wszystkie wzloty i upadki jako gwiazdy pop przeżyli. Sprzedali więcej płyt niż Kwinto zjadł kotletów, nic więc nie stało na przeszkodzie, by na luzie zagrać po prostu to, od czego zaczęli - staroszkolny new romantic. A może  powinno się to teraz nazywać ,,old romantic", bo i muzyka już nie brzmi nowatorsko a muzycy lekko posiwieli i przytyli.
Niektórzy uśmiechną się z politowaniem, mówiąc ,,Panowie, dzisiaj już się tak nie gra". Ale czy to wystarczający zarzut? Wydaje mi się, że  u artysty priorytetem jest szczerość. Że to, co prezentuje, naprawdę lubi i nie zmusza się do tworzenia czegoś, co go tylko skompromituje i stanie się obiektem ciętych artykułów. Dopiero, gdy muzyka zabrzmi przekonująco, wiarygodnie, wtedy znajduje uznanie u nas, słuchaczy, którzy w swoich ocenach potrafią być bezlitośni, gdy ktoś gra nie tak, jak nas do tego przyzwyczaił.

W muzyce ,,new romantic" wszystko zostało już powiedziane i przedstawione na wszelkie możliwe sposoby. Mimo tego w ostatnich miesiącach tego roku zaczęły się dziać jakieś dziwne rzeczy. OMD ze swoim History Of Modern, ,,koncertowe" Yazoo,  Alphaville (może nie staroszkolnie, ale nadal syntezatorowo), oraz nie wydane jeszcze, ale oczekiwane najnowsze Blancmange oraz  Human League zmuszają nas do myślenia, czy przypadkiem nie zaleje nas niedługo potop ,,dinozaurów synthpopu i noworomantycznego grania". Jednak wątpię, by w tym temacie nastąpiła jakaś rewolucja - stawiałbym bardziej na chwilową modę, w stylu ,,łap okazję, póki trwa zainteresowanie".

No tak, ale miało być o All You Need Is Now.
Poza zespołem, wielkie brawa należą się producentowi o nazwisku Mark Ronson, który stworzył płytę w stylu lat osiemdziesiątych. A więc - tylko dziewięć nagrań, niczym w RIO  ( oczywiście w tej wersji internetowej, ponieważ wydanie CD będzie miało jeszcze trzy nagrania dodatkowe), oraz zupełny brak ,,loudness war", przez co muzyka ,,nie kłuje" nas w uszy.

,,To najlepsza płyta jaką stworzyliśmy od dwóch dekad" - powiedział Nick Rhodes, a ja jeszcze niedawno uśmiechałem się ironicznie, mówiąc: ,,Takie teksty szokowały mnie jak miałem dziesięć lat, teraz mam trochę dystansu do pochwał, które są niczym innym, jak reklamą, nawet jeżeli jest to gniot stulecia".

Muszę przyznać, że mimo swojej wtórności, ciężko cokolwiek tu znależć, by mieszać Duransów z błotem. Większość słuchaczy (którzy pamiętają czasy, gdy Duranies debiutowali) właśnie takiej płyty chciała. ,,Dajcie nam drugie Rio!" ,,Skończcie z eksperymentami!" wykrzyknął z pewnością niejeden fan.
Z tego, co zdążyłem wyczytać, większość recenzji jest przychylnych zespołowi. Chociaż to nie jest Rio (po paru przesłuchaniach stwierdziłem, że jednak trochę brakuje AYNIN by dorównać tej klasycznej płycie), to i tak słucha się tego nieżle.

