sobota, 26 maja 2012

ULTRAVOX: Przebudzenie lunatyka

Zamiast wstępu
---------------------
Sleepwalk... ile to już lat minęło, gdy po raz pierwszy usłyszałem to nagranie i rzuciło mną o ścianę. Cały dotąd poukładany świat 11 letniego dzieciaka, karmionego przez rodziców muzyką prezentowaną w ,,Lato z radiem" oraz włoskimi przebojami został przewrócony do góry nogami przez nagranie zespołu Ultravox.
Kwartet ten i ich album Vienna zmienił całkowicie moje podejście do muzyki. Chociaż (jak na małoletniego brzdąca) wcześniej już usłyszałem ,,Are Friends Electric" Gary Numana, to jednak nie jego muzyka stała się punktem zwrotnym w decyzji, czego będę słuchać przez resztę swojego życia.

Muzyka europejska czy new romantic?
-------------------------
Chyba wszyscy fani Ultravox znają historię grupy i podejście Midge Ure`a do tego, jak zapatrują się na przypinanie łatki ,,nowi romantycy" do ich muzyki. Midge woli, by określać to, co tworzą, jako ,,muzykę europejską", chociaż nie znam innych, bardziej uduchowionych i romantyczno - poetyckich wykonawców od Ultravox. Human League z początku był zbyt ,,brudny" , zimny i mocno futurystyczny w swoim wyrazie, podobnie jak Numan. OMD natomiast miał parę wzniosłych kompozycji na ,,Architecture and Morality", póżniej starali ułatwić sobie życie, kierując się w stronę muzyki pop.
Ultravox genialnie wypracował sobie swój styl grania - zaczynając od brzmienia instrumentów klawiszowych, poprzez ,,miauczący syntezator" (kiedyś myślałem, że to gitara w solówkach! :)) Odyssey ARP i wiolonczelę Billy`ego Currie aż do niepowtarzalnego, chwalonego przez krytyków głosu ,,nowego" wokalisty zespołu Midge Ure`a.
Oczywiście, zdarzały się także głosy krytyczne - chyba najpopularniejsze określenie to ,,Kraftwerk dla ubogich". O ile jednak w Kraftwerk mamy surowy szkic, to w muzyce Ultravox otrzymujemy już emocje, wiosenny romantyzm, oraz rockowe brzmienia, zgrabnie zespojone w całość.
Jak już kiedyś napisałem na blogu, gdy po raz pierwszy usłyszałem album ,,Vienna", nie przypadła mi ta muzyka do gustu. Byłem wychowywany przy muzyce lekkiej, łatwej, przyjemnej a muzyka rockowa jakoś skrzętnie mnie omijała. Oczywiście wiedziałem dzięki ciotkom i wójkom, że istnieli Elvis Presley i The Beatles, lecz wciąż nie czułem, że jest to muzyka dla mnie. Straty w wysłuchaniu ich dyskografii nadeszły lata póżniej.
,,Vienna" po raz pierwszy była dla mnie zbyt hałaśliwa, zgrzytliwa, a najbardziej określałem ją jako ,,dziwną, prawie że heavy-metalową" muzykę. Co prawda, wczesny Ultravox! wywodził się z okresu punk-rocka, jednak ja o tym nic nie wiedziałem i nie byłem przygotowany stopniowo na taki wstrząs :)
Kumpel, który miał całą płytę nagraną z radia (to były czasy, heh:)), puszczał ten album przynajmniej trzy razy w tygodniu - gdy usłyszałem ekspresję ,,Sleepwalk" i tą  elektroniczną ,,solówkę" w środku i pod koniec nagrania - zacząłem w końcu ,,czuć" tą muzykę.
 Najbardziej uwielbiałem Ultravox właśnie za te elektroniczne, ,,miauczące" sola, potem docierały do mnie subtelne brzmienia fortepianu. Początkowy zgrzyt zamieniał się po paru odsłuchaniach w porywające melodie, natomiast nagranie tytułowe, ze swoim ,,przyspieszaczem" do dziś powoduje, że mam ciarki na plecach.
Tańcząc ze łzami w oczach płaczę wspominając dawne dni mego życia
------------------------------------
Powrót Ultravox. Nie chciałem, by z tej okazji była to zwyczajna, krótka i ,,na odwal się" notka. Zespół, który przez te parę lat pomagał dzięki swojej muzyce podnieść mnie na duchu, zasłużył z pewnością na więcej.
Dokładnie pamiętam wakacje i kolonie z ,,Dancing With Tears In My Eyes". Listę Przebojów Trójki z ,,Love`s Great Adventure". Beztroskie dzieciństwo i te upały, gdy z okien leciało nagranie ,,Reap The Wild Wind". Do cholery, dlaczego to wszystko przeminęło? Ludzie pozamykali się w sobie, zaczęli dzielić muzykę na ,,lepsza - gorsza", z czego nasz ,,new romantic", został obecnie zepchnięty  do jakiegoś pieprzonego undergroundu, chociaż może to i lepiej, bo sępy z wytwórni chciałyby raz jeszcze  ocalałe cudem resztki skomercjalizować.
Tak z początku krytykowany przeze mnie internet stał się wybawicielem dla wielu gatunków muzyki. Także dla muzyki lat osiemdziesiątych. Nie wiem, czy bez niego wiedziałbym, co poczynają obecnie np. Nik Kershaw, lub Howard Jones. Działa to oczywiście także w drugą stronę - muzycy dzięki internetowi nie są przez to całkowicie zapomniani i nie chodzą w dziurawych spodniach i rozwalonych butach.
Także społeczność internetowa, zakładająca sentymentalne strony, fora oraz blogi o tematyce lat osiemdziesiątych (nie tylko o muzyce z tamtych lat), przyczyniła się do tchnięcia nadziei wielu muzyków, że nie są na straconej pozycji i ludzie o nich pamiętają.

Gdybym był... ponownie w Ultravox.

------------------------
My, stare pryki (ROb, mów za siebie :)) pamiętamy, jak muzyka new romantic przemijała i od roku 1986 wszystko już stawało się coraz słabsze w wyrazie. Zespoły z syntezatorami  wypalały się twórczo, nie licząc Depeche Mode, którzy nadal wydawali świetne albumy i wypracowywali w pocie czoła swoje charakterystyczne brzmienie (kto wtedy sądził, że będą mieli aż tylu naśladowców, łapka w górę :))
Pod koniec roku 1985 Midge Ure wydał swój pierwszy, solowy album ,,The Gift". Wtedy jeszcze nie było żadnej mowy o oficjalnym odejściu wokalisty z zespołu. Hit ,,If I Was" był numerem jeden na angielskiej liście przebojów, co nie udało się dotąd  zespołowi Ultravox. Nawet singel ,,Vienna" NIE był numerem jeden (a ,,zaledwie" dotarł do pozycji drugiej) - zupełnie nie rozumiem niektórych, co to wypisują w necie takie informacje.
Album, jak zapewniał Ure, miał być jedynie ,,oddechem" przed następną płytą Ultravox. Oczekiwania były spore. Może zbyt wiele oczekiwaliśmy po zespole, który w tamtym okresie chyba już to, co miał do powiedzenia po prostu powiedział wszystko. Płytę ,,U-Vox" poprzedzało nagranie ,,Same Old Story", natomiast cały album (nagrywany właściwie już bez Warrena Cann, którego zastąpił Mark Brzezicki z Big Country) przeważnie otrzymywał negatywne opinie.
Pomimo całego biadolenia ,,U - Vox" posiada  mocne punkty: ,,All Fall Down", ,,All In One Day" czy ,,Dream On", lecz do dziś przez wielu słuchaczy uznany jest za najsłabszy album Ultravox nagrany z Midge Ure.
Nie obyło się też bez światowej trasy (pożegnalnej), w której zespół odwiedził nawet Polskę, a na koniec Ure powiedział, że odchodzi z Ultravox i poświęca się karierze solowej. ,,Nigdy więcej Ultravox"? Bynajmniej.

