piątek, 1 czerwca 2012

Men Without Hats - Love In The Age Of War

Miłość w czasach wojny? A kto by się chciał kochać, kiedy kule świszczą nad głowami a Tomuś Czereśniak piska na harmonii...

Wprawdzie Men Without Hats powrócili z albumem parę dni temu, lecz przyćmiło ich wydarzenie ważniejsze, czyli ,,Brilliant" Ultravoxu. Czas nadrobić straty, bo muzyka naprawdę jest ,,przytupiasta".

Zespół, którego największym przebojem jest ,,The Safety Dance", powrócił z płytą, która brzmi, jakby powstała w latach osiemdziesiątych.
Chociaż ze starego składu  Men Without Hats pozostał jedynie wokalista Ivan Doroschuk, to nawet nie zauważymy tutaj znaczącej różnicy, ponieważ granie na syntezatorach nie wymaga jakiejś wyszukanej wirtuozerii. Taki np. Andy Fletcher nawet na koncertach potrafi przecież odejść od klawiszy, klaszcząc w dłonie, a instrument mu sam gra :D

Album ,,Love In The Age Of War" (,,Miłość w czasach wojny") został stworzony z małą pomocą brata Ivana - Colina Doroschuk, udzielającego się w chórkach, poza tym Lou Dawson gra na instrumentach klawiszowych oraz James Love na gitarze.
Płytę wyprodukował Dave Ogilvie - cholera, geniusz normalnie, ponieważ album brzmi fantastycznie.

Ta płyta ma power... przy nagraniu The Girl With The Silicon Eyes moje kopytko zaczęło rytmicznie dygać, aż sąsiadka z dołu musiała to chyba usłyszeć, za co przepraszam ją teraz.
Nagrania napakowane są jakąś niespotykaną ostatnio w tego typu albumach energią, płyta jak dla mnie naprawdę równa niczym... chciałem napisać coś o mojej podłodze, ale rozumiecie - budownictwo w latach osiemdziesiątych stawiało na ilość a nie jakość więc... może powiem, że płyta jest równa jak linijka.

Są słuchacze, którzy zarzucają najnowszemu albumowi Men Without Hats monotonnię, prawie jednakowe tempo we wszystkich utworach (jakby zapomnieli, że na Folk Of The 80s i Rhythm Of Youth podobnie to brzmi), albo znowu nastoletni ,,znawcy krytycy" nie przesłuchali nawet podstaw i bredzą.

Cóż, mam dylemat - bo ten album naprawdę może mocno namieszać w końcowym podsumowaniu tego roku i starcie z Ultravoxem będzie ostre. Wiem, to są dwa różne zespoły, obydwa zachowały na szczęście swoje charakterystyczne brzmienie.

Płyta dostępna jest na moim chomiku (chomik atol), do posłuchania i jak ktoś by chciał, nawet do ściągnięcia. Jedyny minus jest taki, że brakuje tam dwudziestosekundowego Intro do nagrania ,,This War", ale niestety takie pliki zdobyłem (zresztą jak komuś się naprawdę spodoba muzyka, to kupi płytę).
Tak naprawdę, to album został wydany na razie tylko w Kanadzie (w ten sam dzień, co my dostaliśmy Brillianta od Ultravoxu). Oficjalne wydanie krążka na świecie planowane jest na pierwszy tydzień czerwca, więc i może brakujący fragment się uzupełni.
Oby tylko komputerowy odtwarzacz płyt zadziałał - u mnie nie czyta niektórych oryginałów, przez co zgrzytając zębami z wściekłości musiałem nieraz ściągać pliki z netu. Jak tu nie piracić.

EDIT: Akurat przed dwiema godzinami w sieci udostępniono już cały album. Pliki, które posiadam na chomiku są tylko w 192 kbps, poza tym jest jakiś problem, by je odsłuchać bez ściągania.
No cóż, obecnie zasysam  w lepszej wersji V0 ~240 kbps, z brakującym intro.

 EDIT 2: Wrzuciłem pliki w lepszej jakości (320 kbps), wszystko już działa jak należy.

3 Comments:

Blogger TOM said...

Cześć !
Kapela "Men Without Hats" nigdy nie była moją ulubioną ale przecież można mieć swoją ukochaną jedną czy kilka/ no dobra kilkanaście grup muzycznych a inne słuchasz z przyjemnością bo nagrali świetny jeden przebój ( większość ) albo dobrą płytę itd. W tym przypadku zachęcony informacją że jest nowy album tej formacji sięgnąłem po niezawodne google. No dobra, przesłuchałem raz - wybiórczo bo jakoś nie mogłem dojechać do końca, potem jeszcze kilka razy. Chyba należę do tych co ocenią płytę jako mocno przeciętną, nie wiem ale nie mogę znaleźć jakiegoś poweru - nawet Twoje podpowiedzi Rob mi nie pomogły. Nie znajduję tu perełki.Wszystko takie, nie wiem jak nazwać, monotonne, jednostajne, podobne melodie.. Jedynym usprawiedliwieniem jest to że odsłuch tej płyty zbiegł się z albumem "Brillant" i co tu dużo powiedzieć - mam na razie fioła na tle Ultravox. Może w przyszłości wrócę do tych nagrań, czas pokaże.
Tomasz

sobota, 16 czerwca, 2012  
Blogger RObert POland said...

Tomaszu, po prostu po wysłuchaniu płyty ,,Brilliant" wszystko inne staje się jakieś... bez wyrazu, nijakie?
Zresztą nie jesteś odosobniony w tym, że album wydaje się Tobie monotonny. Wiele osób właśnie tak ocenia na swoich blogach tą płytę.
Jednak ja porównuję ją do ostatnich albumów Men Without Hats - które, krótko mówiąc były porażką.
Ten album chociaż nawiązuje do lat 80tych, cóż, mnie przekonał, ale przecież nie wszystkich musi :)
Pozdro!

ROb

sobota, 16 czerwca, 2012  
Anonymous Anonimowy said...

A ja uwazam ze to najlepsza plyta MwH i jedna z najlepszych plyt tego roku.

niedziela, 17 czerwca, 2012  

Prześlij komentarz

<< Home