Do pierwszych trzech nagrań nie mam zastrzeżeń - a do Being Followed wcale - dla mnie najlepszy, najbardziej przebojowy numer na płycie. ,,Rozmydlenie" zaczyna się właśnie po tym nagraniu - Leave A Light On trochę buja w obłokach, a Safe strasznie drażni i nie pasuje do całości płyty.
The Man Who Stole A Leopard - kiedyś w komentarzach DD rozmyślaliśmy z Romance, czy uda się zespołowi stworzyć coś na miarę Save A Prayer - ja dodałem, że nawet nie myślę o czymś w stylu The Chauffeur i... proszę, jaka miła niespodzianka. Może nie ma tej piorunującej siły , co wspomniane wyżej dwa klasyki, lecz i tak posiada klimat (dżwięki są mocno stworzone na bazie The Chauffeur). Nie wszystkim jednak się to nagranie podoba (jeden z komentatorów w poście zapowiadającym tą płytę uznał nagranie za strasznie irytujące). Jeżeli byłbym osobą odpowiadającą za układ płyty, to nagranie wziąłbym na zakończenie. Chociaż wtedy całkiem kojarzyłoby się to z Rio... Natomiast Runway Runaway ustawiłbym jako utwór numer 4. Na zakończenie pozostaje nam Before The Rain - nasycona posępnym marszem w deszczu nostalgia, po której właściwie ważą się losy Duran Duran. Być albo nie być w muzycznym świecie? Słuchacze już osądzają. Mnie zaskoczyli pozytywnie.

                          Image kontrolowany
  
Tak jak The Rolling Stones mieli dług wobec Bo Diddleya i Chucka Berry`ego, tak i my zawdzięczamy wszystko Roxy Music. Nie mieliśmy intencji stać się zespołem z Factory Records. Nie szukamy współczucia - szukamy przebojowych piosenek. W przemyśle rozrywkowym odgrywamy rolę, która od dawna była potrzebna - rolę dostawcy radości.
  -Nick Rhodes (Melody Maker 1982)

Nick Rhodes i John Taylor dorastali mieszkając obok siebie w Hollywood. Jednak nie tym słynnym Hollywood w stanie Kalifornia. Tak samo nazywa się przedmieście w Birmingham.
,,Od samego początku wiedziałem, że Nick Rhodes chce działać w muzyce rockowej. Miał ogromne ambicje" - wspomina John Taylor. ,,Miał bardzo jasne wyobrażenie tego, co chciał robić".
Kiedy Rhodes miał szesnaście lat, opuścił szkołę i kupił tani syntezator. John Taylor lubił grać na gitarze, wkrótce wspólnie z muzykiem z Birmingham o nazwisku Stephen ,,Tin Tin" Duffy, który został wokalistą i grał na gitarze basowej założyli w 1978 roku Duran Duran. Wkrótce dołączył do nich Simon Colley grający na klarnecie. Nick przyjął nazwisko Rhodes, odrzucając swoje prawdziwe Bates, wyjaśniając , że zrobił to ,,ze względów estetycznych".

Zespół narodził się w nocnym klubie Rum Runner, gdzie Nick i John byli zatrudnieni. ,,Była to klubodyskoteka, własność dwóch braci Paula i Michaela Berrow" - mówi Rhodes -,,Zawsze było pełno biznesmenów ubranych w modne koszule. Zarazem był to najpopularniejszy klub w mieście". Tam też odbywały się próby i regularne muzykowanie przyszłych Duran Duran.
Pod koniec lat siedemdziesiątych jeden z właścicieli klubu Paul Berrow wrócił z wycieczki z Nowego Jorku i natchniony tym, co zobaczył, pragnął urzeczywistnić wielkie plany. Chciał obrócić Rum Runner w Studio 54 ulokowane w Birmingham.
Bracia Berrow szybko zaproponowali zespołowi, że podejmą się zarządzania zespołem, a Rhodes się zgodził. On i menedżerowie rozpoczęli pracę nad wizerunkiem grupy. Berrow rozpoczął poszukiwania najnowszego gitarzysty oraz wokalisty ( ponieważ w międzyczasie odszedł z zespołu Stephen Duffy). Tym razem, zamiast po prostu wybierać kogoś z puli lokalnych muzyków zespół umieścił ogłoszenie w brytyjskim piśmie muzycznym Melody Maker.

Jednym z ludzi, którzy odpowiedzieli był Andy Taylor, gitarzysta z Whitley Bay, który był dopingowany przez swojego ojca, widzącego muzykę jako bardzo opłacalny wybór w karierze. Andy swoją pierwszą gitarę miał już w wieku pięciu lat, a kiedy miał lat szesnaście, wyjechał z domu zwiedzając Europę grając w różnych miejscach.