Powrót do raju
--------------------
Wiele wody w rzece upłynęło, by w końcu pan Midge zdecydował się wskrzesić stare dobre czasy i ponownie stanąć ramię w ramię z Billym Currie, Warrenem Cann oraz Chrisem Cross w 2009 roku. Trasa koncertowa oraz wydawnictwo DVD ,,Return To Eden" dały pokaz temu, że ,,stary człowiek i może", bijąc na głowę wszystkich gówniarzy stękających cośtamcośtam w MTV.
Lecz prawdziwa bomba wybuchła w styczniu 2011 roku. Do publicznej wiadomości podano, że w trakcie trasy koncertowej zaczęto na poważnie myśleć o nowym albumie Ultravox i to z Midge Ure w roli wokalisty! Było to wielkie zaskoczenie dla fanów. Nie obyło się bez obaw - pamiętający album ,,U - Vox" mówili, czy  lepiej już nie niszczyć ,,legendy" i zostawić to wszystko tak, jak było do tej pory.
Jednak Ure i reszta byli tak pełni optymizmu, że faktycznie musiało być coś na rzeczy. W lipcu 2010 roku odbyło się spotkanie zespołu, na którym wszyscy zdecydowali się na wydanie całkiem nowego materiału.

Brylant przy którym bledną wszystkie gwiazdy
--------------------
Angielskie słowo ,,brilliant" ma wiele znaczeń. Jako rzeczownik oznacza brylant, za to w przymiotniku jest to określenie jako ,,błyskotliwy, znakomity, efektowny".
Czy cała płyta zasługuje na takie miano?

Album nagrany został w Kanadzie, Los Angeles i Wielkiej Brytanii.
 "Myślę, że ta płyta jest chyba jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek zrobiliśmy", wyjaśnia Midge Ure.

Proces pisania dwunastu piosenek na "Brilliant" zaczął się, gdy Billy i Chris dołączyli do  Midge`a w swoim domu w Kanadzie.
 "Mam dom w środku lasu nad jeziorem w Montrealu i  gdy w trójkę się tam znależliśmy,  zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie  bez żadnych zakłóceń zewnętrznych napisać coś razem. To było fenomenalne przeżycie dla nas: jadłeś, spałeś i oddychałeś muzyką Nie chcieliśmy tracić impetu i natchnienia, by ta bańka twórcza zbyt szybko nie pękła."

Producentem płyty został Steve Lipson. Ure mówi, że stał się na chwilę piątym członkiem zespołu. Ostateczne brzmienie na albumie wypadło, patrząc na to ile lat upłynęło pozytywnie. Grupa nie starała się wyznaczać nowych trendów, bo przecież pionierami już są, teraz wystarczy trzymać się swojego brzmienia. Natychmiast rozpoznawalne motywy fortepianowe, epickie brzmienie, ogromne chóry, namiętny śpiew i pulsująca elektronika, jest tutaj wszystko, za co pokochaliśmy Ultravox.
Dla mnie ,,Brilliant" jest kandydatem do płyty roku, przez najbliższe dni, a nawet tygodnie będę miał co słuchać. Wiele płyt po jednokrotnym przesłuchaniu idzie u mnie w odstawkę. W tym wypadku będzie inaczej.
Minusy płyty: Do ,,Vienny" jej daleko - tam wszystko było jakby bardziej złożone, nagrania zgrabnie przechodzą ,,jedno w drugie" i naprawdę ciężko jest przeskoczyć dzieło, będące nawet na liście ,,Tysiąca płyt, których należy wysłuchać, zanim umrzesz". Porównując z drugiej strony do ,,felernego" ,,U - Vox", jest o wiele, wiele lepiej.

Pozostaje mi nic innego, jak i Wam rozkoszować się najnowszą płytą Ultravox - dla miłośników zespołu, a także słuchaczy synthpopu pozycja obowiązkowa. Dziękuję panowie, że daliście z siebie tyle dla słuchaczy, ja jestem wciąż z Wami.

PS. Album wyciekł już do sieci, obecnie wrzucam go także na swojego chomika.

45 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Nic dodać nic ująć! Robert - jesteś wielki! Pzdr

sobota, 26 maja, 2012  
Blogger RObert POland said...

Mało co napisałem o najnowszych nagraniach, ponieważ nonstop je przesłuchuję (podobnie jak i wszyscy teraz).
Nie uwierzycie, ale gdy usłyszałem nagranie ,,LIE", padłem normalnie na kolana, a myślałem, że już mnie w tym niby przesycie muzyki nic nie wzruszy.

Wracam do odsłuchu - inny mocny moment na albumie to ,,Change".

ROb

sobota, 26 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

mam już album i jestem w 7 niebie

sobota, 26 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

LIE powaliło i mnie na kolana ... to bardzo dobra płyta kurczę jeszcze gdyby zawitali do nas w ramach jej promocji

niedziela, 27 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Dzięki Robert za ciekawy i pisany prosto z serducha post:)
Dokładnie-nic dodać,nic ująć-jesteś wielki!!Pod wieloma twoimi słowami mogłabym się podpisać...
Dzięki Tobie i twojemu chomiczkowi mogę cieszyć się Brylancikiem U-voxów no i ciesze się tym jak głupia ;)
Nowe piosenki są świetne:czuć w nich przestrzeń i pasję.Jak na razie najbardziej kocham Live :)
Czekam na następne newsy :)
M.

niedziela, 27 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Naprawde dobry post bo czuc w nim szczerosc a to najwyzsza wartosc tak w muzyce jak i w zyciu... Interesujace.
Slow kilka o Ultravox... Kocham Vienne ale zawsze ta najblizsza sercu ich plyta to bedzie Quartet. Moim zdaniem bardziej romantyczna i desperacka od Wiednia ale co tu dyskutowac - jedni wola blondynki a inni brunetki...
Pewnie gdyby w grudniu 1980r nie zostal zastrzelony John Lennon to singelek Vienne bylby numerem jeden w UK a tak to ludzie kupowali Imagine... I wlasnie ten rockowy hymn zablokowal Ultravox droge na szczyt... Ale przegrac z Imagine - proroczym, wspanialym utworem to zaden wstyd.
Album Vienna zyskal status platynowej plyty na Wyspach, genialny teledysk do dzis robi wrazenie i wlasnie ten album dal chlopcom status gwiazdy...
Kiedys Midge Ure wspominal ze Vienna to po prostu wspomnienie wakacyjnej milosci za ktora sie teskni, milosci romantycznej, glebokiej, idealistycznej... Milosci ktora tak naprawde nie istnieje.
Coz, dzis zapewne wiecej osob pamieta Imagine niz Vienne i chyba to dobrze tlumaczy dlaczego wtedy w styczniu 1981r wiecej osob kupilo singel Lennona.

