piątek, 4 stycznia 2013

Eurythmics - Sweet Dreams (Are Made Of This)

,,Jej głos ma siłę piły mechanicznej i kolor dzikiej róży" - tak o Annie Lennox napisał Jan Skaradziński w piśmie Non Stop. Charyzmatyczna wokalistka duetu Eurythmics wyróżniała się wśród piosenkarek także swoim wyglądem. Króciutko ostrzyżone włosy, często w kolorze czerwonym, oraz męskie marynarki były niejako odpowiedzią  na  new-romantic, styl który powoli, lecz nieubłaganie  wydawał ostatnie tchnienie w Wielkiej Brytanii. Natomiast w warstwie muzycznej duet stał o parę stopni wyżej od - dajmy na to- zblazowanych Spandau Ballet. Duża tu zasługa instrumentalisty, kompozytora i producenta w jednej osobie Dave A Stewarta, potrafiącego zgrabnie wyczarować niesamowite - jak na tamte czasy - brzmienia i efektowne wstawki w nagraniach.

,,Sweet Dreams (Are Made Of This)" - druga płyta Eurythmics ukazała się 4 stycznia 1983 roku ( to data ukazania się w Wielkiej Brytanii)  i okazała się wielkim sukcesem. Była niezaprzeczalnym panaceum na depresyjny stan wokalistki, która przechodziła załamanie nerwowe po wyczerpującym tournee, promującym ich pierwszą płytę ,,In The Garden".
Jerzy A. Rzewuski w piśmie Magazyn Muzyczny tak opisał ich  przełomowy album:

,,(...)Trudów trasy nie wytrzymał również ich wzajemny związek i w efekcie sprawa Eurythmics utknęła w martwym punkcie. Jednakże w okresie rekonwalescencji - pierwszym solidnym wypoczynku od chwili rozwiązania się The Tourists - Stewart skomponował i nagrał kilka utworów i puścił je przez telefon byłej partnerce.
Wczesną wiosną oboje przystąpili do pracy nad nimi - nowa płyta miała nosić tytuł Sweet Dreams (Are Made Of This). Po trzech singlach wydanych między marcem a wrześniem (This Is The House, The Walk i Love Is A Stranger) dopiero tytułowy utwór albumu, wsparty efektownym teledyskiem, zwrócił uwagę szerszej publiczności i utorował zespołowi drogę do najwyższych pozycji na listach przebojów.
Eurythmics w końcu odnależli swój indywidualny, natychmiast rozpoznawalny styl, polegający - mówiąc najogólniej - na wykorzystaniu naturalnych predyspozycji Lennox do kojarzącego się nieco z murzyńskimi wokalistkami operowania głosem i zderzeniu tego z brzmieniem nowoczesnego elektronicznego instrumentarium. W odróżnieniu jednak od innych pokrewnych im nieco wykonawców adaptujących elementy muzyki soul czy disco - choćby nie istniejącego od roku duetu Yazoo - Stewart programuje syntezatory tak, by przypominały grę tradycyjnych instrumentów, jakie też zresztą wprowadza w dwojakim celu: żeby wzbogacić warstwę harmoniczną i zaakcentować klimat danego utworu. Na przykład w ,,This Is The House" trąbka budzi pewne skojarzenia hispanoamerykańskie, natomiast w zamknięciu ,,The Walk" jej dżwięki potęgują wyrażone w tekście uczucie pustki i samotności. Nawiasem mówiąc ta tematyka dominuje w tekstach pisanych przez Lennox - odbijają się w nich stany lękowe i depresje, które przeżywała po załamaniu nerwowym.
Dwie skrajności w repertuarze Eurythmics reprezentują na płycie: ,,I`ve An Angel" nawiązujący do komercyjnej produkcji dyskotekowej, dający próbkę nie tylko rozpiętości głosu wokalistki, ale i jej umiejętności jako flecistki oraz ,,This City Never Sleeps" o stonowanej ekspresji i niezwykle oszczędnej aranżacji z wyeksponowanym, pulsującym niczym tętno basem i naturalnymi efektami przejeżdżającego metra. Pewnym wyjątkiem jest natomiast ,,Wrap It Up" - interpretacja kompozycji Isaaca Hayesa, rozpisana jak gdyby na żeński zespół wokalny. Jeśli pominąć ,,This City Never Sleeps" te właśnie utwory (oraz zupełnie nie pasujący do całości ,,Jennifer") powodują, że Sweet Dreams (Are Made Of This) nie stanowi propozycji stylistycznie doskonałej. Znać jeszcze - choć w stopniu szczątkowym - ślady końcowych poszukiwań i eksperymentów. Złośliwie można to ująć w następujący sposób: Stewart opanował do perfekcji alfabet rozwiązań typowych dla czarnej muzyki, przefiltrował je przez komputer i syntezatory, ale nie dokonał jeszcze ostatecznej selekcji, które z nich mają na dobre wejść do katalogu Eurythmics".