Z Andym menedżerowie spotykali się wielokrotnie, by ostatecznie zdecydować się na to, by wcielić w końcu gitarzystę do składu. Jednak nadal brakowało im wokalisty. Usłyszała to barmanka, która zaproponowała, że jej chłopak nieżle śpiewa i może go namówić na spotkanie.

,,Ten facet przyszedł w skórzanych spodniach różowego koloru z cętkami pantery, brązowej, zamszowej kurtce, okularach przeciwsłonecznych i spiczastych butach" - mówi Rhodes - ,,Powiedział wtedy: Moje nazwisko: Le Bon, a ja pomyślałem: Nie! On nie może się nazywać Le Bon!"

Le Bon studiował dramat na Uniwersytecie, w przyszłości zamierzał zająć się na stałe aktorstwem i wywodził się z klasy średniej.
,,Totalna klasa średnia" - mówił o sobie. Parę lat póżniej Simon zachłyśnięty swoim gwiazdorstwem, na pytania reporterów, jak się czuje zwykły człowiek, który osiągnął karierę, prawie arogancko odpowiedział: ,,Ja nie jestem z klasy robotniczej!"
Nigdy jednak nie sądził, że związek z Duran Duran wypełni mu resztę życia. ,,Myślałem, że to było hobby. Póżniej zdałem sobie sprawę, że to biznes. Czysty biznes."
 Aby sfinansować trasę koncertową dla Duran Duran, Michael Berrow musiał sprzedać swój dom. Na szczęście tournee się opłaciło, ponieważ różne wytwórnie płytowe zwracały uwagę na zespół z Birmingham. Już jesienią 1980 roku grupa miała podpisaną umowę z EMI Records. W lutym 1981 roku został wydany ich pierwszy singel ,,Planet Earth". Osiągnął dwunastą pozycję na brytyjskiej liście przebojów, niewątpliwie przyczyniło się wciąż rosnące w tym czasie zjawisko ruchu ,,new romantic", rozdmuchane przez Visage oraz Spandau Ballet - chociaż łączenie tych zespołów było czysto przypadkowe. Niemałą rolę odgrywał oczywiście image zespołu - falbaniaste koszule, wytapetowane twarze i połączenie Bowiego z Roxy Music nasuwały skojarzenia z ,,Blitz Kids".
,,Może powinniśmy na koncertach nosić maski" - powiedział Nick Rhodes, zapytany czy dużo fanów słucha Duran Duran tylko ze względu, że dobrze wyglądają. Po chwili dodał: ,,Zresztą nie gramy muzyki dla trzydziestoletnich urzędników bankowych". 

Nick, John, Roger i Simon

Członkowie Duran Duran w latach osiemdziesiątych jasno określali swoją muzykę, jako muzykę taneczną.  Łączyła w sobie rytmy disco z energią i witalnością klasycznego rock and rolla. Jednak wielu uważało, że  Duran Duran to zespół płytki, prosty, a nawet artystycznie bezwartościowy. Obecnie zespół złożony jest z czterech muzyków - z tego ,,właściwego" składu nie ma Andy Taylora. Przyjrzyjmy się aktualnej czwórce zespołu.

NICK RHODES

Poza tym, że jest współtwórcą  Duran Duran,  klawiszowiec Nick Rhodes był odpowiedzialny za wiele innych aspektów związanych  z zapewnieniem grupie sukcesów. Medioznawca i sprytny biznesmen szybko stał się rzecznikiem od spraw zespołu i często udzielał wywiadów. Nawet, jeżeli nie promował swojego zespołu, dzielił się swoją wiedzą z innymi grupami. Był współproducentem przeboju ,,Too Shy" zespołu Kajagoogoo, i chcąc nie chcąc, właściwie stworzył konkurencję dla Duran Duran. ,,Muszę być szalony" - przyznał wtedy. Niemniej jednak pozostali członkowie zespołu są zgodni w tym, że Nick to wieczny optymista i zawsze stawiał grupę na nogi w trudnych czasach.

