niedziela, 16 grudnia 2007

Bazooka Joe - Sugar Island

Podobno ktoś o to pytał...

O ile album Virtual World można załatwić nawet w jeden tydzień poszukiwań (był nawet re-uploadowany na blogu Jacyka), to z tą cukierkowatą wyspą można cholery było dostać...
Sugar Island to EP`ka, która ukazała się w roku 1988 i miesci się na niej pięć kompozycji.
Rozpoczyna się synth-gitarowo utworem tytułowym, w połowie piosenka łagodnieje na moment, tak, jak człowiek łapie oddech po sprincie. Następny kawałek cukru , to już rozbudowana konstrukcja. Soldiers Song - złożony z dwóch części, ma w sobie klimaty westernu, Dzikiego Zachodu, to coś jak Ennio Morricone, który rzuciłby się z apetytem na syntezator ... :)
Podobny utwór westernowy ma na swoim koncie grupa OKAY - dla mnie bomba, ponieważ uwielbiam ,,kombojskie" klimaty ;)
Soldiers Song na pewno zapadnie w pamięć każdej osobie, która to raz usłyszy... Szkoda, że trwa tylko siedem minut.
The Heat jest powrotem z krainy bizonów do krainy ostrzejszych rytmów. Taki klimat trzyma Hiding From The Rentman, na koniec za to EPka trochę tonuje agresywność w kompozycji Hometown, nie pozbawionej jednak mrocznego, dark`owego brzmienia.

Tylko pięć kompozycji, ale każda uderza swoją wyjątkowością - w każdej można znależć pewien punkt zaczepienia, dżwięk, do którego będzie się chętnie wracało. Poza tym EP ka nie jest łatwo dostępna za free...

1. SUGAR ISLAND
2. SOLDIERS SONG - PARTS 1 & 2
3. THE HEAT
4. HIDING FROM THE RENTMAN

5. HOMETOWN


DOWNLOAD

11 Comments:

Blogger RObert POland said...

pw: robartopoland

niedziela, 16 grudnia, 2007  
Blogger TOM said...

Robert !
Powaliłeś mnie na kolana. Dosłownie. Raz, jeden jedyny słyszałem te nagrania u Beksy - do dzisiaj pamiętam jak w nocy, gdzieś o pierwszej czy drugiej po północy słuchałem i nagrywałem na moim magnetofonie Emilia RM 107 automat ( nie miałem jeszcze wtedy słuchawek ) i byłem zauroczony.Tak - to był niesamowity klimat - poza tym, w nocy dźwięki też mają swoją moc. Gorzej nagrał mi się właśnie Soldier song - właściwie jego druga część - ale domyślasz się - specjalnie mi to nie przeszkadzało. Dzisiaj kasety już nie ma, ja bezskutecznie poszukiwałem tych nagrań, prawdę powiedziawszy nawet nie wiem jak to odbiorę, faktem jest, że bez względu na to mam ogroooomny sentyment ( cholerka starzeję się ). Piszę te słowa w momencie gdy pobieram ten materiał - ale powiem Ci jedno - masz u mnie nie jedno piwo ale całą piwnicę.
Poza tym mój ulubiony Classix Nouveaux - dziękuję za takie delicje na święta. Tobie również życzę tak wspaniałych prezentów pod choinkę bo ja właśnie je dostałem.
Tomasz

niedziela, 16 grudnia, 2007  
Blogger jacyk said...

Rob, nawet nie pytam skąd to wytrzasnałes :)
po prostu dzieki serdeczne i pozdro na świeta i nowy rok

jacyk

niedziela, 16 grudnia, 2007  
Blogger gjon said...