80sMan

niedziela, 27 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Sensacyjnie dobra płyta!!!

niedziela, 27 maja, 2012  
Blogger Unknown said...

U mnie album zabrzmiał premierowo dzisiaj w południe i mimo, że szukam wolnej chwili by posłuchać go spokojnie wieczorem z nałożonymi słuchawkami to wiem już, że jest naprawdę dobrze. W końcu przwdziwy klimat tamtej epoki a nie tylko czcze obietnice i zapowiedzi - jak choćby ostatni album Depeche Mode. Cieszę się, że w końcu ktoś zaryzykował taką płytę - bez zbędnego "unowocześniania" i ulepszania tego co znakomicie radzi sobie bez tego. Na razie to najlepsza płyta tego roku. Ja czekam jeszcze na nowe Dead Can Dance. Jeżeli wrócą do klimatów ze "Within The Ralm..." lub "Spleen And Ideal" to jestem w niebie... Pozdrawiam.

niedziela, 27 maja, 2012  
Blogger TOM said...

Co za płyta ! Warto było czekać. Już pierwszy utwór "Live" to jest to czego oczekiwałem - dynamika, znane zagrywki, przypomina mi ten czy tamten wcześniejszy kawałek U-voxów ale właśnie tak miało być. Już pierwsze przesłuchanie płyty i duuuuży uśmiech zadowolenia na twarzy. Taaak, ta płyta będzie gościć bardzo często w moim odtwarzaczu. Zgadzam się z Tobą - "Lie" powala. Bez dwóch zdań. Mój ukochany utwór na płycie. Świetne też "Hello" i "Change". Od niedzieli cieszę się nowym dziełem chłopaków z Ultravox i jak dobrze że nie spaprali własnej legendy. Głosowo Midge Ure bardzo dobrze, świetna dynamika, widać że kapela nadal czuje się dobrze w szybkich jak i tych wolniejszych kompozycjach, dobrze że to wszystko się nie rozjeżdża.
Rob, nie chcę wazeliniarstwa uprawiać ale sposób ( zresztą nie pierwszy raz, masz chłopie talent pisarski )w jaki opisałeś kapelę, ich epokowe dzieło ( Vienna ) i własne przeżycia, jak i wielu z nas, mistrzostwo. Nie mam nic do dodania. Tak właśnie większość z nas myśli, tak odbieraliśmy tę muzykę, jeśli nie od razu to na pewno za którymś tam razem. Robert dzięki za newsa - ja w oczekiwaniu na płytę trochę zaspałem przywalony trochę innymi rzeczami ale jak poczytałem post o "Brilliant" to już wiedziałem czego mi trzeba.
Dzięki
Tomasz

poniedziałek, 28 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

no to moi drodzy głosujmy na Brilliant w LP3 niech Ultravox znowu zagości na liście przebojów

wtorek, 29 maja, 2012  
Blogger Nikt said...

Zarzuciłem z ciekawości - kiedyś lubiłem słuchać Viennę - do posłuchania nową płytę zespołu.

Płyta jest bardzo nierówna. Najlepiej
wypadają nagrania które brzmieniem i pomysłem nawiązują wprost do płyty Vienna. Te utwory to "Live" "Change" - trochę za bardzo nasuwa się skojarzenie z "Sleepwalk", ale utwór bardzo dobry, dalej "Hello", "Lie" - najepsza kompozycja na płycie, oraz Satellite.
Pozostałe są co najwyżej średnie, czasem tylko dobre jak "Remembering" i "Contact" W tych pozostałych drażni mnie sposób śpiewu, taki na pół gwizdka, w dodatku nigdy bym nie zgadł że to Ultravox - ale ja nie jestem fanem grupy, ot lubię ich dwie płyty.

Nie byłby źle gdyby płyta zamiast 12 nagrań liczyła np 9 nagrań czyli około 40 minut, byłby 4 bardzo dobre nagrania, 2 dobre i 3 trochę słabsze. Całkiem przyzwoicie, zważywszy na charakter
wydawnictwa, czyli zmartwychwstanie po wielu latach.
Ale niestety nie liczy, i trzeba używać przycisku, "pomiń nagranie" bo fragmentów nudnych zaczyna być za dużo, przez co słuchanie męczy i nuży.

wtorek, 29 maja, 2012  
Blogger RObert POland said...

No dobra, już przesłuchałem parę razy i to co napisał Nikt - muszę się zgodzić, ponieważ wybrałeś także moje ulubione nagrania z ,,Brillianta".
I tak jestem zdziwiony pochlebnymi recenzjami, bo angielscy krytycy jadą po tej płycie ostro, niestety.

Ale... masz do wyboru dwie płyty: Justina Biebera i ,,Brilliant" Ultravoxu. Którą wybierasz?

Myślę, że krytykom nie podoba się to, by reklamować ,,dinozaurów", które mogłyby zagrozić ówczesnym ,,gwiazdom" i spercjalnie wieszają psy... nie wiem.

Jeden z Anglików już na wstępie napisał, że grupa, która po ponad dwudziestu latach cytuję : ,,ma bezczelność nazywać swój album jako "cudowny, wyjątkowy", a dalej nawija coś o ,,staromodnym graniu".

No kurcze, to tak jakby Pink Floyd nagle mieliby teraz grać techno. Przepraszam bardzo, ale niektórzy za przeproszeniem gówno wiedzą i się znają a wypisują bzdury.

Przecież ta płyta miała własnie tak brzmieć! To nie jest jakiś tam prezent dla krytyków muzycznych, lecz dla fanów, zwykłych, szarych słuchaczy, którzy chyba wiedzą lepiej, co ich kręci.

I dziękuję Wam, Ure, Cann, Cross oraz Currie, że nie staraliście tworzyć jakiegoś dziwoląga.

@Nikt - napisałeś o wokalu Ure`a ,,na pół gwizdka".
Mi wygląda na to, jakby głos Ure`a się już postarzał, a i jakby sepleniący się zaczął robić... chociaż z drugiej strony nagranie Live temu zaprzecza...