Zanim album został stworzony,  Stewart i Lennox mieli bardzo mało pieniędzy i byli zachwyceni, gdy bank udzielił im kredytu na zakup sprzętu i możliwość nagrania płyty.  Przede wszystkim do nagrań wykorzystano ośmiościeżkowy magnetofon oraz skomplikowany automat perkusyjny, po który duet przejechał dwieście mil, by go zakupić. Do tego doszedł syntezator Stewarta - SH-101 Roland, oraz keyboard Kurzweil, którego posiadaczką była Annie Lennox.
Z tak skromnego instrumentarium powstały piosenki brzmiące niebanalnie i nowocześnie. Mimo wykorzystania syntezatorów - utwory nie pławią się  w monotonnej, plastikowej papce. W każdym nagraniu czai się cudowna niespodzianka, wstawki dżwiękowe są skromne i przemyślane, bez nadużywania efekciarskiego stylu. Niby muzyka pop, ale najwyższej jakości, dzięki czemu słusznie otrzymała uznanie u krytyków.
Słodkie sny o Fioletowej Krowie
Kiedy kilka lat temu wraz z rodziną podróżowałem po Francji, wszyscy byliśmy zauroczeni setkami krów jak z obrazka, które pasły się na malowniczych łąkach tuż przy autostradzie. Przez dziesiątki kilometrów siedzieliśmy przyklejeni do szyby, zachwycając się tym niezwykłym widokiem.
Jednak już po dwudziestu minutach przestaliśmy zwracać uwagę na krowy. Kolejne stada wyglądały dokładnie tak samo jak poprzednie i to, co wcześniej tak nas zachwycało, nagle stało się pospolite. Nawet gorzej. Stało się wręcz nudne.
Krowy stają się nudne, kiedy przyglądasz im się przez dłuższy czas. Mogą to być krowy idealne, krowy o pięknej prezencji lub ciekawej osobowości, krowy w blasku zachodzącego słońca, a jednak na dłuższą metę są nudne.
O! Fioletowa Krowa! Hm, to już robi wrażenie (przynajmniej przez chwilę). Istotą Fioletowej Krowy jest jej wyjątkowość i niepowtarzalność.
- Seth Godin ,,Fioletowa Krowa"
Największe hity z drugiego albumu Eurythmics, to ,,Love Is A Stranger" oraz tytułowy ,,Sweet Dreams". Do tej piosenki zrealizowano teledysk, gdzie po raz pierwszy świat zaczął komentować wygląd Annie Lennox. ,,To facet, czy kobieta?" - pamiętam do dziś słowa znajomego moich rodziców, gdy widzieliśmy to video. Natomiast krowa, która została bohaterką drugiego planu, była pomysłem Dave`a A. Stewarta. Dave jest fanem surrealistycznych artystów takich jak Salvador Dali i Luis Bunuel.
,,Ludzie pytają mnie: Dave, dlaczego krowa? Przecież Annie tak dobrze wygląda. Ci ludzie powinni kupić i przeczytać książkę Setha Godina - Purple Cow (Fioletowa Krowa), o tym, jak zrobić niezwykły i dochodowy biznes.  Książka została napisana dwadzieścia lat po tym, jak mieliśmy fioletową krowę w naszym video, co z pewnością wystarcza, by nazwać całe moje życie niezwykłym."