komentów pod starszymi wątkami nikt czytać zapewne nie będzie, więc tutaj Ci podziękuję Rob za wskazanie wąziutkiej ścieżki w znienawidzonym przez mnie od dawien dawna synth-popie i pokrewnych mu klimatach. cóż, uczyniłeś to nieświadomie, ale i tak jestem Ci bardzo wdzięczny za tekst o Spektralized. ściągnąłem wówczas obie paczki i trochę przypadkiem wrzuciłem sobie kiedyś płytkę Capture The Moment na playera. no i się zaczęło, i trwa nadal. po kilku odsłuchach zacząłem szukać w archiwach readera rss-ów źródła tych plików. bardzo sie zdziwiłem, że Ci nie podszedł akurat ten album, a porwał ich pierwszy, który uważam za tradycyjną kupę w tych klimatach. ba, dałem Ci się podejść i przesłuchałem kilka płytek VNV Nation, które kiedyś omijałem szerokim łukiem - i nadal będę, tym razem już wiedząc dlaczego :) tymczasem mp3maniaco na swoim blogu wrzucił w podobnym czasie krążek Nothern Light formacji Covenant. i zacząłem wierzyć, że jednak ten najbliższy plastikowemu elektronicznemu tandeciarstwu ;) gatunek muzyki ma coś w swoich szeregach wartego poznania. tyle że gdzie się teraz nie ruszę, szukając nieco po omacku i kierując sie recenzjami innych, znów trafiam na śmierdzące przeraźliwie kupska.
wracając do drugiego LP Spektralized - uważam go za poprawioną wersję albumu pierwszego. wokalista wreszcie zaczął śpiewać, i to z niezła charyzmą, a nie symulować klimatyczność charkocząc a la wczesny Stachursky (co jest nagminnym przekleństwem dla tego gatunku). kompozycje nabrały barw i ożywły sie od wzbogaconych o nowe pomysły aranżacji. całość mocno zbliżyła sie do zwykłej techniawki, dance'owych potupajek, ale też na nic innego tych gości nie stać, więc spełnili sie w tych utworach IMHO w 100%. o jakości tej produkcji świadczy płytka Frost Monofadera, której nie da się słuchać nawet na mocnych używkach - różni je od siebie właśnie ów magiczny moment, gdy twórcy wreszcie kolejna układanka dźwięków ułoży się w TEN jedyny, warty zachowania w pamięci utwór. to co nie udało sie na pierwszej płycie i udiscopolowiło sie pod obrzyganym różem płaszczykiem Monofadera, tutaj wybuchło wielkim ogniem.
ja natomiast rozszarpuję wściekle dyskografię Covenantów, głodny tych fascynujących nut. oj, dawno mnie tak nie wzięło. płyta Nothern Light to jeden z moich debeściaków odkrytych w tym roku. gdyby tylko cała reszta synth-ferajny miała choć kawałek z talentu tych gości. a patent na cud jest prosty - trza postawić latem budkę z saturatorem na skraju ulicy im. Pierdolniętych Od Elektroniki Muzyków i sącząc przez słomkę chłodne tonacje, opowiadać napotkanym spasionym gościom w czarnych skórach o tym, że nie tylko trzeba chcieć (bo tak mama i kompleksy kazały), ale przede wszystkim UMIEĆ tworzyć dobrą muzykę. a czasem przypieprzyć w nordycki siwy łeb, niby przeganiając zwabioną słodkościami osę.

pozdro !

środa, 19 grudnia, 2007  
Blogger RObert POland said...

Z tym nowym synthpopem tak jest, Grzegorzu, że wszyscy lecą na jedno kopyto... :)
Pamiętam album Northern Light i jego promocję w szczecinskim MM.
Kupiłem ją, lecz ze swojej strony zachwycony nie byłem... z tego krążka bije jakąś klaustrofobią, może to zasługa producenta a nie muzyki samej w sobie...
Synth... a może lepiej ,,futurepop", bo i takim szyldem lubią się te grupy nowe, depecho-podobne obwoływać, był dobry (dla mnie) w latach 2001 - 2003, po tym okresie zaczął już nużyć. Przesyt elektroniki nad wokalizą - jak już kiedyś wspomniałeś, zaczął brać górę, wiele zespołów z tego gatunku własnie to zapędziło w kozi róg.

Poza tym nikt nie przymusza, by tego słuchać mieli wszyscy :) Znam wielu, co na słowo synthpop działają efektem wymiotnym :) Ale dobrze, że choć w tym stosie plastiku znalazłeś wartosciową cząstkę, którą doceniłeś.

ROb.

czwartek, 20 grudnia, 2007  
Blogger gjon said...

napisałem tyle, a chciałem (poza podziękowaniami) przesłać Ci prośbę o kolejne podpowiedzi, co Twoim zdaniem warto poznać w tej krainie synth-utrwalaczy. przecież nie każdy tutaj przedstawia nam swoją dmuchaną w elektroniczny odbyt platikową lalę dźwięków i ocierając się o nią wypłowiałym głosem próbuje nam wmówić, że trzeba tego posłuchać ;)
zapomniałem jeszcze dodać - o czym tez kiedyś już chyba wspominałem, że w tym roku jednym z kilku ważnych momentów w moim odkrywaniu muzyki było poznanie produkcji IAMX. Chris Corner na skali "ważności" znalazł się na drugim miejscu, zaraz po Porcupine Tree. i jak tu nie wierzyć, że gdyby nie muzyka, całe to życie/istnienie nie miałoby kompletnie sensu... ;

ps. a za Bazookę też dziękuję - już zapomniałem, że kiedyś to bardzo lubiłem :)

czwartek, 20 grudnia, 2007  
Anonymous Anonimowy said...

thanks robert, its very good!!

piątek, 18 stycznia, 2008  
Blogger --- EFY said...

Nooooooooooo, it's gone! I had been searching for years for this :-((( Could you repost please???????????????????????????????????????????????????????

czwartek, 07 lutego, 2008  
Blogger RObert POland said...

re-up!

http://rapidshare.com/files/90330342/bazooka.rar.html

sobota, 09 lutego, 2008  
Anonymous Anonimowy said...

thanks matey, I owe you one! Off to burn to CD now ...

niedziela, 10 lutego, 2008  
Anonymous Anonimowy said...

vizion: Wielkie dzięki Robert za reupa, długo szukałem tej płyty - unikat, chylę czapę z głów, najlepszego..........

środa, 27 lutego, 2008  

Prześlij komentarz

<< Home