Kończąc już ten wywód cieszę się, że Wam się spodobała płyta - chciałbym wiedzieć, jak się zaprezentują te utwory na żywo - niestety, nasz kraj pominięto w tournee, najbliżej nas zagrają w Niemczech.

ROb.

wtorek, 29 maja, 2012  
Blogger Nikt said...

To nie jest zła płyta, bynajmniej, jest dobra, poza paroma utworami które mogli upchnąć na stronach B singli (wiem, że już stron B niema) - i byłaby bardzo dobra. Jest w "starym stylu" i oto chyba chodziło.
Piszcząc o śpiewaniu "na pół gwizdka" nie miałem na myśli kondycji głosu, bo jest raz lepsza raz gorsza, miałem na myśli sposób śpiewania, zupełnie nie przypominający mi głos który zapamiętałem jak głos zespołu Ultravox. Śpiewa tak, w utworach które, również muzycznie najmniej przypominają Ultravox z tamtego okresu.

Ostatnio ukazał się nowy album grupy Van Halen, pierwszy z pierwszym wokalistą, po ponad 25 latach.
Trochę podobna historia,
Nie dobrnąłem dalej jak do połowy 3 nagrania, resztę odsłuchałem po 20 sekund. Nie ma takiej siły aby sprawiła, bym zechciał posłuchać
raz jeszcze.

Do tej płyty wrócę, może sobie nawet w podróż zabiorę, aby kilka razy posłuchać.

wtorek, 29 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Oj tam,oj tam,chłopaki nie marudzić ;)To,że jakimś krytykom płytka się nie spodobała,to nie znaczy,ze polscy fani nie potrafią jej docenić ;D
A to,ze na każdej płycie,są kawałki lepsze i gorsze to normalna sprawa.
Zresztą tak jak napisał Robert-lepszy najgorszy U-vox,niż najlepszy Biber ;)A więc do roboty-słuchać,słuchać i jeszcze raz słuchać ;)
Jedyne z czym sie zgodzę,to dziwny miejscami głos Midga.Ja już się do tego przyczepiłam po wysłuchaniu premierowego Brillanta.
Na tej płycie raz głos Midga brzmi genialnie(moje ukochane Live),a raz właśnie tak-na pół gwizdka,taki dziwny,jakby w trakcie nagrania brał środki uspokajające ;D
Chciałoby sie zacytować refren z The Voice :(
M.

środa, 30 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Witam, widzę, że po początkowej euforii spadek nastrojów? Cóż, mogę napisać? Moim skromnym zdaniem płyta jest niezła – spokojnie można wystawić jej 4 gwiazdki na 5 możliwych? Uważam, że to nieźle jak na zespół odrodzony po latach? Oczywiście nie jest to Quartet, który wg mnie jest największym dziełem Ultravox i najrówniejszym!? Z drugiej strony czy naprawdę Rage In Eden był „równy”? Cieszmy się muzyką, panowie są w niezłej formie mimo swoich lat! Nie miałbym nic przeciwko gdyby nagrali za jakiś (oby krótki) czas kolejny, NIERÓWNY album? ;-) Pzdr

środa, 30 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Moim skromnym zdaniem głos Midge'a jest i tak fascynujacy jak na pana około 60-tki, który na scenie śpiewa pełnym głosem od ponad 40 lat,chyba nie dziwota, że ten głos nieco się zdarł a do tego jeszcze walka z nałogiem , oczywiście nie jestem obiektywna ale to wciąż ten głos.Posłuchajcie zresztą jak nieźle ciągnie Viennę w czasie koncertów na żywo ....

środa, 30 maja, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Jesteś obiektywna! Zauważmy, że obecnie Pan Ure śpiewa na koncertach bez wokalów Messengers, którzy to wspomagali Ultravox na koncertach przez lata? No i właśnie wiek plus… whiskacz? Co do „recenzentów” to podejrzewam, że urodzili się po albumie Vienna i nie łapią o co biega i wrzucają do jednego worka Oldfielda, Culture Club jak i Ultravox czy Duran? Wkurza mnie po latach, że dyletanci zupełnie nie odróżniają tych artystów (lub „artystów”) od siebie a taki Boy naturalnie dzięki swojemu ekscentrycznemu wyglądowi jakoś im się wbił w pamięć? Poza tym co tutaj dyskutować? To TEN GŁOS i TA SAMA EKIPA!

środa, 30 maja, 2012  
Blogger Nikt said...

"i wrzucają do jednego worka Oldfielda, Culture Club jak i Ultravox czy Duran"

ciekawe ciekawe, szczególnie Oldfield
:-)

piątek, 01 czerwca, 2012  
Blogger peiter said...

Uvoxom fanuję od jesieni 81, kiedy w TV (u Manna?) zobaczyłem All Stood Still. Potem był rok 82 i lista trójki z wiadomym sygnalem. Notowanie nr 1 i od razu "I Remember Death In The Afternoon", potem "Reap..." i "Hymn".Potem koncert na Torwarze i 26 lat czekania na cud. Wreszcie wczoraj odsłuchałem najnowsze dzieło Czterch Pancernych Bez Planka, ale o tym za chwilke. Generalnie każda płyta Uvoxów z Urem jest NAJ. Wiedeń jest Uvoxa płytą NAJważniejszą - zarówno dla zespołu jak i calego gatunku, nazwijmy go od biedy: nowej fali popu europejskiego (coby się panowie nie obrazili za new romantic). Gniew W Raju uważam za ich płytę NAJlepszą, bo NAJmroczniejszą, na pewną wyrózniającą się w dyskografii. Z kolei Kwartet to moja płyta NAJbardziej ulubiona, wakacyjna i wspomnienia odległe przywołującą... Lamentacja jest ich płytą NAJkrótszą i na tym poprzestańmy. Zaś U-vox jest ich płytą NAJgorszą i nic tego nie zmieni. Mijają prawie trzy dekady. Od kilku lat mamy szczęście oglądać powroty gwiazd tamtej epoki w oryginalnych lub prawie oryginalnych składach, prześwietne trasy koncertowe i - co najważniejsze - nowe płyty. Pominąwszy kapele, ktorych nie lubiłem, lub małoformatowe, pozostają mi giganci: OMD, DuranDuran i Uvox. I tu mamy do czynienia z następującym zjawiskiem: wszystkie trzy zauropody wydały najlepsze płyty od lat. tyle że w przypadku Czterech Pancernych Bez Planka nie mamy materiału porównawczego, bo spali:) I tu przechodzę do Brillianta. Otóż na początku walę z grubej rury: jedynym kawałkiem w 100% godnym porównania z latami 80-84 jest numer LIVE. Jest moc, jest GŁOS, są TE melodie i TE zagrywki. Nie wstyd postawić tego obok Hymnu czy Tańca ze Łzami W Oczach. Tak niesłychany początek płyty daje w ryja, kopie z półobrotu w splot słoneczny. Jeżeli w pzryszlości będa wydawane kolejne THE Besty Uvoxa - to jest taki pewniak w składzie jak Lewandowski u Smudy. A potem? Potem jest FLOW i zamiast Uvoxa słyszę Simple Minds z ostatnich kilku(nastu?) płyt. BRILLIANT podnosi ponownie ciśnienie, bo dynamiczny, motoryczne i ogolnie czasamu Quartetu zalatywa.

sobota, 02 czerwca, 2012  
Blogger peiter said...