Krowa, choć bardzo efektownie wyszła w teledysku, stanowiła pewien problem, ponieważ większość studio nie mogło takiego zwierzęcia pomieścić. W końcu duet znalazł studio w piwnicy w Londynie z windą, wystarczająco dużą do transportu zwierząt. Natomiast sfilmowanie w plenerze z większą liczbą tych zwierząt, Annie nazywa jako jedno z bardziej surrealistycznych doświadczeń w jej życiu. Na pytania, co to wszystko w ogóle oznacza, Annie mówi, że teledysk jest oświadczeniem o różnych formach istnienia. Z jednej strony ludzie, którzy osiągnęli sukces, powodzenie... a z drugiej strony krowa" :)

Natomiast sama piosenka ,,Sweet Dreams" opowiada o tym, jak człowiek poszukuje przez całe życie spełnienia marzeń. ,,Słodkie sny"  to pragnienia, które nas motywują do działania, by je osiągnąć.
Melodia jest zbudowana z potężnego syntezatorowego basu, to silne elektroniczne, wręcz monumentalnie wyrzeżbione brzmienie, porażające swoją oryginalnością. Myślę, że wszyscy w tym nagraniu czekają na moment kulminacyjny - jest to instrumentalna wstawka po słowach ,,Hold your head up - Keep your head up". Do dziś te dżwięki mają piorunującą siłę przebicia, a sama piosenka zasłużenie stała się jednym z największych przebojów lat osiemdziesiątych.

Drugim wyróżniającym się nagraniem na albumie jest otwierający ,,Love Is A Stranger". Gdy po raz pierwszy wydano ten utwór na singlu, nie zdobył oczekiwanego sukcesu. Myślę, że słuchacze, którzy znali duet jeszcze z działalności w zespole The Tourists, oraz z utrzymanej w innych klimatach pierwszej płyty Eurythmics - In The Garden, trochę podejrzliwie przyglądali się poczynaniom duetu. Nagranie zostało docenione dopiero po sukcesie singla ,,Sweet Dreams".

Dave A. Stewart tak to wyjaśnił dziennikarzowi magazynu ,,Sounds": ,,Na początku działalności Eurythmics powiedziałem w wytwórni RCA, że chcemy odnieść sukces w taki sposób, by ludzie się nie spodziewali, jaka będzie nasza następna płyta. Można to porównać do posunięć Davida Bowie, po prostu nikt nie ma pojęcia, czym on nas dalej zaskoczy (...) w muzyce jest to najlepszy rodzaj wolności".

Po trzydziestu latach obawiałem się, że zostanę uraczony przestarzałymi brzmieniami, powodującymi zażenowanie. Tak się nie stało, ponieważ album niesamowicie wytrzymał próbę czasu. ,,Sweet Dreams" zaliczamy do nurtu synthpop - muzyki, która w wielu przypadkach potrafi znudzić po pięciu minutach, lecz tutaj pokazuje zwierzęce kły i pazury, nie pozwalając słuchaczowi być obojętnym na zadziorne i ponętne melodie. Niesamowity wokal Lennox, twardy,  hard - sound wybity przez syntezatory, pociągnięty subtelnymi aranżacjami - do tego ciekawie (który to już raz powtarzam) wplecione elektroniczne wstawki - to nie jest płyta, którą przesłucha się raz i zapomni. Mówiono, że synthpop ma swoje granice, tu jednak zostały całkowicie przekroczone. Obecne gwiazdy elektronicznego grania powinny teraz spłonąć ze wstydu, lub przemyśleć dotychczasową działalność. Póki nie jest za późno. Inaczej czeka ich, jak i ten cały gatunek szybka śmierć w elektronicznych konwulsjach, które to cierpienia można ukrócić, szybko odcinając dopływ prądu do syntezatora.
Teraz Ty!

Roman Rogowiecki (NON-STOP 1983. 10)

Zamiast pisać recenzję, słucham tej płyty już po raz czwarty, piąty. W syntezatorowym światku zdominowanym przez Soft Cell, Blancmange, Tears For Fears czy Yazoo, para Annie Lennox - Dave A. Stewart zasługuje na szczególną uwagę. Po pierwsze Annie dysponuje świetnym głosem o dużej skali i niespotykanej barwie. Po drugie, Eurythmics, co należy do rzadkości, używają swojej baterii syntezatorów elektronicznych w sposób bardzo oszczędny, powiedziałbym nawet ascetyczny. Po trzecie, na ich nowej płycie nie ma nawet jednego słabego numeru. Poczynając od przebojowego, obsesyjnego ,,Love Is A Stranger", przez efektowną, elektroniczną wersję soulowego standardu ,,Wrap It Up", szaleńczy ,,The Walk", ozdobiony niespodziewanie piękną, jazzową partią trąbki, superhit 1983 - tytułowy temat ,,Sweet Dreams", aż po przykład nowoczesnej, chłodnej pop music w finałowym ,,Somebody Told Me" Eurythmics dowodzą, że ich drugi album to prawdziwie mistrzowskie połączenie komercji z rockową inteligencją.