JOHN TAYLOR

Kumpel Nicka, John Taylor, jest najbardziej kontrowersyjnym rzecznikiem w zespole. Podobnie jak Nick jest optymistą, pragnie, by takie nastroje towarzyszyły w ich piosenkach. Jak mówi ,,Ostatnią rzeczą na świecie byłoby to, byśmy kiedykolwiek śpiewali o złych czasach. Chcemy być zespołem, który wciąż gra, gdy Titanic idzie na dno".

Nick i John w początkowym okresie działalności zespołu często spędzali czas w klubie nocnym o nazwie Barbarellas. Z tego też powodu postanowili nazwać zespół od imienia postaci z filmu z lat sześćdziesiątych ,,Barbarella"  (Durand Durand). Drugą nazwą dla zespołu był Raf, ale zgodzili się, że Duran brzmiało przyjemniej dla ucha.

ROGER TAYLOR

Wkrótce po nazwaniu zespołu Duran Duran, zespół dobiera sobie następnych muzyków. Jako perkusista zostaje wybrany Roger Taylor (który nie ma nic wspólnego z Johnem Taylor). Roger rozpoczynał muzyczną karierę w punkowej kapeli, jednak szybko otrzymał miejsce w Duran Duran. Często uważano, że ,,nie pasuje" do zespołu.
,,Człowiek - zagadka" mówi o sobie, że  zawsze w życiu był spokojny.,,W szkole byłem tym dzieciakiem, który siedzi z tyłu klasy i nic nie mówi. Nie jestem naturalnym ekstrawertykiem". Roger nie lubi wywiadów i wydaje się być całkowicie zadowolony, gdy reszta zespołu mówi za niego.

SIMON LE BON

Ostatni rekrut to oczywiście Simon Le Bon, wokalista Duran Duran. Na pewno sporo przyczynił się do sukcesu zespołu zarówno jeżeli chodzi o śpiew jak i o niezły wygląd. Jednak nie marzył o tym, by przez resztę życia być piosenkarzem. Już jako pięciolatek brał pierwsze lekcje aktorstwa, które doprowadziły go do występu w reklamie.
Zwerbowany na przesłuchanie przez barmankę w Rum Runner stawił się punktualnie, jednak po pierwszym przesłuchaniu ,,jurorzy" :) nie byli pod wrażeniem tego, co usłyszeli.
,,On brzmi okropnie" - powiedział wtedy Nick Rhodes - ,,Jak ministrant".
Prawdą jest, że Simon Le Bon rzeczywiście był ministrantem w lokalnym kościele parafialnym.
Mówi, że jednym z głównych czynników przyczyniających się do jego zainteresowania muzyką i pragnienie sukcesu było zdobycie szacunku od swojego ojca. Simon jest też największym filozofem w zespole. Zawsze zachęca ludzi do wiary w swoje możliwości. ,,Apatia to najbardziej destrukcyjna rzecz, jaka może spotkać człowieka. Pozytywna postawa jest o wiele bardziej korzystna".
Jego pozytywne myślenie, które znalazło swoje odbicie w tekstach piosenek Duran Duran  niektórzy uważali za wręcz dziecinne, lecz Simon zawsze odpowiadał: ,, Dlaczego miałbym pisać piosenki, które są trudne do zrozumienia"?

10 Comments:

Blogger TOM said...