Dalej CHANGE, średniak, o oktorego Uvoxowym pochodzeniu przypomina niezly refren i praca Billego z Arp Oddysseyem wytłumionym jak w Viennie. Następnie w utworze nr 5 gościnnie gra Kraftwerk, o przepraszam - na chwilę wpuścicli Biliego na solo pochodzace z czasów Systems Of Romance. Tak tak. ARP Oddyssey najlepiej brzmi na odkręconym na full cut-offir i resonansie. Ale na tej płycie ARPa jest ZA MAŁO zdecydowanie. REMEMBERING, HELLO - niezłe w sumie, ale bez orgazmu. Średniaki, których nie zapamiętamy. Tak samo jest z ONE - to jest kawałek bardzo Urowy, co nie znaczy, że Uvoxowy. Czterem Pancernym BEZ Planka brak włąśnie Blanka. Conny Plank uczyniłby ich brzmienie moze zimniejszym, ale na pewno bardzie, hm... zdecydowanym? surowszym? mniej statycznym? O własnie - wszystkie te śradniaki są takie statyczne, pełne plam brzmieniowych. Gdzie gitary? Gdzie wyjące syntezatorowe syreny? Leci FALL, kolejny kawałek w średnim tempie - a ja czekam no coś w rodzaju Cut And Run albo Passing Strangers. Ale do końca płyty się nie doczekam. Gdzie jest bas? Prawdziwy bas? LIE - no niby jest to szybsze, jest GŁOS jak należy, ale te patetyczne stringi i fortepiana są takie... niedynamiczne... i kolejny kawałek gdzie zamiast basu jak w Hymnie czy w One Smal Day mamy jednostajne sekwencerowate dumdumdumdumdum... sorry, ale to się po kilku kawałkach przejada. Chris - co z Tobą? Jeszcze apropos GLOSU - wieku nie da się oszukać, Ure często spiewa "z przyczajki", poza LIVE nie slyszę paszczowania z pełnej pzrepony, ale generalnie moim zdaniem Ure wybronil się. Ale stop z narzekaniem, bo mknie SATELLITE i jest nieco lepiej, co prawda w dole mruczy dumdumdum.. ale melodie o wiele atrakcyjniejsze no i znowu Billie zapodał nieco skrzypiec czy wioli, a że solówkę tę już slyszałem w trakcie Thin Wall, cóż, wybaczam. na koniec mamypogodniejszą wersję YourNameHasSlippedMyMindAgain i wreszcie nieco prawdziwego (mam nadzieję) basu i nieco gitarki firmowej. Ładnie na koniec. Podsumowując powiem tak. SZału nie ma. Vienna-Rage-Quartet w gruzach nie legły, ani drgnęły, jest dużo lepiej niz na Uvoxie, amiejscami prawie tak, jak na Lamencie. W kontekście ogolnoświatowym moze być, jak na powrot po latach w sam raz. LIVE jest kawałkiem monstrualnym tudzież przeswietnym. Jeszcze ze 3-4 kawałki godne mojej pamięci i wystarczy. Część kawałków zbyt statyczna, mało Uvoxowata, czesć kawałków brzmi, jakby na siłe probowano w jednym utwozre skleić kilka motywów. W moim prywatnym pojedynku Uvox zwyciężył z ostatnim OMD, ale Duranom powiodlo się artystycznie duzo lepiej. Na własne potrzeby skompilowałem moją prywatną, wymarzoną wersję All You Need Is Now i ta wersja kasuje Bylanta w pzredbiegach. Najciekawsze jest do, że gdyby 25 lat temu ktoś mi powiedział, że DD będzie lepsze od Uvoxa to zaśmial bym mu sie w twarz:) Takie czasy:)

sobota, 02 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Trochę racji w tym jest, ale uważam, że przesadzasz? Tej płyty mogłoby nigdy nie być? A tak mamy co mamy? Cieszę się, że znowu mamy nowe nagrania Ultravox (cieszmy się!). Zawsze można zapodać Quartet – tego nam nikt nie odbierze! Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 02 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Upss - no i trudno byłoby obecnie namówić Planka do współpracy? ;-)

sobota, 02 czerwca, 2012  
Blogger peiter said...

Po 2 dniach odsłuchiwania bez zmian. Pozostaje pytanie, czy wybrane nowe nagrania Czterech Pancernych doczekają się klipów? Azaliż pomnę, to Ure z Crossem do spółki produkowali wiele teledysków. Pamietajmy, że pomiędzy 80 a 84 była to w rekach Uvoxow broń smiercionośna i straszliwa. Epickie obrazy do Voice, Thinn Wall, Hymn, Love's Great Adnenture czy Dancing With Tears... pozostają klasyka gatunku. Mam nadzieję, że panowie mają fundusze, ochotę i pomysły... (?)

poniedziałek, 04 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

@ peiter
Obawiam się , że obecnie klipy nie są tak ważnym ogniwem promocji muzyki jak w latach 80-tych. Teraz więcej dają wystepy na żywo i obecność tej muzyki w mediach stąd podejrzewam, że powstana może jeden lub 2 klipy ale chłopaki koncentrują się na przygotowaniach do trasy i kontaktach z mediami. Oczywiście to Midge jest wszędzie bo to on jest tym najbardziej rozpoznawanym Ultravoxem. Zreztą Ultravox nie miałszczęścia do dobrej promocji swojej osttniej muzyki tej z połowy lat 80-tych i teraz może byc podobnie. EWI Poland np wydawca płyty w Polsce nie okazał żadnego zainteresowania koncertami promocyjnym w naszym kraju. Pewnie wolą promować małolaty bo z tego lepsza kasa.

wtorek, 05 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Też z niecierpliwością czekam na jakiekolwiek klip z nowej płyty :)
Co prawda już teledyski nie te co kiedyś,obecnie 90% to jedynie pokazywanie gołych dup za przeproszeniem ;)
Mam nadzieje,ze chłopaki coś fajnego wymyślą :)
A jakaś szansa na koncert może jest..
Jak myślicie??
http://www.eventim.pl/pl/ticket_alarm/#ticket_alarm1730
Pozdrawiam M.

wtorek, 05 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Osobiście traktuję tą płytę jak „prezent”, bo nie spodziewałem się, że kiedykolwiek nagrają coś jeszcze razem i przy tym jest to DOBRA płyta! Niektórzy chyba zbyt… „trzeźwo” ocieniają twórczość tych panów? ;-) Może szklaneczka JD potrzebna?

wtorek, 05 czerwca, 2012  
Blogger peiter said...