Love Is A Stranger        
I've Got An Angel        
Wrap It Up        
I Could Give You (A Mirror)        
The Walk        
Sweet Dreams (Are Made Of This)        
Jennifer        
This Is The House        
Somebody Told Me        
This City Never Sleeps 

7 Comments:

Blogger Unknown said...

Jeśli to w takim tempie będzie szło i o ile mnie mój kalkulator nie oszukuje, to można się spodziewać, coś około 100 płyt z roku 1983.

;-)

piątek, 04 stycznia, 2013  
Blogger peiter said...

Generalnie płyt Eurythmics nigdy nie łykałem w całości, ale na kazdej mieli, jak dla mnie kilka frapujących momentów. Tutaj zawsze podobały mi się Walk i Jennifer. Moim zdaniem próbę czasu pzretrwał charakterystyczny barwny głos Lennoxski, muzyka odrobinke trąci mychą :)

piątek, 04 stycznia, 2013  
Blogger TOM said...

Zacznę może mało elegancko ale, kurde, fajny cykl z tymi płytami, na prawdę.
Nie mogłem wytrzymać po twoim poście, poszedłem do mojego magicznego miejsca z płytami - dobrze że mam poukładane wg mojego klucza oczywiście he ! wyszukałem płytę i musiałem włączyć "Sweet dreams" duetu którym też długi czas się fascynowałem ale bez jakiegoś przesadyzmu. No i jest tak jak po cichu chciałem żeby było, tzn. uważam że Annie i Dave nigdy nie nagrali wybitnej płyty ale kilka krążków było na prawdę dobrych. Drugi ich album broni się i po tylu latach ani nie męczą mnie syntezatory - technika poszła lata świetlne do przodu ale ja lubię takie, właśnie takie, dla wielu może archaiczne brzmienia, są surowe i świetnie pasują do głosu Annie. Podoba mi się zmiana nastrojów na płycie ale i są momenty słabsze ( choćby "Wrap it Up" czy "I could Give you" ) ale nie drażnią, nic z tych rzeczy. Nadal kocham "The Walk" nie mówiąc o przebojach z tego krążka.
Dla mnie Eurythmics to świetne połączenie wizerunku scenicznego, wykonywanej muzyki i to co mieli, jak pamiętam z opinii a nigdy nie doświadczyłem niestety osobiście, super umiejętności wykonywania muzyki na żywo, na koncertach. Po rozpadzie Eurythmics i on i ona nagrali kilka przecudnych kawałków ale nigdy nie zachwycili mnie tak jak za czasów duetu.
Ich pamiętny teledysk do "Sweet dreams" będzie ze mną zawsze, po prostu pamiętam go bardzo dobrze choć dawno nie widziałem ale to świadczy o tym jak niebanalny był on kiedyś ( i dziś też ) no i że trafili w "10" z muzyką w tym czasie kiedy przyszło im tworzyć.Krótko: dobra płyta i z pewnością jazda obowiązkowa 1983 roku.

piątek, 04 stycznia, 2013  
Blogger Unknown said...

Tak Eurythmics wtedy bardzo mnie hipnotyzowali zwłaszcza w teledyskach puszczanych w Wideotece a może w Jarmarku a może tu i tu. Muzycznie bez obrazu też słuchałem często a i dziś z wielką przyjemnością. Chociaż niedawno w sklepie do którego wszedłem grało radio a w nim współczesna przeróbka, która zepsuła mi humor na cały dzień.

sobota, 05 stycznia, 2013  
Blogger Unknown said...

Bardzo ładne oczy, nos, usta, wyraziste, ale całość twarzy cokolwiek męska. Głos też, niski, mało kobiecy.
Ale w tym cały urok.

sobota, 05 stycznia, 2013  
Blogger peiter said...

z "moich rzeczy" styczeń 83 to jeszcze Soft
Cell i Malcolm McLaren. Obstawiam, ze u Gospodarza pojawi się to pierwsze:)

sobota, 05 stycznia, 2013  
Blogger be_red said...

nigdy nie fascynowałem się takim graniem, i znałem oczywiście największe hity ich, owszem znakomite. Po twoim poście zapoznałem się z tą płytą. Szok. Świetne granie, nie spodziewałem się po nich tak progresywno- synth popowych dżwięków. A że z racji wieku ejtis mi jest bliskie, to łykam w całości ten krazek, bardzo bardzo pozytywne zskoczenie i odkrycie

niedziela, 03 lutego, 2013  

Prześlij komentarz

<< Home