Rob !
Zacznę tak - czekałem na Twoją reakcję na nowe dziecko Duranów.
Dzięki Wojtkowi poznałem nową płytkę...i pierwszy utwór, myślałem, co za gniot, jakieś hałasy, w każdym razie to nie to. Drugi utwór, dużo lepiej, 3 i 4 od razu wpadły mi w ucho - Being Followed i Leave A Ligtht On już chodzą na okrągło. A dalej jest taki DD jakiego oczekiwałem, ba - jak kapele będą tak "wracać" to ja wszystkimi kończynami jestem za. Jestem z tych słuchaczy którzy oczekiwali stary, dobry Duran bez ambicji na stworzenie "epokowego" dzieła. Choćby Girl Panic jest takim kawałkiem, kwintesencją ich stylu - tego oczekujesz i wiesz że tak powinni grać. Ja dostałem to co chciałem - jesteś pewien że to na pewno nagrali w 2010 roku, ja zaczynam mieć wątpliwości, nie jest to jakaś zagubiona płyta, 3 czy 4 w dyskografii ?
He he, i jeszcze jedno - fajnie że sam byś ułożył płytkę trochę inaczej, ciekawe, jakby tak poprzesuwać ten czy inny kawałek w innej kolejności - muszę jeszcze trochę pomęczyć płytkę. Dzięki za "wypasionego" posta - miło poczytać.
Z innej beczki -posłuchałem kilka razy nowych Red Boxów - też trafili w moje nastroje. Ten rok jest Ok to mało powiedziane, jest dobry ! Będzie trudno ułożyć listę ulubionych płyt roku i dobrze.
Pozdrawiam
Tomasz

wtorek, 14 grudnia, 2010  
Blogger RObert POland said...

Ja już miałem tak pięknie ułożone TOP 10, które niedługo zaprezentuję, nagle wyskoczyli Duran Duran i całą listę szlag trafił :)

Trochę będę musiał poprzestawiać pozycje, no i niestety parę płyt znajdzie się poza dyszką - ale to dobrze świadczy, że w tym roku wyszło więcej niż dziesięć nowych albumów do posłuchania( reedycji starych płyt nie wliczam).

Odnośnie pierwszego - tytułowego nagrania Duran Duran - on tak się ,,żle" zaczyna - za to refren jest w starym stylu Duranów.

ROb

wtorek, 14 grudnia, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

he ;o) pierwszy numer mi kojarzy się nieodparcie z Medazzaland, potem mamy już stare DD z trzech pierwszych albumów - Runaway mógłby znaleźć sie na Seven ;o) Nie zgadzam się z tym, że "teraz się tak nie gra" - teraz właśnie się tak gra i dlatego DD chwytają swoją szansę.
p.s. bankowo nie gra się tak jak to zrobił Marian z nowym Alphaville. To jest właśnie mega frajerski jakiś euro trash ;o) Zgadzam się z jednym z kolegów komentujących, że piaty numer - Safe nie pasuje do tego albumu. Nigdy nie zapomnę pierwszego odsłuchania tego numeru - kawałek zaczyna się jak "Joyride" The Killers - łeb w łeb! Jeden z najlepszych numerów The Killers z ostatniej studyjnej płyty - wyjęty jakby żywcem z Rio ;o) Istnieje też tzw. Night Mix tego numeru wzorowany totalnie - zaaranżowany jak stare mixy DD - sądziłem, że DD puszcza teraz z kolei oczko do Killersów - niestety numer w dalszej części się rozmywa ;o(

czwartek, 16 grudnia, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

Slucham tych nowych Duranow od kilku wieczorow i sa to przyjemne chwile.Dawno nie mieli tak dobrej piosenki jak Being Followed... Chyba od czasu Electric Barbarella z niedocenionego albumu Medazzaland. Chlopcy wrocili do korzeni, do melodi, nostalgi, nutki melancholi - do tego za co stali sie symbolem lat osiemdziesiatych. Pytanie po co odchodzili od tych korzeni ? Po co im byly te wszystkie nudne plyty gdzie na sile czlowiek staral sie cos znalezc albo wmowic sobie ze jest ok. Nie bylo...
Jesli mialaby to byc ostatnia plyta Duranies to zatoczyli piekne kolo = wyszli z deszczowego angielskiego domu, zwiedzili muzyczne swiaty i do domu wrocili...
Dla mnie plyta roku.

sobota, 18 grudnia, 2010  
Anonymous Anonimowy said...

TAK, ALE BEING FOLLOWED MA RIF GITARY SCIAGNIETY NIEMAL ŻYWCEM Z A FOREST THE CURE
ROMANCE

sobota, 18 grudnia, 2010  
Blogger peiter said...