... tylko, że trzeźwe podejście wynika z tego, ze wokoło jest w tej chwili mnóstwo ciekawej i atrakcyjnej muzyki. Wystarczy tylko nie słuchać radia i zanurzyć sie w sieci bandcamp, myspace i innych. Wtedy nie potrzeba wspomagać się ani szklaneczką, ani sentymentami sprzed trzech dekad, bo na takiej zasadzie to powinniśmy padać na kolana przed każdą następną płytą Purpli, :) :) :)

wtorek, 05 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Hmmm wytrzeźwiałem i nie wiem co napisać? Z Purplami to chyba przesadziłeś? :-) Pzdr

środa, 06 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Niestety Ultravox zniknął z ticket alert strony polskiej eventim :(
Znaczy,może zainteresowanie było za małe??Nie wiem...
Tak czy siak pozostaje Berlin :(
A co do ww sporów to myślę,ze i na trzeźwo niejeden kawałek nowej płyty jest świetny :)
M.

środa, 06 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Po czym poznaję że płyta naprawdę mi się podoba - bez oszukiwania samego siebie i innych?
Pgdy przez co najmniej kilkanaście dni za cholerę nie wychodzą mi z głowy całe utowry lub jej fragmenty.
Kiedy ostatnio tak miałem zanim usłyszałem nową płytę Ultravox?
Kurde,bij zabij, nie pamiętam... Może przy ostaniej płycie DM? Nie, bez przesady.
A może nowy Human League lub Durani? O! to już bliżej jakby, ale to jeszcze nie to.
Zaraz, zaraz... Wiem! Nowe OMD? Jeszcze bliżej, ale to wciąż nie ZNAKOMITY przykład.
No wychodzi jednak, że Ultravox i koniec.
No zabijcie mnie, ale tak mi wychodzi i nie przepraszam za to nikogo.
romance

środa, 06 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Romance,znaczy,ze nowa płytka U-voxu przypadła Tobie do serducha ??Bo dosyć zagmatwana jest Twa wypowiedź?? :)Tak jak mówiłam wcześniej-nie marudzić,cieszyć się,że wogole powstała :)Bo nic tego nie zapowiadało :)
M.

czwartek, 07 czerwca, 2012  
Blogger RObert POland said...

Nadciąga odsiecz :)
Tak się przyglądam powyższym wypowiedziom, nie wtrącając się - bo przecież każdy ma prawo do wypowiedzi i krytyki. Nie wszyscy przecież muszą padać na kolana.
Poza tym - to tylko muzyka, chociaż wiem, że wyzwala emocje.
Cóż, minęło już chyba jedenaście dni od kiedy Brilliant jest do odsłuchu, a ja wciąż nie mogę się otrząsnąć.

Przyznam, że na początku nienawidziłem nagrania Remembering - cholernie ,,pogrzebowy", jesienny klimat. Także ,,kraftwerkowy" Fall uznawałem za typową ,,zapchajdziurę".

Po parokrotnym przesłuchaniu (album słucham od dechy do dechy, bez przeskakiwania utworów, nawet jak mnie nie kręcą co niektóre), płyta odkrywa coraz więcej smaczków.

Większość słuchaczy (np. na forum Ultravox)jest zachwycona najnowszą płytą (jednak oni mają większe pole do popisu, bo jeszcze wsłuchują się w teksty, u nas jest to różnie - nie każdy przecież obowiązkowo musi znać angielski).

Tak sobie myślę, co by powiedział promotor muzyki ,,noworomantycznej" w naszym kraju - czyli Tomasz Beksiński. Czy ironicznie uśmiechnął by się pod nosem, mówiąc, że to już nie jego ,,klimaty"? Niestety, tego się nie dowiemy.

Być może Plank, gdyby żył (producent albumu VIENNA między innymi), byłby wybrany przez ,,Czterech Pancernych" do wyszlifowania Brylanta. Może też zrobił by coś z tym ,,przyczajonym" wokalem Ure`a, kto wie.

U mnie nie ma dnia, bym nie posłuchał sobie w domu BRILLIANTA. To jest jak narkotyk.
Jak słusznie napisał romance, jeżeli po wysłuchaniu płyty piosenki nadal dudnią Tobie w głowie, to znaczy, że jest dobrze.

Owsze, ta płyta ma swoje niedociągnięcia. Z początku powolne nagrania i cichy głos Ure`a po prostu przynudzają. Dlatego brakuje Brylantowi teochę do bojowej, zadziornej płyty, jaką jest Vienna.
No i oczywiście fakt, jaki zauważył Peiter - obecnie jest dostępne tyle muzyki, że człowiek ma wręcz prawo być wybredny.

Poza tym muzyka pop-rockowa z wykorzystaniem elektroniki to w dzisiejszych czasach ,,norma" i nie robi wrażenia, jak na początku lat osiemdziesiątych.
Można nawet stwierdzić, że muzyka to już nieświeża i niewiele da się już z niej chyba wycisnąć.

OObawiam się też (obym się mylił!), że po tej płycie może być spory zastój w muzyce zespołów z lat 80tych. OMD, Human League, Duran Duran wydały albumy dla starych fanów, ale co dalej?
Jeżeli to szczyt ich możliwości, to teraz możemy się obawiać jazdy kolejką w dół. Jeszcze raz powtórzę - obym się mylił.

Tak kończąc wywód - BRILLIANT nadal jest u mnie najczęściej ostatnio słuchaną płytą. Taki np. Morten Harket już dawno odszedł u mnie w zapomnienie, tak samo jak nieszczęsny Blancmange.

Na wokal Ure`a można przymknąć oko, tak samo jak na co niektóre, nudne z początku momenty na płycie. Dla mnie to są szczegóły.
Nie sądzę, by płyta została zrobiona na ,,odwal się". Nie rozumiem też, co niektórzy nają do nagrań CHANGE oraz FLOW. To drugie z wymienionych ma świetną ,,wstawkę" elektroniczną tak w połowie nagrania - i to jest ta chwila, na którą czekam w kompozycji (tak jak na ,,przyspieszacz w ,,Viennie").

Dobra, miałem kończyć, a nawijam i nawijam. Na koniec dodam, że na chomika wrzuciłem ,,Brilliant - The Remixes", taka ,,koszmarna" ciekawostka :D

ROb

czwartek, 07 czerwca, 2012  
Blogger RObert POland said...

Także ,,kraftwerkowy" Fall uznawałem za typową ,,zapchajdziurę".