Nikt już nie przeczyta? To nic. Musiałem napisac, chodziło to za mną i chodzilo. Po dwusetnym pzresluchaniu nowych Durans mam już pełen obraz. Jadziem.
Na poczatek mocno, wycie syntezatora jak w "bigbang generation", zwrotka, riff na gitarce i.... REFREN... R E F R E N jak za dawnych czasów! Bomba. Bomba do której sobie podśpiewujemy refren z "the reflex". Bo cała płyta to chytry inteligentnie spreparowany zbiór megamaterialu pelnego pzremyslanych wtrętów, watków, tropów - prowadzących do DD's 80's. Pierwszy kawałek rozkłada na łopatki, zwlaszcza 3 refren - niezdzieralne gardło Simona plus nieco elektroniki i jest max.
Następnie BlaeTheMachines - funty "aforest" Kjurów, nowofalowy chłód i motoryka - teraz juz wiem, to moglby być jeden z lepszych kawalków na pierwszej płycie DD. nie jest tak przebojowo jak w pierwszym kawałku- jest nowofalowo. I tak ma być. Bardzo mocna 3 zwrotka - ta z damska recytacją - mocno, dynamicznie... a tak przy okazji... wsadzić tam voc Kim Wilde i mamy coś z czasów "select".
"Beying Followed" - Nie bylo jeszcze o gitarkach? Są gitary, wrócily i stylu tudzież szorstkości dodają. jeszce zeby Andy.. ale milcz serce i tak jest swietnie. Zwrotka , mostek plus kapitalny refren z czasów Rio. Znowu 10pkt na 10 możliwych.
"Leave A Ligt On" - kolejny killer, choć nieprzypadkowo w sieci już krążą mixy i mash upy tego kawałka z "save a payer". Pieknie syntezator starym moogiem zapodaje. Pięknie.
"Safe" - chm... bity techno z 89 plus atmosfera funkowa z czasow "notorious". Jak dla mnie - po 4 kilerach słabszy moment.
"Girl Panic" - a wsadzic to na "tigera" :) takie troszke "unionofthesnake" pomieszane z "ofcrimeandpassion", dobry mostek i mocny hałaśliwy tigerowaty refren - o własnie - typowy hałas a'la 3 plyta.
"The Man Who Stole A Leopard" - gdzies określono ten numer jako "denerwujący" - i coś w tym jest. Powiem tak: intryguje, zaciekawia. mnie jeszcze do końca nie pzrekonał. Dałym 8 na 10.
"Runaway Runaway" - ten numer ma jedna wadę - jest za krótki. Jest radocha, wakacyjny klimat, pięknie gra sekwencer zupelnie jak w... ha ha ... nawet zwrotke sobie mozna pośpiewać: "Runaway" to dziecko "HungryLikethewolf" i gluchy tylko sie nie pozna. Znowu super REFREN. Gitarka pięknie gra. Tak Rok 82 i wakacje.
A jak 82 to "chaffeur"... i tu pzrechodzimy do " Before The Rain" ktory jest oczywistym krewnym "chaffeura", mogliby chociaż dac inny automat perkusyjny :) ale co tam: 9 na 10 bo jest dobrze. I to przyspieszenie wśrodku - ładnie.
Bonus? "Mediterranean" - słuchajac odczuwam daleka koincydencję z "amatteroffeeling" w sensie klimatu - bo dźwięki brzmia swierzo. Dobry kawałek.
Reasumując - wrócily melodie, wróciły gitary, wróciły szybujące stringsklawisze, wrócily megarefreny, wróciła dynamika. Wrócilo "DD" "Rio" i "Tiger" - co mi osobiscie nie przeszkadza. LeBon w swietnej formie wokalnej. Kawałki nr 1,2,3,4,7,8,9 dobrze wróżą na przyszlość. Powodzenia panowie. Cieszesię ze Wam się chciało - bo niczego juz nie musicie udowadniac. Potraficie.

sobota, 15 stycznia, 2011  
Blogger RObert POland said...

"The Man Who Stole A Leopard" - no nie mam pojęcia dlaczego niektórzy na niego psioczą... mnie przekonuje, chociaż to taka ,,podróba szofera".

Podobno wydawca szykuje niespodziankę w wydaniu CD (podobno bonus tracków będzie więcej, niż planowano).
Nawet, jeżeli dorzucą tylko jedną piosenkę więcej, niż planowali to i tak już będzie kolejny plus.

Cóż, taką płytę faktycznie warto zakupić, nie zadowalając się plikami mp3 z sieci.
Tak między nami - zauważyliście, że te mptróje AYNIN są trochę ,,skopane"? chodzi mi o te mikrosekundowe przerwy (jedna na jeden utwór), osobiście wyłapałem je w niektórych nagraniach. Wszyscy tak macie? :)

Poza tym Mediterranea - to nagranie z pozoru nie pasujące do płyty po paru przesłuchaniach okazuje się bardzo dobrym nagraniem, to świadczy o powrocie Duran Duran do formy, skoro nawet ,,drugoplanowe" nagrania brzmią fenomenalnie.

Oby ta moda na powroty trwała i pociągnęła za sobą jak największą grupę oldboyów - a co za tym idzie, kto wie,. może i młodzi wykonawcy w końcu spojrzą inaczej i przerzucą się na tworzenie zgrabnych pop-rockowych nagrań - choć niektórzy już wyczuli klimaty i to robią.

sobota, 15 stycznia, 2011  
Blogger peiter said...

Po pierwsze - przepraszam za pisownię i ortografię, to z emocji :)
Po drugie - też mam te mikrosekundowe przerwy, zawsze gdzieś na poczatku kawałka. Tym bardziej popędzę po CD - z przyjemnością.
Po trzecie - piszesz, że "Leopard" jest szoferowaty. Dla mnie "Before TheRain" jest szoferowaty do kwadratu :)
Ta płyta mi siedzi w głowie, jak dalekie wspomnienie lat młodych a naiwnych wczesnego Jaruzela :). Poza tym to się Duranom z mojej strony należy; ze strony sceptyka, który się był do Rhodesa & co po latach przekonał i pokochał prawie, ktoren się jak dziecięcie cieszyl z Astronauta w lineupie oryginalnym i broni DD’s przed młodocianymi swawolnikami plwającymi na onych i z uporem na emeryturę onych wysyłajacemi.
Jest dla mnie fenomenalne, ze zespół z taką historią, pełną meandrow, rynkowych wzlotów i upadków, z totalnymi wycieczkami wpoprzek oczekiwań typu "madazzaland" i "masakra" ciągle wraca na cokoły. Czy to "Wedding Albumem" (ktorego osobiscie nie lubię), czy to "Astronautą" czy też - oby! - "AYNIN". Bardzo trzymam za nich kciuki przy tym powrocie, producent producentem, ale kawałki panowie piszą SAMI - co nie jest już dzis regulą. Moim zdaniem zakasowali cale to (umownie nazwijmy) niuromantyczne towarzystwo. No moze jeszcze OMD, ale OMD przesadziło z autoplagiatowaniem i z kraftwerkiem, nie wiem tez jak im się rynkowo powiodlo, ale chyba nie za bardzo.

sobota, 15 stycznia, 2011  
Anonymous Anonimowy said...

Witaj o Wielki Robercie i reszta fanatyków new romantic lub DD- news właśnie teraz jest sobota ..12 .luty na radiowej trójce będzie emitowany wywiad z DD w cxos pomiedzy 17-1900....na początek dali utwór z najnowszej lp zespołu u wspominali o prezencie walentynkowym ...???? bywajcie ja słuchm a wy ...???? pewnie informacje aż tak szybko się nie rozchodzą ....bynajmniej odemnie ....byos Johan 1967 z Gdyni

sobota, 12 lutego, 2011  
Anonymous Anonimowy said...

w radio-u, na 3 trójce -nowy wywiad z DD -sob .12 .luty 17-19 johan1967 Gdynia pozdrawiam -polecam bloggowiczom

sobota, 12 lutego, 2011  

Prześlij komentarz

<< Home