POPRAWKA: Chodziło mi o nagranie RISE

czwartek, 07 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Witam, ktoś powyżej trafnie to ujął: „…Po czym poznaję, że płyta naprawdę mi się podoba…”? – osobiście ciągle wracam do tej płyty a kawałki nieustannie „siedzą mi w głowie”! Rzeczywiście ostatnio miałem tak z Duranami a wcześniej… oj jakoś nie mogę sobie przypomnieć, ale było to b. dawno temu; dlatego uważam, że Brilliant to niezła płyta! Niektórzy zarzucają tej muzyce wtórność i podobieństwo do Kraftwerk czy Visage – pamiętajmy, że ten pierwszy inspirował Ultravox w początkach ich działalności (podobnie jak na przykład Bowie czy Roxy Music) a niemal połowa Visage to Midge Ure i Billy Currie (to ta WAŻNIEJSZA POŁOWA!). Oceniając już na chłodno dostrzegam oczywiście pewne wady (czyt. nie wszystko przypadło mi do gustu) – gdyby ta płyta miała nieco inny porządek utworów albo była krótsza – wtedy byłaby na 5- a tak daję 4! Utwory Remembering i Fall dałbym na koniec w formie bonusów i zupełnie inaczej by się tego słuchało? Paradoksalnie są to całkiem przyzwoite numery, ale jakoś nie pasują mi do całości? Naturalnie dobrze, że znalazły się na płycie, czekaliśmy na nowe nagrania tyle lat? Brakuje mi również prawdziwego basu! Szkoda, że Billy nie wykorzystał ARPa w większej ilości utworów? To soczyste solo w Rise… chciałoby się tego jak najwięcej!? Jeszcze jedno – zauważyłem, że wiele ciekawych pomysłów zostało zaprzepaszczonych – np. to fajne przejście (2:50) w Brilliant? To można by pociągnąć dłużej, nie wiem czy to sprawa producenta, jakichś nacisków by wszystko było lekkie, miłe i przyjemnie i „alleluja i do przodu”? Podsumowując panowie wrócili w niezłym stylu. Pzdr

czwartek, 07 czerwca, 2012  
Blogger peiter said...

... u mnie też Uvox nadaje nonstop. Po 4 dniach mam już "swój" zestaw Brilliant: 1.LIVE 2.BRILLIANT 3.CHANGE 4.REMEMBERING 5.RISE 6.FALL 7.LIE 8.ONE 9.SATELLITE 10.CONTACT i jest liepiej niż dobrze:) Przeglądając inne tematy na blogu Gospodarza, mozna powiedzieć, że liczba wpisow w tym wątku świadczy o skali naszych oczekiwań ale też o wielkosci tego zespołu. Myślę że koncerty będą zjawiskowe:)

czwartek, 07 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Robert napisał: Tak sobie myślę, co by powiedział promotor muzyki ,,noworomantycznej" w naszym kraju - czyli Tomasz Beksiński. Czy ironicznie uśmiechnął by się pod nosem, mówiąc, że to już nie jego ,,klimaty"?

Cóż, pewnie rzeczywiście ironicznie by się uśmiechnął. Pamiętajmy, że Beksiński napisał w 1995 roku artykuł o New Romantic, w którym uznał go za "mało znaczący w historii rocka styl" i "przelotną modę". Cytat:

"Nigdy nie zapomnę listu jednego z czytelników tygodnika "Melody Maker", który wartościując dokonania nowofalowców, napisał: Mimo iż utwory typu "Vienna" pozostaną klasyką tej samej miary co "And You And I" (Yes), cała nowa fala miała siłę niszczenia równą myszy pierdzącej w szkatułce z biżuterią".

Cały artykuł, jeśli ktoś go nie zna, jest tutaj: http://krypta.whad.pl/html/artykuly_muzyczne/strzal_w_dziesiatke.htm

DD

piątek, 08 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Słucham nowej płyty już prawie od 2 tygodni. Nie będę się wdawał w wielkie analizy jej zawartości. Oczywiście, jak to piszą niektórzy płyta mogła być lepsza. Ale mogła być również znacznie gorsza. Jest na niej bardzo wiele starego dobrego Ultravoxu. Trudno jednak wymagać, żeby panowie zagrali dokładnie tak samo jak grali 30 lat temu. Cieszmy się tą nową płytą, której przecież w zasadzie nigdy nie miało być - Midge Ure nieraz zarzekał się, że nie chce i nie będzie nagrywał niczego pod szyldem U-voxu. Mnie w każdym razie płyta podoba się coraz bardziej i z każdym kolejnym przesłuchaniem odkrywam coraz wiecej "smaczków".
Jeszcze tylko jedna sprawa. Niektórzy narzekają na głos Midg'a. Że to już nie te lata itp. Ciekawe czy Ci malkontenci widzieli i przede wszystkim słyszeli U-vox na żywo na ich ostatniej trasie Return in Eden. Ja miałem tę okazję i ... Midge daje jeszcze radę. Wszystkim dużo radości ze słuchania nowych kawałków ...

wtorek, 12 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

A wiec jeszcze ktos pamieta o Ultra-dziadziach! Jak to milo widziec tyle wpisow i tak ozywiona dyskuje.
Dwa miesiace (prawie...) minely, emocje chyba juz nieco opadly, wiec i ja w koncu tez zabralem sie za "nauszne" celebrowanie nieoczekiwanego U-albumu, wydanego po 18 latach milczenia. Tak, po 18 latach! Tyle bowiem minelo od "Ingenuity" i fakt, ze tam nie bylo Ure'a ani dwoch innych panow w uwielbianego skladu, nie zmienia faktu, ze to bylo wydawnictwo Ultravox (i - nawiasem mowiac - wcale nie takie zle, jak o nim powszechnie sie pisze).
Ale ad "Brilliant"!
Plyta dobra, warta przesluchania, porozkoszowania sie i... raczej tyle! Szczerze mowiac, nie sadze, abym sluchal jej obsesyjnie przez reszte roku, uznajac ja za jakies epokowe dzielo. Mozna powiedziec, ze jej najwiekszy atut staje sie paradoksalnie jej slaboscia. Mianowicie ona jest taka... ladna: rowna, dopracowana, brzmieniowo wygladzona, troche aptekarsko wykoncypowana, jakby idealnie skrojona dla starzejacego sie (sic!) wraz z U-dziadkami U-fana. Brak mi w niej czegos zaskakujacego, jakiegos haka, niedopowiedzenia lub czegos, co Beksinski nazywal niegdys "wykopem". Wiem, wiem...; jak sie ma (...) lat, to sie czlowiek cieszy, ze jeszcze moze, a nie eksperymentuje na sile, ale coz - takie plyty bywaja zwykle dobre, ale raczej nigdy - wybitne.
Swoja droga, to - jak to juz zauwazylo kilka osob - Ure sprawia na plycie wokalne wrazenie dosc... - za przeproszeniem - podpierniczale, co jest dla mnie o tyle niemila niespodzianka, ze raptem dwa lata wczesniej widzialem ich "live" i byl to koncert "najzwawszych dziadkow z epoki" (lat 80tych), jaki udalo mi sie ujrzec (a kilka juz widzialem). Coz, a moze to jednak nie slabosc (czyt.: starosc), lecz taka "dojrzala" maniera szeptanego jeczenia do mikrofonu?
Reszta towarzystwa niezle, choc faktycznie - jak tez to juz ktos slusznie zauwazyl - chce sie nieraz zakrzyknac "gdzie ten ultra-bas?!"
Faworytow na plycie nie mam (nie znajduje na niej nic na miare np. "Sleepwalk"), ot - z przyjemnoscia slucham sobie raz tego, raz innego utworu. Moze nieco bardziej wybijaja sie "Live", "One" i "Flow". Natomiast ewidentnie smieszy mnie ostatni utwor - dosc nieporadnie "wzruszajacy" (tak w warstwie muzycznej, jak i tekstowej) zamykacz albumu. Mogli sobie go naprawde darowac...
Teraz czekam na ich jesienny koncert w (pobliskiej mi na szczescie) Antwerpii, a potem... sie zobaczy. Bedzie ciag dalszy, czy tez bylo to jednorazowe szalenstwo zasluzonych emerytow...???

niedziela, 08 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Przesłuchałem już z 10 razy i nie będę odkrywczy, jak powiem, że jest... dobrze. Nagle ubyło mi 25 lat i to chyba wystarczy za komentarz.

wtorek, 17 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Witam, Panowie i Panie byłem na koncercie na Torwarze (15 lat miałem)U-VOX wcale nie jest zła płytą ot wówczas ozekiwano raczej kontynuacji a Panowie napisali jednak nieco inną muzykę.
Co do najnowszej płyty........powiem tak rewelacja!!! Nie zgodzę się iż są słabe nagrania i nudzą - trzeba słuchac tej płyty tak jak jest nagrana w takiej właśnie kolejności. Utwory wyrwane z kontekstu faktycznie inaczej oddziaływują jednak juz słuchane od pierwszego do ostatniego całkiem inaczej sa odbierane przez "nasz umysł"
Co do krytyków nie będę wnikał dlaczego piszą negatywy i jakimi sa krytykami - Brillant jest rewelacyjną płytą, wymaga jedynie chęci wysłuchania a nie odsłuchania. Jeszcze raz z naciskiem, to bardzo dobra płyta !!! Live, Lie,Satelite,Brillant itd. wsłuchajcie się a będziecie wiele razy odsłuchiwać te nagrania z przyjemnością.

niedziela, 22 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

A jeszcze odnośnie co by napisał śp. Tomek Beksiński.....myślę, że jednak pochlebnie,na Brillant trzeba spojrzeć przez pryzmat całej historii ULTRAVOX - biorąc pod uwagę lata przerwy, zmiany w otaczającym nas świecie to płyta naprawdę bardzo dobra. Oczywiście, że obecny 14 latek zerknie inaczej na te utwory niz ja z rocznika 1970 ale Panowie nagrali to co czuja i właśnie dla tych co czują jak oni. Na pewno nie mieli zamiaru podbijac serc obecnych młodych ludzi a jesli kilka zdobędą to tylko bonus dla nich. Po pierwszym odsłuchaniu także stwierdziłem , że bębny, bas...można było inaczej wszak obecnie technika i mnogość sampli pozwala na wiele.........ale wiem, że nagrali bardzo dobra płyte po właściwie epoce lodowcowej przerwy :) za rok, dwa nagrają inaczej, zaryzykują może coś innowacyjnego bo wiedza, że fani przyjeli brillant bardzo dobrze-tak przynajmniej sądzę, że ta płyta warta jest bardzo dobrego przyjęcia.

niedziela, 22 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

technika? mnogość sampli? a nie łaska poprostu wziąć do łapy zwykłą basówkę?

wtorek, 24 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Spokojnie :), napisałem o możliwościach a nie o robieniu "muzyki" z klocków na fruity loops.

To jest to o czym wspomina Midge w wywiadzie, gdzie wyraźnie popwiedział ze w latach 80' zabiła ich pogoń właśnie za nowinkami i nowościami, wówczas świat syntezatorów rozwijał się bardzo dynamicznie i jako muzyk rozumiem co przeszli. To jest zwykła chęć posiadania kolejnego nowego modelu lub możliwości technologicznych, natomiast zawsze jest ryzyko, że zapędzisz się za daleko i gubisz nie wiadomo kiedy sedno i to właśnie spotkało Ultravox, w pewnym momencie nowy sampler, drum maszyna stały się celem w samym sobie a zagubiła się muzyka.......
Jeszcze raz wyrażnie powiem "Brillant" to bardzo dobra płyta a przesłuchana kilkanaście razy jest już wręcz rewelacyjna. Nie stawiam zarzutu, że brzmieniowo jest źle ,a tylko wskazuję, że Panowie mają "zapas" i sporo jeszcze do wykorzystania a lat maja i dojrzałości tyle iż już sprzęt nie weźmie góry nad muzyką.

Ultravox "Brillant" super i życzę aby przyczyniła się do odniesienia przez kwartet sukcesu w tym powalonym obecnym świecie

czwartek, 26 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Witam, muszę się ukajać – płyta jest naprawdę doskonała! Nie ma słabego utworu, a te pozornie „nudne” zawierają sporo smaczków – wymagają wielokrotnego odsłuchania – to jest fakt! Płyta roku! Jeszcze raz powtórzę – moim zdaniem lepsza od Lament! Kolejność utworów jak najbardziej ok. Pzdr

piątek, 27 lipca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

Do Anonimowego muzyka
Moim zdaniem Brilliant jest dowodem, że sprzęt jednak wziął górę nad muzyką. Nigdy Uvox nie zagrał płyty tak stechnicyzywanej. Oglądając filmiki ilustrujące nagrywanie Brllianta widzimy muzykow wpatrzonych w komputery. Wszystko wrzucone do multitracków, nie wiem czy logic, czy cubase, czy monsterrack, nieważne. Idę o zakład, że vokale czasem obrabiane w melodyne. Widać gdzies w studiu piece? chyba tylko Canna dogrywającego coś na garach. Analogowych brzmień syntezatorowych jak na lekarstwo, nie wiem czy użyto jakiegokolwiek analoga, moze tylko emulacje? Typowo komputerowe tricki z obróbką sygnalu (dynamiczne obcinanie pasma na tracku garów w połowie kawałka tytulowego).Gitara przewaznie schowana, basu null. Brilliant to płyta dobra, tylko żeby nie słuchać jej bezpośrednio po rzeczach typu "All stood still", "Hymn", "When The Scream Subsides", "A friend I call desire" bo to obnaży z miejsca jej słabe punkty.. a wystarczyło pograć na prawdziwych instrumentach... tu kostką strunę przyciąć, tam wajchą, tu czterostrunowcem poklangować, tam sygnał z parapetu pomodulować pokrętełkami :) No dobra. Panowie Pancerni przedstawili swój program. Spełnił on oczekwania wielu fanów. Moich do końca nie spełnil. Dlatego - po 2 miesiacach odsłuchiwania, wsłuchiwania i zasłuchiwania się - w moim mniemaniu propozycja Uvoxa A.D.2012 pozostanie plyta dobrą. Jednak okreslenia "dosknalosć" lub "geniusz" zachowam dla innej muzyki:)
pozdówki wakacyjne peiter

piątek, 27 lipca, 2012  

Prześlij komentarz

<< Home